Benedykt Zientara
Urodzony 15 VI 1928 w Czosnowie k. Warszawy. Studia na UW (1947–1950), asystent tamże, doktorat (1954) i habilitacja (1961), profesor (1971). Pracownik Instytutu Historii PAN (1953–1961). Visiting professor na uniwersytetach we Frankfurcie (1973/1974) i w Gießen (1978/1979).
Historyk; badacz dziejów gospodarczych i społecznych średniowiecznej Polski i Europy; autor fundamentalnych prac na temat więzi narodowych.
Popularyzator historii, m.in. redaktor działu historii średniowiecza w czasopiśmie „Mówią Wieki” (1958–1976).
Zmarł 11 V 1983 w Warszawie.
Dzieje małopolskiego hutnictwa żelaza. XIV-XVII wiek, Warszawa 1954; Historia powszechna średniowiecza, Warszawa 1968; Konflikty narodowościowe na pograniczu niemiecko-słowiańskim w XIII-XIV wieku i ich zasięg społeczny, Warszawa 1968; Henryk Brodaty i jego czasy, Warszawa 1975; Świt narodów europejskich. Powstawanie świadomości narodowej na obszarze Europy pokarolińskiej, Warszawa 1985; Dawna Rosja. Despotyzm i demokracja, Warszawa 1995.
M. Barański, J. Suchocki, Bibliografia prac Benedykta Zientary, „Przegląd Historyczny” 1984, t. LXXIV, z. 3; Benedykt Zientara. Dorobek i miejsce w historiografii polskiej, red. K. Skwierczyński, P. Węcowski, Warszawa 2001.
Benedykt Zientara należał do pierwszego pokolenia powojennych historyków polskich; pokolenia, które ukształtowały doświadczenia wojny i okupacji, i które wchodziło w dorosłe życie w burzliwym okresie gwałtownych zmian politycznych i ideologicznej presji komunistycznego państwa. Urodził się w mazowieckim Czosnowie1. Jego ojciec, Stanisław, był starszym posterunkowym w Policji Państwowej, matka, Helena z Bochenków, zajmowała się domem. Do szkoły podstawowej chodził w Zgierzu. Wybuch wojny, okupacja niemiecka, klęska powstania warszawskiego także i tej rodzinie przyniosły tragedię i tułaczkę. Ojciec, członek konspiracyjnego Związku Walki Zbrojnej, aresztowany w 1940 roku przez gestapo i więziony na Pawiaku, w następnym roku poniósł śmierć w obozie koncentracyjnym Auschwitz. W 1945 roku zginął jedyny brat Benedykta, Józef.
Z opublikowanych wspomnień ludzi tamtego pokolenia, w tym także przyjaciół Zientary2, wyłania się obraz rodziców, którzy uporczywie dążyli do zapewnienia dzieciom normalności w okresie okupacji niemieckiej. Drogą do niej wiodącą miała być przede wszystkim szkoła, z narzucaną przez nią dyscypliną i poczuciem obowiązku. Młody Benedykt kontynuował więc naukę, najpierw w warszawskim gimnazjum im. Hugona Kołłątaja, działającym pod przykrywką szkoły stolarskiej, a po wysiedleniu w 1944 roku i udanej ucieczce z transportu wywożącego go na roboty do Niemiec, na kompletach prowadzonych w Ołtarzewie koło Ożarowa przez siostry urszulanki3. Edukację kończył już po wojnie w swojej starej szkole, w liceum im. Hugona Kołłątaja, w którym w 1947 roku otrzymał świadectwo maturalne.
Były to czasy dotkliwej biedy i wszelkiego niedostatku. Z podwarszawskiego Ożarowa w pierwszym roku uczęszczania do liceum Zientara dojeżdżał do zatopionego w morzu ruin śródmieścia Warszawy kolejką ze stacji Malichy (dziś dzielnica Pruszkowa), pokonawszy uprzednio siedmiokilometrową drogę, nie do przebycia w czasie większych deszczów. Z zachowanych kilku zeszytów szkolnych i notatek sporządzanych na blankietach telegramów, w notesach telefonicznych, na pozostałych z czasów okupacji drukach, nawet... w niezapełnionym dzienniczku szkolnym wyłania się portret młodego pasjonata historii z zapałem i pedantyczną wręcz starannością zgłębiającego wiedzę o przeszłości i, jak się miało okazać, budującego swój warsztat badawczy4. Rekonstruował szczegółową chronologię dziejów politycznych Francji, Niemiec, państw włoskich, uporządkowaną według kolejnych panowań. Kreślił tablice genealogiczne dynastii europejskich, mapy, sporządzał i układał alfabetycznie krótkie biogramy władców i innych ważnych postaci historycznych, słowniczki pojęć i nazw. W prywatnych rozmowach opowiadał, że jego pierwszą samodzielną pracą badawczą była rekonstrukcja drzewa genealogicznego własnej, chłopskiej rodziny. Notatki te i wypisy, ćwiczenia z gramatyki łacińskiej i wprawki w posługiwaniu się alfabetem greckim czy kalendarzem juliańskim od czasu do czasu urozmaicał rysunkiem rycerza, humorystycznym tekstem prasowego anonsu czy reklamy, sygnowanych przez postać historyczną.
Były to także lata poszukiwania własnego miejsca w świecie burzliwych przemian politycznych i niepewnego jutra. W ostatniej klasie liceum, już pełnoletni, zapisał się Zientara do Mikołajczykowskiego Polskiego Stronnictwa Ludowego i Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici”. Do obu organizacji należał krótko: zrezygnował z członkostwa w opozycyjnej partii po sfałszowanych wyborach do sejmu w styczniu 1947 roku, kilka miesięcy później, gdy rozpoczęły się masowe represje, wystąpił także z „Wici”.
Po maturze rozpoczął studia w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, odbudowywanego po wojennych stratach, jakie poniosła kadra naukowa. Zajęcia prowadzone początkowo w domach wykładowców, szybko przeniosły się do kilkunastu sal wyremontowanego Gmachu Pomuzealnego. Pomieszczenia były jednak z trudem wyposażane w niezbędne meble. Trzeba było także odtworzyć oprzyrządowanie, całkowicie zniszczone w czasie okupacji. Zreformowany tok czteroletnich studiów pozostawiał studentom wiele czasu na pracę zarobkową, dla wielu z nich niezbędną, oraz na własne kształcenie się i badania. Wprowadzony w roku akademickim 1947/1948, pierwszym roku studiów Zientary, „Porządek studiów historycznych” przewidywał na I roku dwa proseminaria (z historii starożytnej i historii średniowiecznej), uczestnictwo w pięciu wykładach (z dziejów starożytnych i średniowiecza oraz archeologii), lektorat z języka nowożytnego. Na II roku tych zajęć było nieco więcej, dochodziły bowiem ćwiczenia (do wyboru), greka, jeśli wybierało się historię starożytną jako specjalizację, za to na III i IV roku obowiązkowe były już tylko seminarium magisterskie i zajęcia specjalizacyjne. Przed magisterium zdawało się pięć, za to obszernych, egzaminów (z kolejnych epok oraz metodologii nauk historycznych)5.
Wśród studentów przyjętych na studia w roku akademickim 1947/1948 niemal natychmiast zwróciło na siebie uwagę czterech trzymających się razem młodzieńców6: Benedykt Zientara, Antoni Mączak, Henryk Samsonowicz i Janusz Tazbir. Tym niebywale ambitnym i wybitnym „muszkieterom”, jak ich nazywano, pozwolono zrealizować program studiów w trzy lata i zaoferowano asystenturę. Wystarczy spojrzeć na krótkie listy absolwentów pierwszych powojennych roczników, by odnaleźć na nich nie tylko czołówkę powojennych badaczy historii, ale też dostrzec, że większość z nich wybrała karierę naukową i że znaczną ich część stanowiły kobiety. Z pewnością karierę akademicką ułatwiał dramatyczny brak kadry, nie był to jednak powód jedyny. We wszechogarniającej mizerii materialnej te pierwsze roczniki dostały przywilej studiów elitarnych, o czym przesądziła niewielka liczba studentów, zaangażowanie wykładowców w ich rozwój. Nieocenione znaczenie miał wybitny poziom naukowy ludzi, których udało się zebrać do odbudowy Instytutu Historycznego jego dyrektorowi, Tadeuszowi Manteufflowi i najbliższemu jego współpracownikowi, Aleksandrowi Gieysztorowi. Pierwsze powojenne roczniki studentów nie odczuły jeszcze panoszenia się partyjnych politruków, w Instytucie zresztą krótkotrwałego i umiejętnie hamowanego przez Manteuffla, ani konsekwencji ideologicznego zapału i oddania sprawie aktywistów Związku Młodzieży Polskiej. Narzucany stopniowo jako jedyna słuszna i obowiązująca metodologia materializm historyczny w wydaniu nielicznych jeszcze jego adherentów, jak Marian Małowist, raczej poszerzał horyzonty badawcze i wzbogacał polską historiografię, niż je tłamsił. To, co środowisko naukowe utraciło najszybciej, to odnowione zaraz po wojnie kontakty naukowe z ośrodkami zachodnimi, które owocowały przecież wyjazdami badawczymi i dłuższymi stażami. Studenci, zwłaszcza wybitni, z nielicznych jeszcze pierwszych roczników powojennych mogli liczyć też na pomoc wykładowców w pokonywaniu trudności, jakie niosło życie codzienne w powojennej Warszawie. Po roku studiów Zientara został wyróżniony stypendium Towarzystwa Miłośników Historii, które wprawdzie oznaczało obowiązek pracy w bibliotece Instytutu, w tych latach intensywnie rozbudowywanej staraniem Tadeusza Manteuffla, ale też dzięki niej pozwalało na buszowanie w tych zbiorach. Przedwojenna biblioteka (13 250 książek) poniosła stosunkowo niewielkie straty, co więcej, rok po wojnie liczyła już 18 000 publikacji. Innym zajęciem, do którego Zientara był zobowiązany, była praca nad edycją części Metryki Koronnej, Księgami pieczętnymi (Sigillata) z XVII i XVIII wieku. Zajęcie to wciągnęło go w badania archiwalne. Wreszcie, na ostatnim roku studiów dostał pracę jako asystent Muzeum Miasta Stołecznego Warszawy.
Asystentura w Instytucie Historycznym, którą otrzymał zaraz po magisterium, dawała, mimo niewysokiej pensji, nadzieję na finansową niezależność i możliwość utrzymania także matki. Trzy lata później, będąc już żonaty z Marią z domu Płaczkowską i mając napisaną rozprawę doktorską (wówczas, za wzorem radzieckim, zwaną kandydacką), został zatrudniony także w powstałym rok wcześniej Instytucie Historii PAN, którego dyrekcję objął Tadeusz Manteuffel, który łączył tę funkcję z kierowaniem instytutem uniwersyteckim. Pod koniec 1953 roku urodził mu się pierwszy syn, Piotr. Powiększająca się rodzina (kolejni synowie: Andrzej i Wawrzyniec) pod koniec lat 50. znalazła wreszcie swoją przystań na przekazanym pracownikom nauki i studentom osiedlu „Przyjaźni Polsko-Radzieckiej”, położonym na odległych krańcach warszawskiej dzielnicy Wola, a złożonym z baraków i domków fińskich zamieszkałych wcześniej przez budowniczych Pałacu Kultury i Nauki. Przyzwoity standard mieszkalny obszernego, ale niewyposażonego w wygody domku, mieszczącego i rodzinę, i rozrastającą się bibliotekę Zientary, został osiągnięty dopiero po latach, dzięki zagranicznym stypendiom i dłuższym pobytom w uniwersytetach niemieckich. Wyjazdy zagraniczne zawdzięczał Zientara nie tylko odnowieniu wraz z odwilżą kontaktów z ośrodkami zachodnimi. Dbali o nie przede wszystkim Tadeusz Manteuffel i Marian Małowist. Żywe kontakty tego ostatniego z najwybitniejszymi historykami gospodarczymi we wszystkich niemal krajach europejskich oraz zabieganie o rozwój uczniów otwierały im drogę do stypendiów i udziału w konferencjach. Wyniesiona ze szkoły dobra znajomość języka niemieckiego, doskonalona dzięki literaturze przedmiotu, oraz problematyka badawcza – historia rzemiosła, dzieje Pomorza i Hanzy, kierowały Zientarę przede wszystkim do Niemiec, najpierw do NRD (1956, 1957, 1959), gdzie brał udział w konferencjach Hansischer Geschichtsverein, następnie także do RFN (1958: 4-miesięczny pobyt w Heidelbergu). I to w Niemczech znajduje najwyższe uznanie i przyjaźń ze strony dwóch wybitnych mediewistów, badaczy Ostforschung i stosunków z Polską – Herberta Ludata, który zaprosił go jako profesora wizytującego na uniwersytet w Gießen (1978/1979) i Klausa Zernacka, który gościł go we Frankfurcie w roku akademickim 1973/1974.
Benedykt Zientara wraz z Antonim Mączakiem, Henrykiem Samsonowiczem, Marią Bogucką zapisał się na seminarium Mariana Małowista. Należał do pierwszej generacji wielkiej i niezwykłej szkoły, jaką stworzył ten mistrz historii gospodarczej i porównawczej w Instytucie Historycznym UW, dając tej uczelni i Instytutowi Historii PAN długi, jak żaden inny, szereg uczonych i wykładowców. Benedykt Zientara zajmował wśród tych uczniów miejsce szczególne, obdarzony przez swojego mistrza i jego żonę, Izabelę Bieżunską-Małowist, wierną, trwającą do ostatnich dni życia przyjaźnią. Przyjaźń ta i serdeczne relacje dotyczyły także jego żony „Marylki” i synów.
Praca magisterska Benedykta Zientary, obroniona w 1950 roku, poświęcona była problematyce, do której powrócił rychło po doktoracie i pozostał długo wierny: strukturze społecznej Pomorza Zachodniego w XII wieku. Mimo oczywistego na tym seminarium i dokonanego świadomie, z przekonaniem wyboru materializmu historycznego jako metodologii dominującej w jego badaniach, uczony nie należał do osób, którym skutki „ukąszenia marksizmem” zniewoliły umysł, choćby na krótko – do momentu, gdy powiały wiatry zwiastujące nadchodzącą odwilż. Do młodzieńczych wyborów politycznych – przynależności do Mikołajczykowskiego PSL i Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici” – będzie musiał wprawdzie odnosić się samokrytycznie w życiorysach składanych przy okazji każdego kolejnego zatrudnienia, ale polityczne i organizacyjne zaangażowanie w budowę nowego systemu ograniczył do minimum: do Związku Młodzieży Polskiej zapisał się w 1952 roku; bez tego nie pozostałby na stanowisku starszego asystenta. Do PZPR nie wstąpił nigdy, jako jeden z nielicznych z tego pokolenia historyków, późniejszych profesorów. Ta decyzja przybrała formę barwnej anegdoty środowiskowej, która ma jeszcze jednego bohatera – Janusza Tazbira. Obaj zgodnie opowiadali, że umówili się, iż przed złożeniem deklaracji przystąpienia do partii – przewodniej siły narodu, uprzedzą się nawzajem. I jakoś żaden nie chciał być tym pierwszym.
Brak politycznego zaangażowania, który w jakimś stopniu wynikał także z cech charakteru: zdystansowania, skromności i nieśmiałości, przesądził z pewnością o tym, że jego karierę akademicką znaczyły przede wszystkim kolejne stopnie naukowe (1954 – doktorat, 1961 – habilitacja, 1971 – profesor nadzwyczajny, 1981 – profesor zwyczajny) oraz powiększający się i od początku budzący ogromne uznanie dorobek naukowy. Nie pełnił ważnych funkcji ani w strukturach Uniwersytetu Warszawskiego (był jedynie prodziekanem Wydziału Historycznego), ani w towarzystwach naukowych, ani w Związku Nauczycielstwa Polskiego. Niekokietujący studentów i nieporywający jako wykładowca nie miał też wielu uczniów, jego seminaria magisterskie nie były oblegane. A mimo to w 1998 roku – w 70. rocznicę urodzin i 15. śmierci Benedykta Zientary – Instytut Historyczny Uniwersytetu Warszawskiego i młodziutkie wówczas (stażem i wiekiem swoich twórców) Towarzystwo Naukowe Societas Vistulana zorganizowały sesję naukową poświęconą dorobkowi naukowemu i znaczeniu w historiografii polskiej tego mediewisty. Niezwyczajne w tej sesji było to, że referenci omawiający kierunki badań i dokonania uczonego (poza otwierającym sesję biogramem Zientary jego uczniem, Markiem Barańskim, i zamykającym ją wspomnieniem o nim samym i czasach, w których żył, Henrykiem Samsonowiczem) nie tylko nie byli jego przyjaciółmi, kolegami, uczniami czy „naukowymi wnukami”, ale nie zetknęli się z nim nawet w czasie studiów, które rozpoczęli już po jego śmierci. Był to więc wyjątkowy hołd dla badacza, którego dokonania młodzi historycy uznali za na tyle ważne we własnej formacji historycznej, by swoją refleksję nad nimi przekazać innym. Nie był to hołd pierwszy. Już w rok po śmierci uczonego, w czasach, w których cykl wydawniczy był długi, ukazał się specjalny zeszyt wydawanego przez Towarzystwo Miłośników Historii w Warszawie i Instytut Historyczny UW „Przeglądu Historycznego”, będący księgą pamiątkową zmarłego przedwcześnie, w wieku zaledwie 55 lat Zientary. W tym samym roku Klaus Zernack opublikował artykuł wnikliwie omawiający dorobek zmarłego przyjaciela i jego znaczenie w badaniach polskich i niemieckich nad „niemieckim wschodem – polskim zachodem”7.
W 1990 roku materiały z konferencji, która, zorganizowana przez Aleksandra Gieysztora, odbyła się 10 lat wcześniej w Kazimierzu Dolnym, Państwo, naród, stany w świadomości wieków średnich, zadedykowane zostały pamięci Benedykta Zientary, będącego tej konferencji uczestnikiem i inspiratorem. W wykazie ksiąg pamiątkowych, jakie ofiarowano pracownikom Instytutu Historycznego8, pod względem ich liczby Benedykt Zientara znajduje się wśród najbardziej uczczonych tym hołdem badaczy; tym, co jednak wyróżnia go spośród wszystkich, jest fakt, że pokonany przez chorobę nowotworową w straszliwych dla polskiej medycyny latach stanu wojennego nie dożył swojego jubileuszu, będącego okazją dla kolejnych Festschrifiów.
Jak to się stało, że mający nielicznych uczniów, a przede wszystkim niepiastujący ważnych stanowisk i funkcji w świecie nauki, bez głośnego nazwiska uczony wyrył się tak bardzo w pamięci kolejnych pokoleń historyków, że czuli potrzebę wyrażenia wdzięczności za dokonania, które wielu z nich skierowały ku zainteresowaniu się średniowieczem, z których korzystają do dziś i które wyznaczają im drogowskazy na ich własnej drodze badawczej? Z pewnością zadecydowała o tym wielkość jego dorobku naukowego, ale w jakiejś mierze także utrzymująca się w Instytucie Historycznym UW pamięć o autorytecie uczonego i człowieka, jaki ugruntował swoją postawą w latach stanu wojennego, u schyłku, jak się miało okazać, swojego życia.
W wielokrotnie omówionym dorobku naukowym Benedykta Zientary warto zwrócić uwagę na kilka jego cech, które z perspektywy dzisiejszej nauki i jej parametryzacji, dzisiejszych sporów o „politykę historyczną”, o racje narodowe, wytykania palcem marksistów, warte są choćby powierzchownej refleksji.
Na dorobek trwającej niewiele ponad 30 lat pracy badawczej składa się niemała liczba ok. 300 publikacji, w tym 7 książek (dwie wydane pośmiertnie), na czele z wznawianym do dzisiaj i wykorzystywanym w dydaktyce szkolnej i akademickiej podręcznikiem Historia powszechna średniowiecza (wyd. 1, 1968) oraz 6 książek, których był współautorem, w tym tak ważnych syntez, jak Historia Pomorza, Dzieje gospodarcze Polski do 1939 r. oraz Społeczeństwo polskie od X do XX w. To, co uderza w bibliografii Zientary, to pokaźna liczba tzw. opracowań popularno-naukowych, haseł encyklopedycznych oraz recenzji (te ostatnie stanowią ok. połowę dorobku). Te – dziś, z punktu widzenia kariery naukowej i wymogów Narodowego Centrum Nauki zupełnie nieopłacalne – formy publikowania badań i upowszechniania wiedzy historycznej odegrały rolę niebagatelną w rozwoju polskiej historiografii i kształceniu adeptów, w tym wypadku mediewistyki. Publikowanie recenzji, zawsze wnikliwych i zawsze z książek ważnych lub tak złych, że groźnych, uważał za jeden z podstawowych obowiązków badacza. „Przy pracach bardzo wybitnych – tylko głębokich znawców epoki, której są one poświęcone, stać na recenzję, sięgającą do sedna poruszanych w tych pracach zagadnień. Trzeba przy tym przeprowadzić dodatkowe studia, sprawdzić tezy recenzowanej pracy na materiale źródłowym, czasem zweryfikować wyliczenia, jednym słowem poświęcić recenzji czas równy czasowi pracy nad artykułem monograficznym”9. Pod tym względem jego dorobek przypomina dorobek innego wielkiego mediewisty, Aleksandra Gieysztora. W pierwszej połowie lat 50. omawiał na łamach czasopism głównie prace badaczy marksistowskich. W następnym okresie stał się krytycznym czytelnikiem przede wszystkim publikacji niemieckich, w tym zachodnioniemieckich, poświęconych feudalizmowi, osadnictwu, Pomorzu i strefie bałtyckiej, Brandenburgii, urbanizacji średniowiecznej, prawu niemieckiemu. Te właśnie, polemiczne recenzje, obok publikacji własnych badań, zwróciły uwagę wybitnych badaczy zachodnioniemieckich na polskiego mediewistę. Ale krytyczne omówienia krajowych publikacji wywoływały i gorzkie refleksje: pisanie recenzji z książek złych, choć w dwójnasób pożyteczne (oszczędza także czas innym, niepotrzebnie tracony na taką lekturę), zwyczajnie nie popłaca, bo pociąga za sobą niekończący się łańcuch polemik. Mimo to pozostał wierny przekonaniu, że recenzje – wnikliwe, krytyczne, problemowe, a nie opisowe prezentacje – są niezwykle ważnym elementem dyskusji naukowej i niezbędnym elementem rozwoju badań. Stać go było na odwagę i uczciwość badawczą, których brak dziś tak bardzo doskwiera i które zastępuje nie jakościowa, lecz ilościowa „parametryzacja”.
Wśród jego opracowań popularyzatorskich, które zresztą pod względem poziomu, oryginalności ujęcia i warsztatu badawczego przerastały i przerastają niejedno studium naukowe, bestsellerem okazały się biografie władców średniowiecznych. Znakomita książka Henryk Brodaty i jego czasy (wyd. 1, 1975; opublikowana także po niemiecku) jest po dziś dzień uważana za wzór naukowej biografii historycznej. Napisana z rozmachem wielkiej syntezy, uderza dociekliwością i rzetelnością badawczą, jakie niegdyś obowiązywać musiały mediewistę, stawiając przed nim wymóg wyczerpania bazy źródłowej i jej wszechstronnej analizy. W wielokrotnie wznawianym, publikowanym początkowo w odcinkach na łamach „Kultury” Poczcie królów i książąt polskich (pod red. Andrzeja Garlickiego) krótkie studia biograficzne autorstwa Zientary należą do najlepszych fragmentów. Wielki dar syntezy, świetne pióro, znakomity warsztat badawczy ukryty w skończonym dziele, a nie – jak dziś często – wywlekany przed i ponad rezultaty, w studiach nachalnie epatujących czytelnika deklaracjami metodologicznymi i sztafażem terminologicznym, cechowały wszystkie jego prace, od wielkich opracowań syntetycznych po monograficzne artykuły i hasła encyklopedyczne.
Nie był Zientara badaczem jednej problematyki. Każdy kolejny obszar badań wynikał jednak logicznie z poprzedniego. U źródeł jego zainteresowań naukowych leżała ciekawość wczesnej historii „ziem odzyskanych”. Pozostawał jej długo wierny, zaspakajając ją w badaniach, którym nadał wyrazisty profil historii regionalnej, co odróżniało je od studiów wielu innych historyków z zapałem i wbrew rzetelności badawczej wyolbrzymiających polskość tych ziem. Wybór zagadnień badawczych podporządkowany był także programowi seminarium Małowista. Marksizm, ze swoim naciskiem na badania nad historią gospodarczą i gospodarczo-społeczną, otwierał wielkie perspektywy przed młodymi badaczami: uprawiane dotąd pola (skądinąd przez tak znakomitych historyków jak Franciszek Bujak, Jan Rutkowski, Kazimierz Tymieniecki czy Roman Grodecki) były wyspami na rozległym ugorze. W stworzonym przez Małowista zespole badań nad rzemiosłem w średniowiecznej i wczesnonowożytnej Polsce Zientarze przypadło w udziale opracowanie dziejów hutnictwa, którym poświęcona była jego praca doktorska Dzieje małopolskiego hutnictwa żelaznego XIV-XVII w., opublikowana w 1954 roku. W tym samym roku ukazał się pierwszy zarys syntezy, napisany wspólnie z najbliższymi przyjaciółmi z tego seminarium, Antonim Mączakiem i Henrykiem Samsonowiczem, Z dziejów rzemiosła w Polsce. Problematyka ta, potraktowana przez młodego badacza uderzająco wszechstronnie, na czele z fundamentalnymi kwestiami kolonizacji i przebudowy gospodarczej w XIII i XIV wieku, rosnącego od XV w. importu wyrobów żelaznych czy rozwoju folwarku szlacheckiego, doprowadziła go do zagadnienia, które w historiografii marksistowskiej zajmowało szczególnie ważne miejsce: roli tzw. wtórnego poddaństwa, charakterystycznego dla stosunków społeczno-gospodarczych wczesnonowożytnej Europy Wschodniej, w procesie przejścia od feudalizmu do kapitalizmu. Z zagadnieniem tym wiązał się też inny generalny problem: strukturalnych różnic w rozwoju gospodarczym i społecznym Europy Zachodniej i Wschodniej (na wschód od Łaby), tzw. dualizm rozwoju gospodarczego Europy (najpełniej ujęty w późniejszych latach przez mistrza Zientary, Mariana Małowista). Podejście komparatystyczne z jednej strony, z drugiej dogłębne studium każdego problemu, w tym przypadku przede wszystkim rynku zbożowego i folwarku pańszczyźnianego, prowadziły jego zainteresowania ku regionowi, który pod względem bogactwa źródeł, w niewielkim stopniu przed nim wykorzystanego przez badaczy, zarówno niemieckich, jak i polskich, wydawał się szczególnie obiecujący: Pomorzu Zachodniemu i związanym z nim Starej i Nowej Marchii. Tak powstała znakomita rozprawa habilitacyjna, Kryzys agrarny w Marchii Wkrzańskiej w XIV wieku. Z badań nad strukturą rolnictwa krajów nadbałtyckich (1961), dziś – w czasach publikowania opasłych dysertacji, rozrosłych do nienadających się do lektury rozmiarów – wzorcowo zwięzła i problemowo „gęsta”10. Problematyka ta nie mogła być rozpatrywana w oderwaniu od gospodarczych i społecznych związków łączących wieś z miastem, na kilka lat więc głównym zagadnieniem badawczym Zientary stały się dzieje miast, najpierw Pomorza Zachodniego, ujęte syntetycznie w imponującym rozmachem i erudycją obrazie późnośredniowiecznego etapu losów tego regionu, jaki stworzył w tomie I zbiorowej Historii Pomorza11. Znajdujemy w nim wątki, które wkrótce stać się miały jego wielkimi tematami badawczymi: ruch kolonizacyjny i osadnictwo na prawie niemieckim, rewolucja urbanistyczna (lokacje miejskie) w Europie Środkowo-Wschodniej, wreszcie, stosunki etniczne na terenach objętych masową imigracją. Dla ich zgłębienia wybrał tym razem inny region „pogranicza kultur”, ale także należący do „ziem odzyskanych”, Śląsk. Jego publikacje poświęcone prawu niemieckiemu i jego genezie oraz przełomowi lokacyjnemu pozostają dotąd obowiązującym ujęciem. Co więcej, stał się prekursorem badań nad modnymi dopiero wiele lat później zagadnieniami akulturacji, wielokulturowości, konfliktów etnicznych i współżycia różnych grup etnicznych. Pozbawione sztafażu terminologicznego, cechującego prace jego następców, studia Zientary wyznaczyły w historiografii polskiej, a w pewnym stopniu także niemieckiej nowy i początkowo niepozbawiony kontrowersji czy nawet krytyki szlak: podejścia odrzucającego wszelkie możliwe anachronizmy, a zwłaszcza nacjonalistyczne uprzedzenia i badawczo błędne przekonania – ze strony polskiej o wrogim Słowianom i groźnym dla nich germańskim „parciu na Wschód”, ze strony niemieckiej – o kolonistach niemieckich jako nosicielach wyższej kultury (Kulturträger). Gruntowna znajomość literatury przedmiotu i źródeł, horyzont badawczy obejmujący całe europejskie średniowiecze kazały mu przeciwstawić się zastanemu obrazowi i zaproponować własne ujęcie, co wymagało odwagi, nie tylko naukowej, i pewnej dozy przebiegłości. Tak było z podważeniem wartości dla badań nad epoką średniowieczną terminu, który był niemal w potocznym użyciu: Drang nach Osten. Zientara nie był tu pierwszy (w przypisie powoływał się na pisarza i publicystę „Tygodnika Powszechnego”, Antoniego Gołubiewa oraz dyplomatę II Rzeczypospolitej Stanisława Zabiełłę), ale na niwie naukowej przeciwstawić się musiał m.in. Gerardowi Labudzie12. Odrzucenie tego obładowanego bagażem ideologicznym i narodowymi resentymentami terminu było konkluzją oczywistą dla badacza, który – mając za sobą studia nad średniowiecznym Pomorzem i osadnictwem niemieckim – w 1968 roku ogłosił ważny (i mocno na wyrost czytany przez ówczesnych studentów jako przebrany w kostium historyczny komentarz do świeżych wydarzeń marcowych i rozpętanej nagonki antysemickiej) artykuł Konflikty narodowościowe na pograniczu niemiecko-słowiańskim w XIII-XIV wieku i ich zasięg społeczny13. Ostatnie lata życia wypełniły Zientarze badania, które wynikały z tych konkluzji i studiów prowadzonych w skali regionalnej: nad początkami narodów Europy i świadomości narodowej. Wydania wieńczącej je książki Świt narodów europejskich (1985) – wielkiego fresku wczesnych dziejów średniowiecznego Zachodu i kształtowania się narodów europejskich – nie dożył14. Nie miało to być, z pewnością, ostatnie pasjonujące go zagadnienie badawcze. W ostatnim, prowadzonym przez niego wykładzie uniwersyteckim, który jak żaden wcześniej przyciągnął duże grono studentów, rysował się już nowy, fundamentalny temat: dzieje i rola Kościoła w średniowieczu.
Odszedł, będąc u szczytu swojej twórczości, której pełnię i rozległość poznaliśmy dopiero wiele lat po jego śmierci, gdy w „normalnym” nakładzie ukazał się jego esej-synteza, napisany w czasie stanu wojennego i wydany w mikroskopijnej liczbie egzemplarzy w „drugim obiegu”: Dawna Rosja. Despotyzm i demokracja15. Jeszcze raz, ale na zdumiewającym dla nieznających go bliżej czytelników obszarze badań, próbował dać odpowiedź na fundamentalne pytania, które nurtowały go jako badacza nie dlatego, że takie były akurat mody metodologiczne, ale dlatego, że stawiano je także, i może przede wszystkim, w dyskursie oficjalnym i debacie, którą ten wywoływał, a udzielane odpowiedzi były dlań niesatysfakcjonujące lub wręcz błędne.
Benedykt Zientara umierał wiosną 1983 roku otoczony nimbem bezdyskusyjnego autorytetu – naukowego i moralnego, jakim stał się dla społeczności Instytutu Historycznego UW w ciemnym okresie stanu wojennego. Nie był postacią „głośną”: cicho mówiący, raczej introwertyczny, spokojny i wyważony, nie narzucający swojej osobowości i temperamentu, niemal zawsze w ciemnym garniturze i z czarnym krawatem, zyskiwał szacunek i uznanie szerszego grona studentów przede wszystkim na objazdach studenckich, gdzie imponował ogromną wiedzą i znakomitym przygotowaniem. Ale nie brylował, nie fraternizowal się ze studentami, nie zabawiał ich opowiadaniami ani śpiewem (nierzadko pikantnym i dalekim od politycznej prawomyślności), jaki rozbrzmiewał w zdezelowanych autokarach uniwersyteckich. Uczniowie nazywali go Benedyktem Srogim – trudno o mniej adekwatny przydomek. Oddawał on wprawdzie średniowieczny sposób nazywania władców, a więc jakieś przenośne wyniesienie promotora na stolec władczy, dystans, jaki oddzielał ich od wymagającego mistrza i zarazem onieśmielał, ale nie miał nic wspólnego z charakterem i osobowością profesora. W stosunkach z magistrantami, a potem doktorantami panowała pełna szacunku z jego strony powaga, ale i zainteresowanie sprawami rodzinnymi i problemami życiowymi, serdeczna pomoc i ciepło. Nie był dla nich ojcem, ale starał się o to, by dostrzegli w nim przyjaciela. Przyjmował zaproszenia do domu doktorantów, urządzał dla nich (a ściślej jego „matkująca” im żona Maryla) i grona bliskich przyjaciół kolacje, nade wszystko zaś służył swoją wiedzą i dobrze zaopatrzoną biblioteką.
Do przywołanych tu materiałów z poświęconej jego dorobkowi sesji w 1998 roku dołączono skromny wybór jego korespondencji: prywatnej, z przyjaciółmi, i bardziej oficjalnej, z uczonymi. W niewielkim stopniu oddaje on to, co przebija z całości pokaźnego zbioru zachowanych listów do i od Benedykta Zientary: zażyłość, serdeczność i lojalność wobec przyjaciół, ogromny szacunek dla jego dorobku i opinii ze strony najwybitniejszych polskich i zagranicznych mediewistów od wczesnego okresu kariery akademickiej profesora po niespodziewany, przedwczesny jej koniec.
1Niektóre biogramy błędnie podają jako miejsce urodzenia Zientary Ołtarzew koło Ożarowa Mazowieckiego.
2A. Mączak, W. Tygielski, Latem w Tocznabieli, Warszawa 2000
3Komplety te doczekały się krótkiego opracowania i antologii wspomnień nauczycieli i uczniów: Szkoła naszej młodości. Tajne komplety prowadzone przez Siostry Urszulanki SJK w Ożarowie-Ołtarzewie 1940–1945, red. s. U. Górska, Warszawa 1986. Tam także wspomnienie o Benedykcie Zientarze.
4Materiały po Benedykcie Zientarze przechowywane są w Archiwum PAN w Warszawie; notatki, o których mowa, w teczce nr 216.
5Tradycje i współczesność. Księga pamiątkowa Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego 1930–2005, Warszawa 2005, s. 655–660.
6J. Kancewicz, Instytut Historyczny Uniwersytetu Warszawskiego w latach 1945–1948/1949 w oczach studenta. Fragmenty wspomnień, [w:] Tradycje i współczesność..., s. 532. Zob. także cyt. wyżej wspomnienia Antoniego Mączaka, Latem w Tocznabieli, passim.
7Polens Westen-Deutschlands Osten. Zum Lebenswerk des polnischen Mediävisten Benedykt Zientara (1928–1983), „Jahrbuch für die Geschichte Mittel- und Ostdeutschlands” 1984, t. XXXIII, s. 92–111. Przedruk po polsku: Niemiecki Wschód – polski Zachód. O dziele życia polskiego mediewisty Benedykta Zientary (1928–1983), [w:] K. Zernack, Niemcy – Polska: z dziejów trudnego dialogu historiograficznego, red. H. Olszewski, tłum. Ł. Musiał, Poznań 2006, s. 259–276.
8Tradycje i współczesność, op. cit., s. 678–684.
9O recenzjach, a w szczególności o jednej recenzji i jednej replice słów kilka, „Roczniki Historyczne” 1970, t. XXXVI, s. 238. Była to odpowiedź na niezbyt grzeczną replikę Zygmunta Borasa na recenzję Zientary z książki tegoż, Książęta Pomorza Zachodniego: z dziejów dynastii Gryfitów.
10Wydana także w Niemczech jako druga część książki (autorką pierwszej była Evamaria Engel), Feudalstruktur, Lehnbürgertum und Fernhandel im spätmittelalterlichen Brandenburg, Böhlau 1967.
11Rozdrobnienie feudalne 1295–1464, [w:] Historia Pomorza, Poznań 1969, s. 168–326.
12Z zagadnień terminologii historycznej: „Drang nach Osten”, [w:] Społeczeństwo. Gospodarka. Kultura. Studia ofiarowane Marianowi Małowistowi w czterdziestolecie pracy naukowej, Warszawa 1974, s. 425–433. O tej „przebiegłości” świadczy m.in. zdanie: „Klęska hitleryzmu i wprowadzenie nowego ustroju społecznego w Europie umożliwiły zerwanie z beznadziejną mistyką odwiecznej wrogości niemiecko-słowiańskiej”.
13„Przegląd Historyczny” 1968, t. LIX, z. 2, s. 197–213.
14Także ta książka doczekała się wydania niemieckiego: Frühzeit der europäischen Nationen. Die Entstehung von Nationalbewusstsein im nachkarolingischen Europa, tłum. J. Heyde, wstęp K. Zernck, Osnabrück 1997; otwiera ona niemiecką serię „Klio in Polen”, co jest kolejnym hołdem dla uczonego.
15Ta niewielkich rozmiarów ważna, nie tylko w jego dorobku, książka ukazała się w 1995 roku w Wydawnictwie Trio dzięki zaangażowaniu jednego z najbliższych przyjaciół Benedykta Zientary, Bronisława Nowaka.