Władysław Tatarkiewicz

Urodzony 3 IV 1886 w Warszawie. Studia na UW (przerwane 1905), później m.in. w Zurychu, Berlinie, Marburgu, tamże doktorat (1910); dalsze studia na Uniwersytecie we Lwowie (1910–1911); wykładowca UW (1915–1919), habilitacja (1919). Profesor USB w Wilnie (1919–1921), Uniwersytetu Poznańskiego (1921–1923) oraz UW (1923–1961). W czasie okupacji uczestnik tajnego nauczania. W latach 1949–1957 odsunięty przez władze od pracy dydaktycznej. Profesor UJ (1945–1960). Wykładowca University of California w Berkeley (1967–1968).

Filozof, historyk filozofii, estetyk i historyk sztuki.
Członek m.in. TNW (1927), PAU (1930), PAN (1956), Międzynarodowego Instytutu Filozofii, Komitetu Międzynarodowego Historii Sztuki, Międzynarodowej Federacji Towarzystw Filozoficznych, Międzynarodowego Komitetu Estetyków.
Zmarł 4 IV 1980 w Warszawie.

O bezwzględności dobra, Warszawa 1919; Historia filozofii, t. I-II, Lwów 1931, t. III, Warszawa 1948; O szczęściu, Kraków 1947; O filozofii i sztuce, Warszawa 1986; Historia estetyki, t. I-III, Wrocław-Kraków 1960–1967; Dzieje sześciu pojęć: sztuka, piękno, forma, twórczość, odtwórczość, przeżycie estetyczne, Warszawa 1975; O sztuce polskiej XVII i XVIII wieku: architektura, rzeźba, Warszawa 1966.

M. Jaworski, Władysław Tatarkiewicz, Warszawa 1975.

DOBROCHNA DEMBIŃSKA-SIURY

WŁADYSŁAW TATARKIEWICZ*

1886–1980

 

[...] Autorzy piszący o Władysławie Tatarkiewiczu znajdują się w sytuacji, rzec by można, niejednoznacznej. Z jednej bowiem strony ogromna i nader różnorodna twórczość oszołamia, powoduje niepewność i wątpliwości przy poszukiwaniu kryterium wyboru i eliminacji; wyboru tego, co najważniejsze, i eliminacji tego, co wydaje się raczej przyczynkowe – zabiegu przecież koniecznego w opracowaniu nader skrótowym, nieroszczącym sobie pretensji do naukowej dokładności i kompletności. Z drugiej zaś, przychodzi im z pomocą książka o niezwyczajnym uroku – tom Wspomnień napisany kolejno przez Teresę i Władysława Tatarkiewiczów, w którym Tatarkiewicz i jego żona sami czynią wysiłek, by uchronić od zapomnienia minione lata wspólnego życia. Książka ta jest zarazem dokumentem działalności twórczej i długiej, bogatej kariery naukowej wielkiego uczonego. Wspomagają ją inne pisma, w których pojawia się nuta osobista; wszystko to stanowi bogaty dokument przekazujący informację o tym, co o swym życiu i swojej działalności sądził sam Tatarkiewicz. Naturalną więc rzeczy koleją on sam będzie często pełnić rolę informatora, a niejednokrotnie wręcz autora w poniższym szkicu.

Część wspomnień, ta napisana przez Władysława Tatarkiewicza, zatytułowana Zapiski do autobiografii, jest tekstem szczególnym. Można sądzić, że sprawiłaby zawód czytelnikowi rozmiłowanemu w literaturze pamiętnikarskiej, szukającemu świadectwa osobistych emocji, skrupulatnego zapisu kolejno po sobie następujących faktów i ich subiektywnej oceny. Tego bowiem w Zapiskach nie znajdzie, spotka natomiast człowieka, którego działalność była działalnością uczonego i pisarza, człowieka, którego zawód polegał niejako na wysiłku badania i opisu określonego przedmiotu zainteresowania. Nie ma przy tym większego znaczenia, czy przedmiotem tym byłby system filozoficzny Arystotelesa lub Immanuela Kanta, czy pałacyk w Łazienkach, czy wreszcie problem szczęścia. Niezależnie od badanej dziedziny, badacz staje zawsze wobec określonego faktu, stanowiącego aktualny przedmiot jego zainteresowania. I wobec owego faktu stara się zachować pełną wszechstronność, opisać go i zinterpretować z maksymalnym obiektywizmem. Otóż Zapiski do autobiografii noszą wyraźne znamię tej powinności uczonego – uchwycić fakt, określić go, ustalić przyczyny jego zaistnienia i jego bycia takim, a nie innym, rozpoznać relacje pomiędzy nim a innymi faktami, starać się zrozumieć jego rozwój i cel, którym ów rozwój jest warunkowany, a wreszcie wszystko to opisać i to opisać z troską o to, by wynik badawczy stał się możliwy do zakomunikowania. To wszystko odnajdujemy w Tatarkiewiczowej biografii, stwierdzając z niejakim zdziwieniem, że owym faktem – przedmiotem badania – jest w tym przypadku dla autora on sam, jego działalność i twórczość, jego życie. Pisząc o sobie, Tatarkiewicz zachowuje w pełni swoistość swojego stylu, stylu pracy i stylu pisania zarazem, więcej – zachowuje swoją metodę badawczą. Podczas lektury nieodparcie narzuca się wrażenie, że oto autor z możliwie największym dystansem i obiektywizmem przygląda się sobie i swojemu życiu, zgłębia przyczyny i stara się uchwycić cele; u kresu życia podejmuje jeszcze jedną pracę badawczą. I to w Zapiskach jest uderzające – odnajduje w nich czytelnik w mniejszym stopniu dzieje życia, choć te oczywiście także, bardziej zaś portret człowieka, i to portret będący raczej odbiciem charakteru niż wiernym odtworzeniem postaci.

Władysław Tatarkiewicz urodził się w Warszawie w 1886 roku. Z Warszawą związana była rodzina jego ojca, Franciszka Ksawerego, adwokata. Antonina Tatarkiewiczowa, babka Władysława, której dom ukształtował w pewnej mierze dzieciństwo małego chłopca, przez wiele lat prowadziła pensję dla panien i do końca pozostawała w zażyłej przyjaźni z wieloma spośród swoich byłych wychowanek. Tatarkiewicz wspomina najbardziej znane z dawnych uczennic babki – Pelagię Dąbrowską, wdowę po Jarosławie oraz inną panią Dąbrowską, wnuczkę Wojciecha Bogusławskiego. Dom kobiet, tak owo mieszkanie babki w domu przy ul. Długiej zostanie określone. Otoczenie rodziców i atmosferę ich własnego mieszkania przy Krakowskim Przedmieściu kształtowało środowisko byłych absolwentów Szkoły Głównej i warszawskiej palestry – kolegów ojca. Przez matkę, Marię z Brzezińskich, związany był Tatarkiewicz również z kręgami drobnego ziemiaństwa. Dzieciństwo jego upływało więc pomiędzy dwoma punktami ośrodkowymi – Warszawą i Bełżycami, majątkiem rodziców matki, położonym w okolicach Lublina. Po śmierci dziadka, gdy posiadłość się rozpadła, miejsce Bełżyc zajął mająteczek wuja – Krzywowola, jeszcze później Krzywowolę zastąpił Nałęczów. Ten podział roku, pomiędzy lato i wieś oraz zimę i miasto, oceni Tatarkiewicz jako sytuację nadzwyczaj korzystną, dane mu bowiem było poznać i miasto, i wieś, uniknąć tęsknoty do odmiennego życia, jaką na ogół miewają dzieci wychowywane wyłącznie w jednym środowisku.

Do lat swojego dzieciństwa sam Tatarkiewicz przywiązywał dużą wagę. Zgadzał się z sądem teściowej, że dzieci wychowuje się zasadniczo tylko do lat trzech, i że nabyte wówczas zasady i cechy emocjonalne są oporne wobec późniejszych wpływów. Uważał, że pogląd ten sprawdził się na nim samym. Wiele cech swojego charakteru tłumaczył właśnie wpływami otoczenia i atmosferą, w której wzrastał we wczesnym dzieciństwie. One to ukształtowały pewien zespół właściwości, określanych przezeń jako jego postawa życiowa. I tak na stosunku do innych zaważyć miały wyniesione jeszcze z domu poczucie hierarchiczności oraz nieśmiałość. W owych czasach dzieci zajmowały w rodzinie miejsce ważne, ale nie najważniejsze. On sam wzrastał raczej w środowisku ludzi dorosłych i to utrwaliło przekonanie, które pozostanie w nim do końca życia, że nie należą mu się ani pierwsze miejsca, ani czołowa pozycja. Stąd np. nie lubił zajmować pierwszych rzędów krzeseł, podobnie jak nie lubił sprawować funkcji przewodniczącego. Tej skromnej własnej ocenie towarzyszyło uczucie nieśmiałości, w dzieciństwie wobec rówieśników, później także wobec ludzi bardziej niż on pewnych siebie. W atmosferze rodzinnego domu, ciepłej i spokojnej, szuka też Tatarkiewicz źródeł swojej niechęci do sztywnego rygoru, do podziału na to, co wolno, i na to, czego nie wolno. A także osobistego wstrętu do sytuacji konfliktowych. Starał się ich unikać, a jeżeli okazywało się to niemożliwe, wolał raczej ustąpić niż dochodzić swoich racji. Podobnie wpływami domu tłumaczy swoje zamiłowanie do porządku, może nawet przesadne jeśli zważyć, że nieład na biurku wręcz przeszkadzał mu w pracy, jak również psychiczną potrzebę posiadania programu na przyszłość, bez którego, jak sam wyznaje, czuł się źle, chociaż zarazem nie uważał za konieczne bezwzględnie się do niego dostosowywać.

Można zauważyć, że ta właśnie cecha, umiejętność poddania się przypadkowi, jeżeli tak los się potoczy i sytuacja będzie tego wymagać, zaważy na życiu Tatarkiewicza. Przykład stanowić może wybór drogi życiowej, czy raczej brak wszelkiego świadomego wyboru i całkowite poddanie się biegowi wydarzeń. Jak sam pisze, po ukończeniu gimnazjum usiłował dostać się na politechnikę, bez żadnego zresztą przekonania ze swojej strony, jednakże dlatego, że taka była wola jego rodziców. Co chciałby studiować on sam? Tego nie wiedział. Nauka nie pociągała go, gdy w szkolnych czasach jego koledzy czytali dzieła Spinozy, on czytał wprawdzie bardzo dużo, ale nie wykraczał w tym poza beletrystykę i poezję. Po niepowodzeniu w swoich staraniach o przyjęcie na studia techniczne, zapisał się na Wydział Matematyczny UW, ciągle mając na uwadze plany politechniczne. Nie było mu jednak dane odkryć piękna świata liczb, którym tak bardzo zachwycało się wielu matematyków. Matematyka nudziła go przeraźliwie i po trzech tygodniach zrezygnował z wysiłków. Przeniósł się wówczas na Wydział Prawa, bynajmniej nie z zainteresowania ani dla podtrzymania tradycji rodzinnych. Po prostu tam studiowali lubiani przez niego koledzy. Był na drugim roku prawa, gdy przyszły burzliwe czasy 1905 roku. Uniwersytet Warszawski został zamknięty, on sam pozbawiony praw studenta. Wyjechał wówczas na studia do Zurychu i znowu nie dlatego, by szczególnie pociągał go rozwój szwajcarskiej nauki, lecz by móc towarzyszyć bliskiemu przyjacielowi, Władysławowi Korniłowiczowi, który tam właśnie zamierzał studiować. W wyborze przedmiotów był podobnie niesamodzielny, jak w wyborze uczelni, słuchał tych samych wykładów co jego kolega – różnych dyscyplin przyrodniczych, antropologii. Tak minął semestr, po którym przeniósł się Tatarkiewicz do Berlina. Uniwersytet berliński zgromadził wówczas wielu wybitnych wykładowców, zwłaszcza z zakresu filozofii, co nie oznaczało bynajmniej, że właśnie dzięki nim zainteresował się filozofią, owszem przygodnie słuchał i tych wykładów, ale przyznawał, że nigdy nie wysłuchał systematycznie i do końca żadnego kursu historii filozofii, estetyki czy logiki i sam byłby bardzo złego zdania o studencie, który studiowałby, podobnie jak on, bez żadnego programu, poddając się przypadkowym zainteresowaniom. Nie można jednak powiedzieć, że czas berliński był pod względem naukowym czasem dla niego straconym. Studiował dużo, lecz nieporządnie, bez żadnego określonego planu – historię polityczną, archeologię i anatomię, historię sztuki, psychiatrię i chemię, socjologię i psychologię. Przez dwa lata prowadził Tatarkiewicz w Berlinie życie nadzwyczaj intensywne, nie tylko naukowo, także towarzysko. Poczuł się wreszcie zmęczony i postanowił przenieść się do któregoś z mniejszych uniwersytetów. Sam pisze, że przypadek sprawił, iż wybrał Marburg. A jeżeli Marburg, to i filozofię, i to filozofię określonego rodzaju, neokantowską; innych możliwości praktycznie nie było. Wybór filozofii, jako przedmiotu studiów późniejszego sławnego historyka filozofii, był więc przypadkowy i niewiele nań wpłynęły wysłuchane wcześniej wykłady filozofii jeszcze w okresie warszawskim oraz monograficzne wykłady Simmla w czasach berlińskich. Studia marburskie zakończyła rozprawa doktorska na temat układu pojęć w filozofii Arystotelesa, przez profesorów przyjęta bez specjalnych pochwał, ale i bez krytyki, doceniona natomiast bardzo pochlebną recenzją przez Davida Rossa.

Czas swoich studiów Tatarkiewicz podsumuje w sposób następujący: „tak się skończyły me studia: chaotyczne, przypadkowe, niekierowane. Dowiedziałem się w ich toku, jak niektórzy filozofowie uprawiają naukę, ale żaden mi nie poradził, jak ja mam ją uprawiać; ani też nie podsunął tematu dalszej pracy. Mych mistrzów marburskich podziwiałem, ale nie miałem najmniejszej ochoty iść ich torem. Skończyłem studia, ale nie zdobyłem programu na przyszłość. Wina była mych profesorów, ale także i moja”.

Próbował Tatarkiewicz ten program zdobyć, przysłuchując się wykładom Kazimierza Twardowskiego we Lwowie. Był to jednak 1910 rok i na skutek zamieszek wykłady zostały zawieszone. Ów okres przygotowania do kariery naukowej zakończył rok w Paryżu, gdzie Tatarkiewicz, obok wykładów z zakresu literatury i sztuki, słuchał Bergsona i Janeta. Ale jak sam ocenił, słuchał ich raczej z przyjemnością niż z pożytkiem.

Okres paryski zamknął czas studiów i zarazem czas pobytu za granicą. Powrócił jako młody doktor do kraju. Z dystansu czasu wybór swojej drogi życiowej ocenił jako przypadkowy i przyznał, że jego życie było właściwie życiem niezaplanowanym. Program pracy, o którym była mowa, był mu potrzebny na czas krótki, na najbliższą przyszłość, i to raczej jako ogólna rama, a nie zbiór sztywnych wytycznych, natomiast planów dalekosiężnych nie czynił, nie miał zwyczaju decydować o tym, co miało się dopiero wydarzyć. Uznał, że tak było słusznie, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę niepewność polskich losów w pierwszym dwudziestoleciu XX wieku. Czasem nachodziły go myśli, że może w innej dziedzinie osiągnąłby więcej, nie przeszkadzało mu to jednak w spokojnym pogodzeniu się z tym, co dane mu było czynić. Zastanawiająca postawa, dziwny splot systematyczności, wymagającej planu i programu, i niemal bezwolności w tym, co najważniejsze. Tej dwoistości będzie sam świadomy. Od 1911 roku, aż do końca życia, miał zwyczaj regularnie zapisywać w małych kalendarzykach, dzień po dniu, najważniejsze wydarzenia – gdzie był, co robił, kogo spotykał. Trzydzieści cztery kalendarzyki do 1944 roku, kiedy wszystkie spłonęły podczas sierpniowego powstania, i trzydzieści dwa po wojnie, do chwili, w której spisywał swe refleksje o własnym życiu. Zapisując te wydarzenia, dodawał po latach, że na tę systematyczność nie zdobył się nigdy w pracy naukowej; kiedyś w młodości robił notatki w zeszytach, a później tego zaniechał, nigdy nie miał porządnej kartoteki, zapisywał dane na luźnych kartkach, jakie akurat znalazły się pod ręką.

Tak minął okres młodości i beztroski, o którym napisze: „Nie ja kierowałem warunkami życia, lecz warunki mną kierowały i to okazało się korzystne. Niczego szczególnego się nie spodziewałem, na wiele różnych losów byłem gotów się zgodzić. [...] Dziś, gdy to wszystko dawno minęło, nie mam wątpliwości, że to było na swój sposób dobre”.

Powrócił Tatarkiewicz po studiach do kraju w 1913 roku. Bez żadnego programu i bez żadnych planów. Można powiedzieć, że oczekując propozycji od losu. W pierwszych latach w Warszawie życie jego potoczyło się dwiema drogami, drogą sztuki i drogą filozofii. Początkowo wydawać się mogło, że sztuka weźmie górę. To w tej dziedzinie robił cenne odkrycia, to o niej przede wszystkim pisał. Spotkania z filozofią ograniczały się do złożenia sprawozdania z tego, co poznał na Zachodzie – kantyzmu i fenomenologii oraz do wykładów, dość elementarnych, dla kobiet kształcących się na kursach pedagogicznych Miłkowskiego i kursach Katolickiego Związku Kobiet. Wybuchła wojna, przyszedł rok 1915, ważny nie tylko dla Tatarkiewicza, rok szczególny dla Warszawy, a również dla całej polskiej nauki. Jesienią tego roku powstał bowiem Uniwersytet Warszawski i na nim to właśnie został Tatarkiewicz pierwszym wykładowcą filozofii. W tym fakcie ujrzy również dowód działania przypadku w jego życiu. Był przecież młodym i niedoświadczonym badaczem, jak pisał, inni byli bardziej od niego godni tego stanowiska, ale, odcięci frontem od Warszawy, nie mogli być brani pod uwagę, gdy tworzono tam uczelnię. Jemu szczęśliwym zbiegiem okoliczności udało się powrócić na czas, choć wracał z daleka, bo aż z Lido, gdzie spędzał wakacje w lipcu 1914 roku.

15 listopada 1915 roku to data pierwszego wykładu Tatarkiewicza, data, która związała go na trwałe z Uniwersytetem Warszawskim; jego uczelnią, chociaż były przecież lata przerwy – od 1919 roku dwuletni okres wileński, bezpośrednio po nim także dwuletni – poznański, wreszcie, już po wojnie, lata 1949–1956, lata odsunięcia od pracy z młodzieżą, przymusowa przerwa w serdecznych kontaktach z Uniwersytetem. Bo kontakty te były serdeczne. Uderza to szczególnie w relacji człowieka tak powściągliwego, jakim był Tatarkiewicz, co zresztą przyznaje sam we wstępie do autobiografii. Rzadko pozwala w niej sobie na ton osobisty, przeważa obiektywny dystans badacza, nawet do faktów z własnego życia. A jednak, gdy pisze o Uniwersytecie, jego styl traci opanowany spokój, pobrzmiewa w nim ciepło i niemal tkliwość: „To podwórze, ten pokój [dawny gabinet prof. Tatarkiewicza w gmachu porektorskim – D.D.-S.] – to było miejsce najbardziej moje na świecie, codzienne, moje bardziej jeszcze niż własny pokój we własnym mieszkaniu. Było w środku Warszawy, ale sielskie, za oknem rosły piękne drzewa uniwersyteckiego dziedzińca”. Tak zatem obecność w Warszawie, w czasie gdy powstawał Uniwersytet, zadecydowała o wyborze drogi życia i karierze naukowej młodego uczonego. Wybór padł ostatecznie na filozofię. Pierwszy okres pracy w warszawskiej uczelni trwał do 1919 roku. Ten rok był podwójnie dla niego ważny – habilitował się oraz zawarł związek małżeński z Teresą Potworowską. Odtąd będzie już czuł się odpowiedzialny za życie ich dwojga, życie rodziny. Mimo habilitacji nie mógł liczyć na własną katedrę w którymkolwiek z działających wówczas polskich uniwersytetów. W każdym z nich, to znaczy w Warszawie, Krakowie i Lwowie, katedry filozofii były już obsadzone. W 1919 roku powstaje jednak Uniwersytet Wileński i Tatarkiewicz obejmuje na nim Katedrę Filozofii. Oboje z żoną z dużym sentymentem wspominają wileńskie lata, ludzi, wśród których przyszło im żyć i pracować. Przyjazne, serdeczne stosunki, ożywione życie towarzyskie, obcowanie z postaciami nieprzeciętnymi: Marianem Zdziechowskim, Ferdynandem Ruszczycem, Stanisławem Kościałkowskim, Marianem Massoniusem czy nawet Wincentym Lutosławskim, choć ów wówczas raczej szokował sposobem bycia, niż fascynował autorytetem. A wszystkiemu towarzyszył entuzjazm – duma z tego, kształtującego się tak daleko na Wschodzie, ośrodka polskiej nauki. Zbliżający się w 1920 roku front zakończył pobyt państwa Tatarkiewiczów w Wilnie. W popłochu opuścili miasto i powrócili do Warszawy. W tych trudnych czasach oboje stawili się do pomocy, Tatarkiewicz do wojska, jego żona do pracy jako pielęgniarka.

Wojna zniszczyła Wilno, w którym zresztą Tatarkiewiczowie nigdy nie mieli własnego mieszkania i korzystali z części pomieszczeń seminarium filozoficznego. Byli już zmęczeni stałą tułaczką i gdy jemu zaproponowano Katedrę Historii Sztuki w nowo powstającym uniwersytecie w Poznaniu, chętnie się zdecydowali tam przenieść. Czas poznański trwał krótko, podobnie jak wileński tylko dwa lata; zaznaczył się tym, że po raz pierwszy i jedyny w życiu Tatarkiewicz zajmował Katedrę Historii Sztuki; cechowało go też ożywione życie towarzyskie, ale w odróżnieniu od wileńskiej bezpretensjonalności i prostoty, to było życie salonowe, można rzec wielkoświatowe. W 1923 roku powraca Tatarkiewicz do Warszawy, gdzie otrzymuje jedną z trzech katedr filozofii, między innymi obok Tadeusza Kotarbińskiego.

Określi ten okres jako zwyczajny, ale zwyczajny w znaczeniu dobry, spokojny, oddany pracy, uwieńczony sukcesami, spełniający oczekiwania. W ocenie Tatarkiewicza był to główny okres jego życia, szesnaście lat, nagle przerwanych wojną. Uzyskał wówczas wszystko, czego człowiek nauki może pragnąć. W 1927 został profesorem zwyczajnym, w 1930 roku – członkiem Polskiej Akademii Umiejętności. Zdobył uznanie i to na skalę międzynarodową. Wobec niechęci jego kolegów do wojaży, to on zwykle reprezentował Uniwersytet Warszawski na międzynarodowych kongresach, zarówno filozoficznych, jak również z zakresu historii sztuki. Został członkiem wielu międzynarodowych organizacji: Międzynarodowego Instytutu Filozofii (IIP), Komitetu Międzynarodowego Historii Sztuki (CIHA), Międzynarodowej Federacji Towarzystw Filozoficznych (FISP), a po wojnie także Międzynarodowego Komitetu Estetyków oraz Unii Międzynarodowej Akademii Nauk (UAI). Napisał w tym czasie swoje pierwsze wielkie dzieło, Historię filozofii, podręcznik, z którego studenci w Polsce po dziś dzień uczą się najchętniej. A zaczął je pisać na zamówienie Ossolineum w 1924 roku. Nad pierwszymi dwoma tomami pracował przez pięć lat; trzeci powstawał podczas wojny i spłonął razem z domem podczas powstania warszawskiego. Odtwarzał go autor z pamięci już po wojnie. W pracy nad Historią filozofii odkrył Tatarkiewicz swoje zainteresowanie przeszłością. Pisze, że nią zajmował się najchętniej, teraźniejszość jest bowiem mało znana a o przyszłości trudno cokolwiek orzekać. Ponadto historia daje okazję do klasyfikacji, wyróżniania odmian i typów, refleksji nad możliwościami ludzkiej twórczości i myśli. Stąd też w jego bibliografii przeważają dzieła z zakresu historii – historii filozofii, historii sztuki czy historii estetyki.

Był to okres nadzwyczaj pracowity, oddany niemal bez reszty Uniwersytetowi, ale też nadzwyczaj owocny w sensie twórczym. Tatarkiewicz sam zastanawia się, w jaki sposób umiał to wszystko pogodzić w czasie, tym bardziej, że życie jego także nie było wyizolowaniem w ciszy gabinetu. Zawsze lubił życie światowe, przyjęcia, bale, liczne wizyty. Starał się na wszystko znaleźć czas, jakby wiedział, wedle jego własnego stwierdzenia, że przyjdzie mu żyć długo. Cztery przedpołudnia w tygodniu spędzał na Uniwersytecie – wykładał, potem przyjmował studentów, wreszcie sam pracował w bibliotece. Wykłady wspomina z przyjemnością. Były atrakcyjne i tak licznie uczęszczane, że odbywał je w auli. Raz lub dwa razy w tygodniu uczelnia zajmowała także popołudnie i wieczór, odbywały się wówczas seminaria, czasami zaś Rada Wydziału. Na pracę twórczą pozostawało więc czasu nie tak wiele, zasadniczo dwa dni w tygodniu, ale one już były poświęcone wyłącznie jej, podobnie jak znaczna część wakacji spędzanych często na wsi, w Radoryżu, mająteczku rodziny żony. Odznaczał się ponadto Tatarkiewicz niezwykłym szacunkiem dla czasu, jeśli można by tak rzecz określić. Żartuje, że większość jego dzieł powstała w czasie jakby zaoszczędzonym, podczas minut oczekiwania na obiad lub przyjście umówionego gościa. Nawet kwadrans – to już była chwila wystarczająca do napisania kilku zdań. Wypada podziwiać rzadki dar szybkiego skupienia i łatwość pisania; dla większości ludzi pióra kwadrans to zaledwie tyle, aby zebrać myśli, może co najwyżej myśl przyoblec w formę, na zapisanie jej jednakże zabrakłoby już czasu.

Ten spokojny okres pracy i świetnej kariery naukowej wielkiego uczonego przerwał wybuch II wojny światowej. Zastał państwa Tatarkiewiczów na Podlasiu, na wsi. Wrócili do Warszawy dopiero w końcu listopada. Nie oznaczało to jeszcze rozstania z lubianym Radoryżem. Do 1943 roku spędzali w nim zawsze czas letni. Wojna nie była dla Tatarkiewicza przerwą w pracy. Wykładał na dwu tajnych uniwersytetach, pracował twórczo – wówczas powstał trzeci tom Historii filozofii, a poprzedziło go dzieło O szczęściu. Nasuwa się refleksja o niezwyczajnej mocy, jaką daje swoim apostołom wiedza. W dniach wojennej grozy Adam Krokiewicz pracował nad przekładem Ennead Plotyna, sam Plotyn, bardzo już chory i cierpiący, pisze przed śmiercią księgi poświęcone zagadnieniu szczęścia, wiele stuleci później ten sam problem – szczęścia – podejmie Władysław Tatarkiewicz i podobnie w dramatycznych okolicznościach.

Wypędzeni podczas powstania z Warszawy, tułali się Tatarkiewiczowie przez czas jakiś, wreszcie znaleźli się w Krakowie. Koniec wojny zastał ich w okolicznym majątku. Otwarcie Uniwersytetu Jagiellońskiego zapoczątkowało nowy okres w życiu, miał on być tymczasowy, od jesieni 1945 roku zaczął już nawet Tatarkiewicz dojeżdżać na wykłady do Warszawy, jednakże tylko do 1949 roku. W lecie tegoż roku wezwano go do Ministerstwa Oświaty i tam oświadczono, że wprawdzie zatrzymuje profesorską pensję, jednakże zostaje odsunięty od pracy z młodzieżą. Przerwa w działalności akademickiej miała trwać aż do października 1956 roku. Wobec takiej sytuacji zostali państwo Tatarkiewiczowie w Krakowie i powrócili do Warszawy dopiero w 1960 roku. Powrócił profesor na Uniwersytet, z którym tak bardzo się zżył, do miejsca, które uważał za swoje, choć nie do swego dawnego pokoju. Wydział Filozoficzny przeniesiony bowiem został na drugą stronę Krakowskiego Przedmieścia, poza główny teren Uniwersytetu, i teraz już tylko z zewnątrz oglądał Tatarkiewicz pokój, o którym mówił, że był bardziej jego własny niż gabinet we własnym mieszkaniu. Jeszcze po latach, w 1976 roku, w wywiadzie udzielonym „Studiom Filozoficznym” z okazji swoich 90. urodzin, powie: „Uniwersytet Warszawski jest gmachem, który najbardziej na świecie jest dla mnie naładowany wzruszeniem. Chyba bardziej jeszcze niż mój pokój w moim mieszkaniu. Gabinetu, jaki zajmowałem w Zakładzie Filozofii w latach 1915–1918, 1923–1939, 1945–1948, nie widziałem przeszło od ćwierć wieku, a śni mi się po nocach. Należy się tego wstydzić, ale gmachy uniwersyteckie są mi bardziej jeszcze sprawą osobistą niż symbolem i «miejscem kumulowania procesu ciągłości»”. Praca uniwersytecka trwała tym razem do chwili przejścia na emeryturę w 1960 roku.

Fakt ten nie oznaczał bynajmniej wycofania się z aktywnego życia naukowego. Dalej pracował twórczo, pełen energii intelektualnej i sprawności jeszcze przez długie lata. Ostatnią swoją książkę napisał w dziewięćdziesiątym roku życia. Były to Dzieje sześciu pojęć. Wolny od uniwersyteckich obowiązków mógł Tatarkiewicz przyjąć także propozycję wykładów za granicą. Wspominając o tym, dotykamy całego obszernego tematu, mianowicie jego międzynarodowych kontaktów i zagranicznych podróży. Było ich wiele. Zaczęły się jeszcze w okresie międzywojennym i, jak już wspominano, wyjeżdżał często, zdobywając sobie uznanie i międzynarodową pozycję. Poświadcza to członkostwo wielu międzynarodowych organizacji i uczestnictwo w ich komitetach. Po przerwie spowodowanej wojną i powojennymi ograniczeniami, począwszy od 1956 roku znowu stał się oczekiwanym uczestnikiem międzynarodowych kongresów i konferencji. Corocznie bywał w Brukseli na zebraniach Unii Akademickiej (Union Academique Internationale), często jeździł na kongresy filozofów i historyków sztuki, a regularnie na zjazdy estetyków. Jeszcze w 1972 roku, będąc człowiekiem już osiemdziesięcioletnim, uczestniczył w zjeździe estetyków w Bukareszcie. Jako największe wydarzenie wspomina jednakże dwa pobyty w Stanach Zjednoczonych. Pierwszy, w 1962 roku, był dość krótki, drugi w latach 1967–1968 trwał dwa semestry, na które Tatarkiewicz został zaproszony jako wykładający profesor do Berkeley, na University of California. Lubił podróżować. Przy spisywaniu Zapisków z żalem przyznaje, że odmówił dwu zaproszeniom – do Indii i Meksyku, i że tego żałuje.

Tak więc przejście na emeryturę nie oznaczało kresu pracy. Dalej Tatarkiewicz prowadził wykłady, pisał, podróżował. Jak sam zauważa, jest to szczególną zaletą zawodu, że gdy człowiek nauki przechodzi w stan spoczynku, po prostu robi dalej to, co robił dotychczas. I może nawet jest to lepsze – pozostaje ciągle praca, a nie ma już przymusu, nie ma już także rywali, a może nawet i wrogów. Życie staje się przeto przyjemniejsze. Takiego życia miał jeszcze przed sobą wiele lat. Odszedł w 1980 roku, jego śmierć poprzedziło wydarzenie dlań najtragiczniejsze – śmierć żony, z którą przed tylu laty złączył swoje życie, wówczas, gdy od egzystencji w jednej osobie przeszedł do egzystencji w dwóch osobach, jak sam to określił. Tę swoją wierną towarzyszkę przeżył o lat kilka. Odszedł z poczuciem, że niczego nie został pozbawiony, że otrzymał już wszystko, co mu się należało. I chyba też trochę z uczuciem zmęczenia swoim długim życiem. Napisze, że zawsze był do życia przywiązany, ale jednak nie podzielał pragnienia Goethego do ponownego przeżycia wszystkiego jeszcze jeden raz: „Gdyby następne życie miało być takie samo jak obecne, to – nie jestem go ciekawy; gdyby zaś miało być inne, to bym się lękał, że będzie złe, bo niemało wszelkiej nędzy widziałem dookoła”.

Wspomniałam na początku, że Zapiski mniej są dokładnym rejestrem faktów z życia, bardziej natomiast stanowią wizerunek człowieka, i to w pewnej mierze, jeżeli tak rzec można, wizerunek duchowy. Spotykamy się w nich z autorem. Spotykamy zatem człowieka, który nade wszystko cenił jasność oraz prostotę i był mocno przekonany o tym, że wszystko, rzecz każda i każde zjawisko – świat cały dadzą się wyrazić właśnie tak, w sposób jasny i z prostotą. Sam o sobie napisze: „Jedną z intencji tego, co napisałem, było: uprościć obrazy świata, w szczególności świata ludzkich czynności i wytworów, i przez uproszczenie uczynić go przejrzystszym i lepiej zrozumiałym”. Zwierzenia „metodologiczne” Tatarkiewicza, jeśli można by to tak określić, bardzo sugestywnie przywodzą na myśl Kartezjańskie rozważania o metodzie. Ten sam kult jasności i prostoty, ta sama tendencja do upraszczania tego, co jawi się ciemne i skomplikowane, ta sama analityczna skłonność, do zestawiania szczegółów, faktów czy okazów, przy równoczesnej trosce o to, aby zgromadzić ich jak najwięcej, możliwie wszystkie. Określi to sam jako skłonność do sporządzania zawsze jakiegoś inwentarza niezależnie od tego, czym się aktualnie zajmował – „to jednak intencja była podobna: był to zawsze jakiś inwentarz, inwentarz form myśli czy inwentarz form sztuki”. Myśli filozofów grupowały mu się w pewne nurty i tendencje, podobnie jak zabytki w typy i formy. A więc skrupulatnej analizie towarzyszyła klasyfikacja, wyodrębnienie pewnych odmian i typów łączących charakterystyczne własności. Ta troska o porządek formalny jest nadzwyczaj wyraźna w jego dziełach. Przyjrzyjmy się na przykład Historii filozofii, podręcznikowi, na którym wychowały się już całe pokolenia studentów. Każdy okres jest w niej poprzedzony ogólną charakterystyką szkicującą rozwój problematyki, wskazującą główne ośrodki, nurty i tendencje. Każdy też kończy się precyzyjnymi Zestawieniami zawierającymi główne zagadnienia danej epoki oraz podstawowe pojęcia i terminy, bilans okresu, a także chronologię i króciutkie tło najważniejszych wydarzeń. Troska o przejrzystość i łatwość przyswojenia niełatwej przecież wiedzy, ta wielka zaleta autora, stały się przekornie swoistą zmorą dla egzaminatorów, którym często przychodzi spotykać się ze studentami niezbyt pilnymi. Otóż wielu z nich w swoim wysiłku zgłębiania filozofii poza owe zestawienia nie wykracza, zastępując nimi całą treść podręcznika. Tego wielki autor nie mógł jednak przewidzieć.

Klarowność języka i przystępność wykładu nie były u Tatarkiewicza czymś mimowolnym. Uważał je za podstawowy obowiązek pisarza. Zapytano go kiedyś w jednym z wywiadów, czy przy swojej niezwykłej jasności wypowiadania się potrafiłby napisać podręcznik filozofii dla dzieci. Nie zaprotestował, stwierdził, że dobry znawca tematu i dobry pisarz powinien zawsze wyłożyć problem zgodnie z możliwościami przyswojenia wiedzy przez odbiorcę. Wśród innych zwierzeń znajdujemy w Zapiskach i to: „Za mój obowiązek pisarza mam przede wszystkim wyłożyć rzecz prosto i jasno. Uważam za ciężki zarzut, gdy mi ktoś powie, że mnie nie zrozumiał. Bo raz jeszcze to powtórzę: aby twierdzenie czy pojęcie przeszło z umysłu piszącego (czy mówiącego) do umysłu czytającego (czy słuchającego), musi być dokonana pewna praca, a sądzę, że jest lepiej, gdy ją wykona piszący (czy mówiący). W myśl tego sam postępowałem. W młodych latach męczyłem się nieraz nad cudzymi, ciemnymi książkami; teraz, gdy nie rozumiem, raczej rezygnuję z lektury. Może czasem na tym tracę; ale częściej zyskuję. Jest na szczęście jeszcze dość jasnych książek do czytania”.

Z tą samą klarownością i prostotą pisze Tatarkiewicz o swoim życiu – jakie ono było, czy spełniło jego oczekiwania, czy był szczęśliwy. I w tych uwagach o własnym życiu odnajdujemy często refleksje, którymi dzielił się z nami w swoich dziełach etycznych. Jak wówczas, gdy zastanawia się nad własnym szczęściem, by w końcu stwierdzić, że przy swoim usposobieniu, przy skłonności do szybkiego zapominania tego, co sprawiło ból czy przykrość, a także wobec zasady niepoddawania się zmartwieniu z powodu przykrości, mających dopiero nastąpić w przyszłości – a zatem, przy takim usposobieniu był szczęśliwy. Oczywiście, że przykrości przeplatały mu się w życiu z przyjemnościami, ale szczęście nie na tym polega, aby być szczęśliwym w każdym momencie i w każdej sytuacji, szczęście bowiem, to według jego znanego określenia – dodatni bilans w życiu, to zadowolenie z niego jako całości, przy czym to zadowolenie z całości nie wymaga szczęścia w każdej chwili owej całości. Tak więc był szczęśliwy w tym właśnie sensie – zadowolenia, nie zaś upojenia życiem.

Czy osiągnął cel, który sobie zamierzył? Przede wszystkim nie miał zwyczaju zadawania sobie celów, tak jak nie miał planu na przeżycie życia. Napisze: „Moje dzieje można też tak określić: raczej los kierował nimi, niż ja próbowałem kierować losem. Nie wstydzę się tego, choć zapewne nie doceniałem możliwości jednostki w jej zapasach ze zdarzeniami”. Cel w życiu miał Tatarkiewicz jeden, jak sam powie – przeżyć je w miarę znośnie i przyzwoicie. Pomagały mu w realizacji tych prostych zamierzeń cechy jego charakteru – nigdy nie był przesadnie ambitny ani przekonany o tym, że tylko on ma rację. Nie doświadczył zatem rozczarowań z powodu nadmiernego mniemania o sobie czy skłócenia ze środowiskiem.

Na dodatni bilans życia niewątpliwy też wpływ miała jego praca. Robił to, co chciał robić, i lubił robić to, co robił. Miał przy tym zwyczaj nie czynić z pracy nadmiernego ciężaru, nie doprowadzać do znużenia jakimś tematem, do działania bez satysfakcji. Sam stwierdza, że zapewne z tego też wzięła się jego dwupolówka – filozofia i estetyka – możliwość zmiany przedmiotu przeciwdziałała zmęczeniu i znudzeniu.

I tak żyjąc bez planu i pracując bez przymusu, zdobył Władysław Tatarkiewicz pozycję o międzynarodowym znaczeniu, jaką nieczęsto uczonemu zdarza się zdobyć. I zyskał sobie sławę nie w jednej, wąskiej specjalności, w tylko jakimś wycinku. Myślę, że nie sposób odpowiedzieć na pytanie, która z tych dziedzin przyniosła mu większe uznanie – historia filozofii, etyka, estetyka, a może historia sztuki? Doprawdy trzeba nie lada talentu, geniuszu oraz wysiłku, by zająć w nauce miejsce takie, jakie on zajął. Chociaż sam tego tak nie ujmował. Wątpił w to, by nauka była dziełem geniuszy, raczej ludzi inteligentnych, wytrwałych i z poczuciem ładu. To ostatnie wydawało mu się szczególnie ważne. Podobnie sceptycznie, jak wyżej o tym była już mowa, odnosił się do harowania na polu nauki. Trzeba jednakże być Władysławem Tatarkiewiczem, by osiągnąć to, co on osiągnął, przy jego recepcie na sukces. Oto fragment wywiadu, którego udzielił w wieku lat dziewięćdziesięciu:

„Życie pana profesora wypełnione jest imponującymi dokonaniami naukowymi; czy zechciałby pan sformułować jakieś reguły wydajnej pracy naukowej?

W.T. – Reguły wydajnej pracy? Nie zmuszać się do pracy. Ale pracować ilekroć jest do niej okazja, siła i usposobienie, nie lekceważyć kwadransów, bo z nich złożą się godziny i doby.

– Jak przedstawia się organizacja własnych badań pana profesora, rytm dnia pracy?

W.T. – Rytm mego dnia pracy jest zmienny: pracuję, gdy mnie inne sprawy od tego nie odrywają. Dawniej pracowałem jedynie przed południem, ale ostatnio przestałem się tego trzymać”.

Bibliografia naukowa Władysława Tatarkiewicza imponuje swoją objętością i różnorodnością. Zawiera dzieła tej miary, co Historia filozofii, Historia estetyki, Dzieje sześciu pojęć, O szczęściu. Kim zatem był? Historykiem sztuki, historykiem filozofii, filozofem, estetykiem, czy etykiem? W artykułach ofiarowanych mu w darze bądź poświęconych jego pamięci często powtarza się określenie – wielki humanista. I odnosi się wrażenie, że jest ono wyjątkowo trafne. Próba podjęcia sporu o pierwszeństwo któregoś z owych przedmiotów zainteresowania byłaby jednoznaczna z wielkim zubożeniem i spłaszczeniem tej umysłowości i postaci prawdziwie renesansowej. Można też szukać wzorca jeszcze dalej, jeszcze bardziej wstecz. Gdy czyta się mądre i piękne dzieła Tatarkiewicza doznaje się wrażenia, że w jakiś sposób jest w nich obecna osoba autora, osoba na miarę antycznych mędrców, którzy w przedziwny sposób potrafili nierozdzielnie łączyć trzy najwyższe ludzkie wartości – prawdę, dobro i piękno. Podobnie jak w starożytnym ideale, ideale Sokratesa, Platona i Arystotelesa, gdzie każda z tych wartości implikuje pozostałe i nie można być dobrym czy pięknym nie będąc zarazem mądrym, a również nie można być mądrym nie ucieleśniając tym samym prawdy w dobrym i pięknym życiu, tak osoba i dzieło Władysława Tatarkiewicza naznaczone są znamieniem owej greckiej niepodzielnej, nieprzetłumaczalnej i w pewnym sensie niepojętej dla nas najwyższej doskonałości – areté.

Pragnienie odkrywania prawdy można odnaleźć na kartach jego książek, jego podręczników – Historii filozofii czy Historii estetyki – w których nie ma myślicieli bardziej lub mniej lubianych, nie ma kierunków preferowanych lub dezawuowanych; z bezprzykładną tolerancją i szacunkiem wobec cudzych poglądów, z niesłychanym obiektywizmem przedstawia w nich autor dzieje idei i myśli ludzkiej. To dążenie do prawdy staje się niezłomnym, gdy dotyczy własnego życia, wartości, które się uznaje za swoje; tych wartości w żadnej sytuacji nie składa w ofierze, nawet, gdy przyjdzie mu zapłacić cenę najwyższą – rozstać się z umiłowanym zawodem i z miejscem, tym, które było jego „najbardziej na świecie”. Lecz w tym rozstaniu nie ma uczucia nienawiści, pogardy i pragnienia odwetu, jest godne odejście człowieka niechcianego, człowieka, który nie znajduje dla siebie miejsca i roli w czasie, który nadszedł. Tatarkiewicz jest nadal pełen życzliwości dla ludzi, tak jakby obcowanie z mądrością umacniało, dawało z konieczności dobroć, ale tę grecką dobroć wyraźnie wzbogaca tolerancja i wyrozumiałość wobec innych.

Jak prace z dziedziny filozofii poświęcone były odkrywaniu prawdy, tak te z zakresu estetyki i sztuki ukazywały drogę poszukiwania piękna. Czy można jednak w twórczości Tatarkiewicza czynić takie podziały? Czy jego dzieła filozoficzne nie ukazują czytelnikowi również piękna, nieodpartego piękna świata ludzkiej myśli? I czy tylko jego twórczość i działalność naukowa stanowiły urzeczywistnienie greckiego ideału jedności prawdy, dobra i piękna? Ci, którym było dane go znać, podkreślają trwałą spójność ideałów, tych, które głosił na kartach swych dzieł, z tymi, którym dawał wyraz w życiu. Piękna praca O szczęściu, tak bardzo nasycona własnym doświadczeniem i refleksją nad własnym życiem, odsłania postać człowieka, o którym można powiedzieć, że był to mędrzec na miarę wielkich greckich ideałów, ów aristos aner, którego kultura europejska poszukuje już od czasów Homera, a którego na przestrzeni dziejów nie tak często zdarza się spotkać.

Wybrana literatura

 

Białostocki J., Władysław Tatarkiewicz jako historyk sztuki, „Studia Filozoficzne” 1976, nr 4.

Jadacki J., Homo – Philosophicus – Polonus, „Odra” 1981, nr 10, 11.

Jaworski M., Władysław Tatarkiewicz, Warszawa 1975.

Kuczyńska A., Władysław Tatarkiewicz jako historyk estetyki, „Studia Filozoficzne”1976, nr 4.

Kuczyńska A., Władysław Tatarkiewicz: w poszukiwaniu ładu pojęć i ładu świata, „Przegląd Humanistyczny” 1985, nr 7–8.

Pelc J., Władysław Tatarkiewicz – filozof najwyższych wartości, „Studia Filozoficzne” 1976, nr 4.

Suchodolski B., Władysław Tatarkiewicz jako historyk filozofii, „Studia Filozoficzne” 1976, nr 4.

Tatarkiewicz T., Władysława Tatarkiewicza autoportret filozoficzny, „Edukacja Filozoficzna” 1987, nr 3.

Tatarkiewiczowa T., Tatarkiewicz W., Wspomnienia, Warszawa 1979.

Trwanie i twórczość – rozmowa z Profesorem Władysławem Tatarkiewiczem, „Studia Filozoficzne” 1976, nr 4.

Wiśniewski R., Aksjologia Władysława Tatarkiewicza, „Ruch Filozoficzny” 1980, nr 3–4.

*Tekst opublikowany pierwotnie w: W kręgu wielkich humanistów. Kultura antyczna w Uniwersytecie Warszawskim po I wojnie światowej, red. I. Bieżuńska-Małowist, Warszawa 1991, s. 184–197.