Uruchomienie przez niemieckie władze okupacyjne Uniwersytetu Warszawskiego jesienią 1915 r. wymagało stworzenia od podstaw jego kadry naukowej. W pierwszym roku funkcjonowania uczelni liczyła ona zaledwie 36 wykładających (była to funkcja tymczasowa, obejmująca zarówno profesorów, jak i docentów), 6 lektorów, 1 adiunkta-prosektora, i 23 asystentów. Do wiosny 1919 r. liczba wykładających wzrosła do 72, adiunktów do 6, a asystentów do 59. Ubyło natomiast lektorów, których pozostało jedynie 317. Ogółem w latach 1915–1919, uwzględniając zmiany kadrowe, na stanowiskach wykładowców zatrudnionych zostało 87 osób, z których aż 48 (56%) wywodziło się z szeroko rozumianego warszawskiego środowiska naukowego, obejmującego m.in. Towarzystwo Kursów Naukowych i Towarzystwo Naukowe Warszawskie, a także stołecznych lekarzy i nauczycieli szkół średnich. Pozostali wykładowcy oddelegowani zostali przeważnie z ośrodków akademickich Galicji (17 osób ze Lwowa i 11 z Krakowa – łącznie 32%), po kilku pochodziło z uniwersytetów niemieckich, rosyjskich i austriackich18.
Przeprowadzona w ciągu kilku miesięcy po odzyskaniu niepodległości tzw. stabilizacja kadry naukowej Uniwersytetu przyniosła zniesienie stanowiska „wykładającego” i wprowadzenie systemu tytułów naukowych i funkcji, analogicznego jak na uczelniach galicyjskich. Po jej ukończeniu, w semestrze letnim roku akademickiego 1918/1919 liczba samodzielnych pracowników UW wzrosła do 86. Obok 30 profesorów zwyczajnych i 19 nadzwyczajnych (nazywanych zbiorczo profesorami rzeczywistymi), znalazło się wśród nich 12 profesorów honorowych, przeważnie już w wieku emerytalnym, 9 zastępców profesorów i 16 docentów tymczasowych, z których większość musiała w ciągu następnych 2 lat poszukać sobie innych miejsc pracy. W nowym składzie osobowym dominowali uczeni zatrudnieni już wcześniej na Uniwersytecie, którzy w liczbie 58 pomyślnie przeszli weryfikację. Pozostałych 28 osób powołano z innych ośrodków akademickich19. Ponadto na uczelni zatrudnionych było 109 niesamodzielnych pracowników naukowych w tym: 7 lektorów, 13 adiunktów (prosektorów) i 89 asystentów20.
Wprowadzony w ramach stabilizacji system tytułów naukowych i funkcji został zatwierdzony ustawą o szkołach akademickich uchwaloną w lipcu 1920 r. i obowiązywał do wybuchu II wojny światowej, z niewielkimi tylko zmianami wynikającymi z przyjętych później aktów prawnych.
19. Senat Uniwersytetu Warszawskiego podczas inauguracji roku akademickiego 1936/1937
Na szczycie uczelnianej hierarchii znajdowali się profesorowie zwyczajni. Ich nominacji dokonywała głowa państwa na wniosek rady wydziału, przyjęty przez senat akademicki i zatwierdzony przez ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego. Kandydata na wakującą katedrę rada wydziału wybierała po zasięgnięciu opinii wśród wszystkich profesorów danej dziedziny nauki w kraju. (Procedura ta nie była jednak konieczna w przypadku osób mających już tytuł profesorski). Tylko profesorowie zwyczajni mogli zostać wybrani na stanowiska rektorskie i dziekańskie, co obok wyższego uposażenia i prestiżu stanowiło właściwie jedyną różnicę w stosunku do położenia usytuowanych niżej w hierarchii profesorów nadzwyczajnych. Warunkiem awansu ze stopnia profesora nadzwyczajnego na zwyczajnego było udokumentowanie odpowiednio większego dorobku naukowego. Oba rodzaje etatów były przy tym niejako przypisane do konkretnych katedr: profesorem można było zostać mianowanym tylko wówczas, gdy jedna z nich zostawała zwolniona lub gdy tworzono nową; profesor zwyczajny nie mógł objąć katedry nadzwyczajnej, ani na odwrót. Profesor rzeczywisty był nieusuwalny. Władze państwowe nie mogły go odwołać inaczej niż na wniosek 2/3 składu macierzystej rady wydziału lub senatu akademickiego, w przypadku, gdyby wszczęto przeciw niemu postępowanie dyscyplinarne lub honorowe. Przyjęta w 1933 r. ustawa zapewniła jednak ministrowi wyznań religijnych i oświecenia publicznego możliwość likwidowania katedr, w ten sposób mógł on zatem odwoływać również profesorów. Pensum profesorskie obejmowało 5 godzin wykładu i 2 godziny ćwiczeń lub seminarium tygodniowo. Profesor miał przechodzić na emeryturę po 35 latach pracy lub po ukończeniu 65. roku życia, później wprowadzono jednak możliwość kontynuowania pracy naukowo-dydaktycznej również po przekroczeniu tej granicy wiekowej21.
Ze względu na niedostatek fachowców z tytułami profesorskimi, katedry powierzano niekiedy osobom o niższych kwalifikacjach formalnych, przyznając im stanowiska zastępców profesorów. Ciążyły na nich te same obowiązki dydaktyczne i organizacyjne jak na profesorach, nie przysługiwały im jednak analogiczne prawa. Otrzymywali też niższe uposażenia. Zastępcy profesorów powoływani byli nie w drodze nominacji, lecz poprzez podpisanie z uczelnią umowy, która musiała zostać zatwierdzona przez ministra. Jeszcze mniejsze zobowiązania Uniwersytet podejmował wobec profesorów honorowych, którzy mieli prawo prowadzenia zajęć, lecz na ogół nie pobierali pensji. (W praktyce na stanowisko to przenoszono zwykle profesorów rzeczywistych, gdy osiągnęli wiek emerytalny, a chciano, aby nadal prowadzili wykłady)22. Istniała też kategoria profesorów kontraktowych, czyli takich, którzy nie zaliczali się, jakbyśmy dziś powiedzieli, do minimum kadrowego Uniwersytetu, a jedynie prowadzili tu wykłady na zasadzie umowy-zlecenia.
Bez jakiegokolwiek wynagrodzenia pracowali na uczelni docenci, przy czym docentura nie miała formalnie charakteru stopnia naukowego, lecz jedynie związana była z wykonywaniem veniam legendi, czyli – jak to wówczas dość pokrętnie ujmowano – „prawa do obowiązku bezpłatnego wykładania”. Przyznawała ją rada wydziału po pomyślnym odbyciu procedury habilitacyjnej, na którą składały się: ocena dorobku naukowego kandydata ze szczególnym uwzględnieniem wydanej drukiem rozprawy, odbycie przez niego kolokwium egzaminacyjnego i wygłoszenie na forum rady wykładu na jeden z dwóch przedstawionych jej do wyboru tematów. Docentura była ograniczona do konkretnej uczelni, co oznaczało, że np. docent Uniwersytetu Jagiellońskiego, chcąc wykładać na Uniwersytecie Warszawskim, musiał przenieść tu swe uprawnienia, uzyskawszy zgodę odpowiedniej rady wydziału. Venia legendi wygasała, jeśli docent nie prowadził zajęć dłużej niż przez jeden rok akademicki23. W praktyce, jak wynika z uniwersyteckich statystyk i sprawozdań, docenci UW zatrudniani byli niekiedy jako zastępcy profesorów, zlecano im też odpłatne prowadzenie wykładów, co zapewniało im choćby tymczasowo środki do życia24.
Niższy szczebel hierarchii akademickiej tworzyli pracownicy pomocniczy, do których zaliczali się adiunkci (tj. głównie prosektorzy i demonstratorzy), lektorzy prowadzący zajęcia z języków nowożytnych, a także starsi i młodsi asystenci oraz zastępcy asystentów. Pierwsze dwie kategorie miały status urzędników państwowych i nie oczekiwano od nich kontynuowania kariery naukowej. Asystentura z założenia traktowana była natomiast jako okres przejściowy przed uzyskaniem habilitacji. W związku z tym zastępców asystentów zatrudniano nie dłużej niż na 2 lata, młodszych asystentów na 3 lata, a starszych na 6, z możliwością przedłużenia angażu na kolejne 4 lata, o ile się do tego czasu habilitowali. Młodsi asystenci i zastępcy asystentów nie musieli legitymować się dyplomem ukończenia wyższej uczelni, co sprawiało, że na stanowiska te przyjmowano niekiedy wyróżniających się studentów25.
W praktyce postanowienia ustawy naginano niekiedy do bieżących potrzeb. Adiunktury i asystentury wykorzystywano do zatrudniania naukowców o kwalifikacjach znacznie wyższych od wymaganych, dla których chwilowo nie udało się znaleźć innych stanowisk, a chciano ich zatrzymać na uczelni. W połowie lat 30. można było spotkać docentów pracujących nie tylko jako adiunkci, ale nawet jako młodsi asystenci. Z kolei na stanowiskach starszych asystentów zdarzały się osoby bez dyplomu ukończenia wyższej uczelni26.
Po przeprowadzonej w 1919 r. stabilizacji liczba pracowników naukowych zatrudnionych na Uniwersytecie Warszawskim początkowo istotnie wzrosła, lecz już w połowie lat 20. trend ten uległ zahamowaniu. Rosnące potrzeby dydaktyczne, spowodowane m.in. powoływaniem nowych katedr i wydziałów, musiały zderzyć się z ograniczonymi możliwościami kadrowymi uczelni oraz polityką personalną Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego (MWRiOP), na którą wpływ miały z kolei głównie względy budżetowe. Nie wszystkie katedry pozostawały z tego powodu obsadzone, uczelnia nie mogła też zrealizować w pełni swych planów dydaktycznych i badawczych, na co regularnie narzekali rektorzy. Na przełomie lat 20. i 30. na Uniwersytecie Warszawskim pracowało 73 profesorów zwyczajnych, 32 nadzwyczajnych, 12 honorowych, 11 kontraktowych i 9 zastępców profesorów (w tym 6 docentów UW). Docentów było 87, lektorów 17, adiunktów-prosektorów 31, asystentów zaś 227. Wykłady zlecone prowadziło 117 osób, z których 44 były docentami UW27.
Mimo iż kolejna dekada rozpoczęła się w cieniu kryzysu gospodarczego, przyniosła ona zauważalną poprawę sytuacji kadrowej. W roku akademickim 1937/1938, według sprawozdania rektorskiego, na uczelni pracowało już 80 profesorów zwyczajnych, 45 nadzwyczajnych, 19 honorowych, 6 zastępców profesorów, 164 docentów, 24 lektorów, 56 adiunktów i 240 asystentów. (Skład osobowy Uniwersytetu na ten sam rok podaje nieco inne liczby). Wykładów i ćwiczeń zleconych prowadzono w sumie 174, powierzając je częściowo pracownikom naukowym UW, a zwłaszcza docentom. Zatrudniano w ten sposób 67 osób. (Jedna osoba prowadziła niekiedy kilka zajęć). Zanikła natomiast zupełnie funkcja profesora kontraktowego28.
Tabela 1. Kadra naukowo-dydaktyczna UW 1915–1939
Rok akademicki | Wykładający | Profesorowie honorowi | Profesorowie emerytowani i tytularni | Profesorowie zwyczajni |
---|---|---|---|---|
1915/16 | 36 | – | – | – |
1916/17 | 50 | – | – | – |
1917/18 | 53 | – | – | – |
1918/19 | 72 | – | – | – |
1919/20 | – | 11 | – | 43 |
1920/21 | – | 11 | – | 53 |
1921/22 | – | 10 | – | 61 |
1922/23 | – | 12 | – | 68 |
1923/24 | – | 13 | – | 69 |
1924/25 | – | 13 | – | 69 |
1925/26 | – | 12 | – | 70 |
1926/27 | – | 11 | – | 71 |
1927/28 | – | 12 | – | 70 |
1928/29 | – | 12 | – | 71 |
1929/30 | – | 12 | – | 73 |
1930/31 | – | 11 | – | 74 |
1931/32 | – | 10 | – | 73 |
1932/33 | – | 9 | – | 72 |
1933/34 | – | 7 | 6 | 68 |
1934/35 | – | 6 | 8 | 74 |
1935/36 | – | 11 | b.d. | 80 |
1936/37 | – | 12 | 11 | 81 |
1937/38 | – | 19 | 15 | 80 |
Tabela 1. cd.
Rok akademicki | Profesorowie nadzwyczajni | Profesorowie kontraktowi | Zastępcy profesorów | Prowadzący wykłady zlecone |
---|---|---|---|---|
1915/16 | – | – | – | – |
1916/17 | – | – | – | – |
1917/18 | – | – | – | – |
1918/19 | – | – | – | – |
1919/20 | 19 | 8 | 8 | – |
1920/21 | 21 | – | 13 | 3 |
1921/22 | 17 | – | 13 | 16 |
1922/23 | 24 | 1 | 13 | 43 |
1923/24 | 28 | 1 | 9 | 49 |
1924/25 | 26 | 1 | 6 | 59 |
1925/26 | 26 | 2 | 8 | 59 |
1926/27 | 31 | 4 | 10 | 79 |
1927/28 | 33 | 5 | 9 | 85 |
1928/29 | 34 | 3 | 10 | 109 |
1929/30 | 32 | 11 | 9 | 117 |
1930/31 | 30 | 10 | 9 | 118 |
1931/32 | 32 | 10 | 9 | 112 |
1932/33 | 32 | 8 | 8 | 120 |
1933/34 | 29 | 9 | 9 | 121 |
1934/35 | 33 | 6 | 11 | 130 |
1935/36 | 38 | b.d. | 9 | 172 |
1936/37 | 46 | b.d. | 7 | 128 |
1937/38 | 45 | b.d. | 6 | 174 |
Tabela 1. cd.
Rok akademicki | Docenci | Adiunkci | Asystenci | Lektorzy |
---|---|---|---|---|
1915/16 | – | 1 | 23 | 6 |
1916/17 | – | 2 | 41 | 4 |
1917/18 | – | 2 | 46 | 4 |
1918/19 | – | 6 | 59 | 3 |
1919/20 | 18 | 13 | 89 | 7 |
1920/21 | 16 | 15 | 117 | 7 |
1921/22 | 8 | 20 | 150 | 6 |
1922/23 | 14 | 19 | 183 | 13 |
1923/24 | 30 | 22 | 193 | 11 |
1924/25 | 33 | 23 | 205 | 11 |
1925/26 | 36 | 26 | 212 | 14 |
1926/27 | 57 | 29 | 214 | 14 |
1927/28 | 70 | 26 | 214 | 16 |
1928/29 | 74 | 30 | 230 | 17 |
1929/30 | 87 | 31 | 227 | 17 |
1930/31 | 94 | 33 | 232 | 15 |
1931/32 | 103 | 35 | 220 | 16 |
1932/33 | 115 | 36 | 213 | 20 |
1933/34 | 123 | 39 | 218 | 22 |
1934/35 | 134 | 39 | 223 | 23 |
1935/36 | 148 | 55 | 235 | 23 |
1936/37 | 147 | 55 | 238 | 22 |
1937/38 | 164 | 56 | 240 | 24 |
Źródło: T. Manteuffel, Uniwersytet Warszawski w latach 1915/16–1934/35. Kronika, Warszawa 1936; SUW 1934/1935 i 1935/1936), s. 45; SUW 1936/1937, s. 12–14; SUW 1937/1938, s. 12–14.
Poza kadrą naukowo-dydaktyczną Uniwersytet zatrudniał również personel pomocniczy, na który składali się urzędnicy rektoratu, kwestury i poszczególnych wydziałów, pracownicy biblioteki, a także tzw. funkcjonariusze niżsi, czyli przede wszystkim pielęgniarki w szpitalach uniwersyteckich, laboranci oraz woźni. W początkach lat 20. na uczelni pracowało 37 urzędników, 17 bibliotekarzy i 402 funkcjonariuszy, co dawało łącznie 456 osób. Siły te uważano za niewystarczające w stosunku do rosnących potrzeb29. Do końca tej samej dekady sytuacja uległa pewnej poprawie, ponieważ stan personelu zwiększył się do 475 etatów. W biurach uniwersyteckich zatrudnionych było wówczas 42 urzędników, w bibliotece 25 urzędników i 13 funkcjonariuszy niższych, kolejnych 39 funkcjonariuszy niższych pracowało w administracji, 109 w poszczególnych zakładach, a 247 w klinikach30. Mimo że na rok przed wybuchem II wojny światowej Uniwersytet zatrudniał w sumie 504 urzędników i funkcjonariuszy niższych, w ocenie ówczesnego rektora była to nadal liczba zbyt mała. Uczelnia nieustannie zabiegała o dodatkowe etaty w ministerstwie31.
W połowie lat 30. Uniwersytet Warszawski ze 128 profesorami, 198 docentami i 286 pracownikami pomocniczymi stanowił pod względem liczebności kadry naukowej największą szkołę wyższą w Polsce. Pracowało tu 16% ogółu wszystkich polskich profesorów, 14% docentów i taki sam odsetek sił pomocniczych. Różnice w stosunku do pozostałych uczelni nie były jednak zawrotne, przynajmniej gdy idzie o profesurę. Drugi co do wielkości w kraju Uniwersytet Jagielloński liczył 113 profesorów, 109 docentów i 221 osób na etatach pomocniczych, Uniwersytet Poznański zatrudniał 99 profesorów, 136 docentów i 203 pracowników pomocniczych, Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie odpowiednio 87, 127 i 230, a Uniwersytet Stefana Batorego w Wilnie – 85, 88 i 20332.
Uniwersytet Warszawski charakteryzował się zarazem najmniej korzystnym współczynnikiem liczby słuchaczy przypadających na jednego profesora, który w roku akademickim 1934/1935 wynosił 73 osoby, podczas gdy na UJ było ich 59, na UJK 69, na UP 52, a na USB jedynie 42. (Średnia dla wszystkich szkół wyższych w kraju to 60 studentów). Sytuację stołecznej uczelni poprawiała do pewnego stopnia stosunkowo duża liczba docentów. Uwzględniając zarówno ich, jak i profesorów, na jednego wykładowcę przypadało tu 29 studentów, natomiast na uniwersytecie krakowskim współczynnik ten wynosił 30, na lwowskim 28, na poznańskim 22, a na wileńskim 21. Powyższe wyliczenia dowodzą, iż kadra naukowa UW była relatywnie bardziej obciążona niż na innych uczelniach obowiązkami dydaktycznymi takimi, jak egzaminowanie, ocena prac seminaryjnych itp.
Jak ustaliła Hanna Kolendo, w latach 1919–1929 (po stabilizacji) pracowało na Uniwersytecie Warszawskim ogółem 58 profesorów zwyczajnych, 33 nadzwyczajnych, 14 honorowych i 24 zastępców profesorów. Największa grupa spośród nich rekrutowała się z dawnego zaboru austriackiego: 15 profesorów przybyło z Krakowa, a 12 ze Lwowa. Kolejnych 25 nominatów pochodziło formalnie z Warszawy, część z nich nie była jednak wcześniej trwale związana ze stolicą, lecz przeprowadziła się tu stosunkowo niedawno z innych ośrodków akademickich, m.in. z Rosji. (Pierwsze lata niepodległości charakteryzowały się w ogóle dużymi przepływami kadry naukowej pomiędzy różnymi ośrodkami akademickimi w Polsce, niektórzy wykładowcy zatrudnieni byli więc na Uniwersytecie tylko przejściowo). W latach 20. na uczelni pojawiło się także 7 pierwszych profesorów będących wcześniej jej docentami. (Pierwsza habilitacja odbyła się na UW w czerwcu 1920 r., veniam legendi z zoologii uzyskał wówczas dr Witold J. Stefański). Wśród zastępców profesorów większość stanowiły osoby pochodzące z Warszawy, 8 z nich było docentami macierzystej uczelni33.
W ciągu kolejnego dziesięciolecia kadra naukowa Uniwersytetu powiększyła się o 15 profesorów zwyczajnych, 39 nadzwyczajnych, 6 honorowych i 6 zastępców profesorów. Aż połowę spośród 60 katedr objęli wówczas docenci UW, przy czym 6 z nich przeniosło tu habilitacje z innych uczelni, natomiast 7 było wcześniej studentami Uniwersytetu Warszawskiego i tutaj się doktoryzowało. Ten ostatni fakt świadczył o normalizacji funkcjonowania uczelni, która powoli była już w stanie od początku do końca samodzielnie wykształcić swą kadrę profesorską. Tych spośród profesorów zatrudnionych w latach 30., którzy nie pochodzili z Warszawy, przyciągał na Uniwersytet jego stołeczny charakter i lepsze perspektywy pracy naukowej. W sumie, w latach 1919–1939 nominacje profesorskie otrzymało na UW 195 osób, z czego 30 jako zastępcy. Zdecydowana większość z nich pozostawała na katedrach do chwili osiągnięcia wieku emerytalnego lub, co zdarzyło się w kilkunastu przypadkach, wcześniejszej śmierci34.
W tym samym okresie na Uniwersytecie Warszawskim zatrudniono ogółem 270 docentów, z których 238 (tj. prawie 90%) habilitowało się właśnie tutaj, a pozostali przenieśli się z innych ośrodków. Wśród habilitantów rodzimych 93 osoby pracowały wcześniej na uczelni na stanowiskach asystentów lub adiunktów-prosektorów. Około połowa docentów uzyskała wcześniej na Uniwersytecie doktorat, a niektórzy ukończyli również studia magisterskie35.
20. Profesor Ludwik Krzywicki (po lewej) i prof. Szymon Askenazy (po prawej) jako laureaci Nagrody Miasta Stołecznego Warszawy, 30 V 1934 r.
Nie dysponujemy niestety danymi na temat łącznej liczby pracowników pomocniczych, którzy zostali zatrudnieni na uczelni w latach 1915–1939, lecz biorąc pod uwagę rotację spowodowaną przejściowym charakterem asystentury, należy przypuszczać, iż było ich około tysiąca.
Uwzględniając wykładających w latach 1915–1919, na Uniwersytecie Warszawskim do wybuchu II wojny światowej zatrudnionych zostało łącznie 499 samodzielnych pracowników naukowych. Była to grupa niejednorodna pod względem przebiegu wcześniejszej kariery zawodowej. Około 70% z nich ukończyło studia przed rokiem 1918. Znajdowało się wśród nich aż 223 absolwentów uczelni rosyjskich, w tym 97 osób, które studiowały na Cesarskim Uniwersytecie w Warszawie. Zgodnie z przyjętym w tamtych czasach modelem, wiele z nich pobierało jednak naukę również na uniwersytetach w innych krajach. Absolwenci uczelni rosyjskich przeważali zwłaszcza wśród lekarzy i prawników, natomiast humaniści kształcili się wcześniej przede wszystkim na uczelniach galicyjskich z polskim językiem wykładowym, których absolwentami było ogółem 142 (29%) późniejszych profesorów i docentów Uniwersytetu Warszawskiego. Ponadto 121 samodzielnych pracowników naukowych uczelni studiowało przed 1918 r. w Niemczech, 57 we Szwajcarii, 24 na uczelniach austro-węgierskich poza Galicją, a 25 we Francji. Absolwenci szkół wyższych z pozostałych państw występowali bardzo nielicznie. Pewną ciekawostkę stanowić może fakt, iż jeden z profesorów Uniwersytetu Warszawskiego, językoznawca Karol Appel w ogóle nie odbył żadnych studiów. Wśród zatrudnionych na UW 142 profesorów i docentów, którzy ukończyli szkoły wyższe już po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, zdecydowana większość, bo aż 95, studiowała na uczelni macierzystej. Kolejne 33 osoby uczęszczały do szkół wyższych w Krakowie lub Lwowie, za granicą zaś kształciło się 26 osób36.
W momencie uruchomienia Uniwersytetu w 1915 r. jego kadra naukowa była stosunkowo młoda. Średnia wieku wykładających osiągała wówczas zaledwie 42 lata. Po przeprowadzonej w 1919 r. stabilizacji współczynnik ten wzrósł do 50 lat, przy czym przeciętny wiek profesorów zwyczajnych wynosił 49 lat, nadzwyczajnych 32 lata, zastępców profesorów 42 lata, a docentów tymczasowych 45 lat. Średnia wieku profesorów honorowych osiągnęła 74 lata. W ciągu kolejnych dwóch dekad każda z tych grup wyraźnie „postarzała się”. W 1929 r. przeciętny wiek profesorów zwyczajnych wzrósł do 55 lat, a przez kolejne dziesięciolecie osiągnął 58 lat. W roku wybuchu II wojny światowej najliczniejszą grupą wśród nich (41%) były osoby w wieku 61–65 lat, a więc formalnie zbliżające się już do emerytury. Wymogu przechodzenia na nią po ukończeniu 65. roku życia nie egzekwowano jednak zbyt rygorystycznie, bowiem 10 profesorów zwyczajnych pracowało nadal, mając ponad 66 lat. Średnia wieku profesorów nadzwyczajnych osiągnęła do 1929 r. 47 lat, a przez kolejną dekadę zmniejszyła się do 46 lat. Prawie połowę z nich stanowiły w 1939 r. osoby w wieku 36–45 lat. Żaden profesor nadzwyczajny nie przekroczył wieku emerytalnego. Przeciętny wiek docentów wyniósł w 1929 r. 42 lata, a 10 lat później 44 lata; analogiczny współczynnik dla profesorów honorowych wzrósł w tym okresie do 77, a później obniżył się do 76 lat. Wydziały różniły się przy tym bardzo istotnie pod względem przeciętnego wieku pracowników, bowiem poszczególne gałęzie nauki charakteryzowały się, tak jak i dziś, zróżnicowaną dynamiką karier akademickich37. Pewne wyobrażenie na ten temat daje średnia wieku docentów wykładających na UW. Pod koniec 1937 r. wynosiła ona na Wydziale Prawa 36 lat, na Matematyczno-Przyrodniczym 39 lat, na wydziałach teologicznych 40 lat, na Humanistycznym 42 lata, na Weterynaryjnym 46 lat, a na Lekarskim i Farmaceutycznym po 48 lat38.
Zjawisko starzenia się kadry naukowo-dydaktycznej wynikało z dwóch faktów. Po pierwsze, okrzepnięcie struktury organizacyjnej uczelni w latach 20. zakończyło okres bardzo szybkich awansów na stanowiska profesorskie, wymuszonych wcześniejszym brakiem kadr. Kariera akademicka nowo zatrudnianych na Uniwersytecie osób rozwijała się od tego czasu bardziej rutynowo i na ogół powolniej. Po drugie, profesorowie, którzy rozpoczęli pracę w pierwszych latach po uruchomieniu uczelni, przeważnie pozostawali na niej aż do osiągnięcia wieku emerytalnego (a często nawet dłużej), nowych katedr przybywało zaś bardzo niewiele. Konsekwencją tego była zmniejszająca się w latach 30. rotacja kadry i malejące szanse docentów na szybkie uzyskanie profesury na Uniwersytecie.
21. Jubileusz 50-lecia pracy naukowej prof. Tadeusza Zielińskiego. W pierwszym rzędzie stoją od prawej: prof. Tadeusz Kotarbiński, jubilat, rektor Tadeusz Brzeski, prof. Gustaw Przychocki
Ze względu na fakt, iż kadrę naukową uczelni rekrutowano po 1915 r. zupełnie od podstaw, trudno byłoby wskazać jeden dominujący tu w całym omawianym okresie model kariery akademickiej. W okresie założycielskim na Uniwersytet napływali naukowcy o zróżnicowanych życiorysach, uczelnia zaś oferowała im wówczas możliwość szybkiego awansu profesorskiego. (Zaowocowało to notabene spektakularnymi sukcesami w dziedzinach takich, jak np. fizyka, matematyka, filozofia, językoznawstwo czy archeologia). Kilkudziesięciu profesorów, wśród nich postaci tej rangi co psycholog Stefan Baley, historyk Marceli Handelsman albo filozof Tadeusz Kotarbiński, nie uzyskało nigdy habilitacji, przeskakując niejako ten etap kariery akademickiej. Wraz z upływem lat okres poprzedzający otrzymanie własnej katedry stopniowo wydłużał się, coraz częstsze stawało się natomiast uzyskiwanie na Uniwersytecie Warszawskim kilku kolejnych stopni naukowych. Pewne prawidłowości dotyczące zawodowego curriculum vitae pracowników, które można zaobserwować, dopiero się kształtowały i nie musiały występować w każdym przypadku. Tym bardziej jak zostało już powiedziane, w niektórych dyscyplinach naukowych awansowano szybciej, a w innych wolniej39.
22. Profesor Kazimierz Michałowski podczas oględzin egipskiego sarkofagu, 1937 r.
Szansą rozpoczęcia kariery naukowej była na ogół propozycja pozostania na uczelni w charakterze asystenta, którą profesor składał wyróżniającym się studentom. „Gdy widział, że ten czy ów zapowiadał się nieźle, to wtedy mówił – «No proszę Pana, to znaczy Pan...»” – tak zapamiętał początki swojej pracy naukowej pod kierunkiem Stefana Pieńkowskiego jego ówczesny asystent, fizyk Władysław Kapuściński40. Także na innych wydziałach i kierunkach wejście w świat akademicki następowało na mocy indywidualnej decyzji wykładowcy, nie istniały natomiast zinstytucjonalizowane formy naboru kandydatów w postaci egzaminów na studia doktoranckie. Przez pewną część okresu międzywojennego – przy tym różnie na różnych wydziałach (omawiam to dokładniej w rozdziale poświęconym przebiegowi studiów) – ukończenie Uniwersytetu Warszawskiego pozwalało zresztą uzyskać od razu tytuł doktorski, asystentura zaś służyła przygotowaniu rozprawy habilitacyjnej. Wraz ze stopniowym upowszechnieniem się magisterium kariera akademicka uległa natomiast automatycznemu wydłużeniu o etap studiów doktoranckich. Chcąc kontynuować pracę naukową nowo wypromowany doktor pozostawał wtedy na uczelni najczęściej aż do habilitacji na stanowisku starszego asystenta, rzadziej adiunkta.
23. Karykatura prof. Mieczysława Michałowicza z Wydziału Lekarskiego
Wśród docentów wykładających w 1937 r. na Uniwersytecie Warszawskim mediana wieku uzyskania habilitacji wynosiła 38 lat. W przypadku osób, których kariera naukowa przebiegała już według nowego systemu (studia magisterskie plus doktoranckie), pomiędzy doktoratem a habilitacją upływało zatem przeciętnie około 10 lat. Niektóre jednostki odbiegały jednak bardzo wyraźnie od średniej – matematyk Alfred Tarski habilitował się w wieku zaledwie 24 lat, miało to jednak miejsce w czasach, gdy studia zapewniały jeszcze dyplom doktorski. O dwa lata starszy był w tym samym punkcie kariery akademickiej idący nowym trybem historyk Janusz Pajewski. Na drugim biegunie znajdowało się kilkunastu naukowców, którzy veniam legendi zdobyli już po pięćdziesiątce. Najstarszy z nich, historyk medycyny Ludwik Zembrzuski liczył sobie wtedy aż 59 lat. Wiek uzyskania habilitacji zależał niewątpliwie po części od czynników takich jak wcześniejsza droga zawodowa, sytuacja życiowa, motywacje itp., ale miał też wyraźny związek z uprawianą dziedziną nauk. Najszybciej habilitowano się bowiem na Wydziale Prawa (przeciętnie w wieku 32 lat) i Matematyczno-Przyrodniczym (35 lat); dalsze w kolejności były wydziały teologiczne (37 lat), Humanistyczny (38 lat) i Lekarski (41,5 roku). Na samym końcu plasowały się wydziały Farmaceutyczny i Weterynaryjny, gdzie średnia wieku habilitantów wynosiła 42,5 roku41.
Kolokwium habilitacyjne, ze względu na towarzyszący mu stres, uchodziło za dość nieprzyjemne przeżycie. Nie wszyscy – nawet bardzo wybitni później naukowcy – wspominali po latach z zadowoleniem wykład wygłaszany później przez siebie przed radą wydziału42. Niektórzy z podchodzących do habilitacji dopatrywali się wręcz wymierzonych w siebie spisków, zorganizowanych przez swych wrogów osobistych bądź politycznych. Wśród zwolenników prawicy nie brakowało podejrzeń, iż za wszystkim stała masoneria. Za jej niedoszłą ofiarę uważał się np. jeden z docentów Wydziału Lekarskiego, Zdzisław A. Michalski: „Akcję utrącania mnie przy habilitacji rozpoczął, według mnie, członek Warszawskiej Loży Masońskiej, docent anatomii patologicznej, Wilhelm Czarnocki. [...] Na psa ujadającego wybrano również członka loży – pediatrę Michałowicza. Ten podobno miał prywatną urazę do mnie, gdyż jakoby powtórzono mu, że uważam go jako lekarza za skończonego durnia. Było to istotnie zgodne z moją opinią...”43. Spiskowa teoria dziejów z powodzeniem służyła, jak widać, za wygodne uzasadnienie prywatnych uprzedzeń i animozji, które niekiedy rzeczywiście nie pozostawały zapewne bez wpływu na przebieg głosowań habilitacyjnych. Zdarzało się przy tym, iż rady wydziałów odrzucały niektórych kandydatów44.
Uzyskanie veniam legendi otwierało drogę do profesury, ale względnie rzadko zdarzało się, by docent otrzymał własną katedrę bezpośrednio po habilitacji. W 1937 r. co piąty z wykładających na Uniwersytecie docentów czekał na nią już 10 lat lub więcej. (Na przykład w przypadku Tarskiego, o którym była mowa wcześniej, od habilitacji minęło wówczas 12 lat, a profesorem został on dopiero w Stanach Zjednoczonych w czasie II wojny światowej)45. W ciągu dwudziestolecia międzywojennego wyraźnie wydłużył się przeciętny czas oczekiwania na profesurę, zwłaszcza zwyczajną. Najczęściej wynosił on – jak się wydaje – kilkanaście lat, choć w latach 30. pojawiła się na Uniwersytecie także grupa trzydziestokilkuletnich profesorów nadzwyczajnych, świeżo po habilitacji46.
Uzyskanie profesury było trudne. Mogło nastąpić tylko albo w wyniku zwolnienia katedry przez jednego z dotychczasowych wykładowców, albo powołania nowej, co zwykle wymagało dodatkowych funduszy i długotrwałych zabiegów władz rektorskich w Ministerstwie. Biorąc pod uwagę, że na awans czekało zwykle wielu docentów, w obu przypadkach wymagało to posiadania przez osobę ubiegającą się o profesurę odpowiednio mocnej pozycji w środowisku uczelnianym. Poza względami merytorycznymi, takimi jak dorobek naukowy czy pożądana z punktu widzenia potrzeb Uniwersytetu specjalizacja, konieczni byli także sojusznicy w radzie wydziału gotowi zapewnić danej kandydaturze większość głosów. Następnie wniosek musiał zostać zatwierdzony przez Senat UW i dopiero stamtąd trafiał do Ministerstwa. O ile starający się o profesurę docent uzyskał wcześniej na Uniwersytecie stopień doktora, liczył – jak się wydaje – przede wszystkim na wsparcie swego dawnego promotora. Historyk Tadeusz Manteuffel wspomina np. o bezskutecznych próbach utworzenia dla niego na Wydziale Humanistycznym katedry historii Francji, podejmowanych w latach 30. przez Marcelego Handelsmana47.
Mechanizm podejmowania decyzji o obsadzie stanowisk profesorskich na Uniwersytecie ukazują dzienniki Wacława Borowego. Jego starania o katedrę historii literatury polskiej wiosną 1938 r. wspierane były przez profesorów Andrzeja Tretiaka i Jana Bystonia, podczas gdy prof. Julian Krzyżanowski proponował na to stanowisko doc. Zygmunta Szweykowskiego. W głosowaniu nad obiema kandydaturami zwyciężył Borowy wynikiem 21 do 5 głosów, o czym poinformowali go telefonicznie jego stronnicy, zanim jeszcze dziekan Wydziału Humanistycznego przesłał mu oficjalne pismo z propozycją podjęcia pracy. Wzmianki Borowego o jego „poważnym zmartwieniu” rezultatem głosowania i obawach Bystronia, by „nie zrobił zwolennikom «psikusa»”, świadczą, iż niejednomyślną decyzję uważano prawdopodobnie za pewną ujmę prestiżową. Z kolei telefon z gratulacjami od Krzyżanowskiego, który odnotowuje Borowy, dowodzi, że nawet w sytuacjach ewidentnego konfliktu interesów starano się zachowywać wobec siebie kurtuazję48.
24. Docent Wacław Borowy odbiera państwową nagrodę literacką z rąk ministra Wojciecha Świętosławskiego, styczeń 1938 r.
Jak dowodzą niektóre przypadki, o otrzymaniu bądź nieotrzymaniu stanowiska profesora na Uniwersytecie nie zawsze jednak przesądzały wyłącznie względy merytoryczne. Docent Tadeusz Manteuffel miał nadzieję, iż w 1935 r. zostanie powołana dla niego katedra historii średniowiecza, ale jak zanotował po latach, przygotowując materiały do wspomnień z okresu międzywojennego: „Okazało się jednak, iż względy, jak myślę, natury kumoterskiej, spowodowały przyznanie jej bizantynistyce. [...] Rozżalony cierpko to wypominałem memu mistrzowi”49. Z kolei cytowany już przeze mnie doc. Michalski, jak zwykle węsząc wszędzie spiski wolnomularskie, utrzymuje, że na Wydziale Lekarskim „katedry były obsadzane [...] nie przez kandydatów najlepszych, lecz najbardziej odpowiednich, oczywiście dla masonerii [...]”50.
Fakt, że przy obsadzaniu stanowisk profesorskich na Uniwersytecie rzeczywiście odgrywały niekiedy względy polityczne i intrygi, choć wcale niekoniecznie masońskie, potwierdza casus Szymona Askenazego. Propozycję powołania tego uznanego historyka i dyplomaty na katedrę historii politycznej i dyplomatycznej Polski nowożytnej na Wydziale Prawa wysunął w 1919 r. prof. Leon Petrażycki, uważany za jednego z najwybitniejszych polskich uczonych tamtych czasów. Została ona jednomyślnie uchwalona przez Radę Wydziału i zatwierdzona przez Senat UW, wkrótce potem jednak prof. Karol Lutostański zażądał uchylenia tej decyzji pod pretekstem uchybień formalnych. (Chociaż sam zapewnił wcześniej ustnie Petrażyckiego, że popiera wniosek, teraz utrzymywał, że skierowanie sprawy do Senatu UW nastąpiło wbrew jego woli. Wskazywał też, że w porządku dziennym posiedzenia Rady Wydziału nie było punktu dotyczącego profesury dla Askenazego). Zarzuty zostały uwzględnione, co doprowadziło do unieważnienia decyzji Senatu i reasumpcji głosowania przez radę, która tym razem odrzuciła wniosek Petrażyckiego. Lutostański, będący inspiratorem i głównym realizatorem intrygi, występował przeciw kandydaturze Askenazego, obłudnie argumentując, iż broni nauki przed zakusami polityków, choć jego własne intencje były właśnie na wskroś polityczne. (Swoją rolę odegrało najprawdopodobniej zarówno żydowskie pochodzenie kandydata, jak i przypisywana mu przynależność do masonerii). Próba kompromisowego rozwiązania tej kompromitującej dla Uniwersytetu afery przez mianowanie Askenazego profesorem honorowym z pensją profesora zwyczajnego została zakulisowo utrącona przez ówczesnego dziekana Wydziału Prawa prof. Zygmunta Cybichowskiego, który celowo przewlekał sprawę i mnożył trudności formalne. Ostatecznie Askenazy dopiero w 1928 r., już za rządów piłsudczyków, został mianowany profesorem honorowym na nowo utworzonym wówczas Wydziale Humanistycznym. Petrażycki, w proteście przeciw postępowaniu swych kolegów prawników, podał się w 1920 r. do dymisji, której wprawdzie nie przyjęto, lecz na Wydziale Prawa aż do jego samobójczej śmierci w 1931 r. traktowano go jak ciało obce51.
25. Profesor Leon Petrażycki, 1925 r.
Polityczne intrygi wokół obsady katedr prowadzono także na innych wydziałach. Na Humanistycznym zwolennicy Piłsudskiego po zamachu majowym starali się zablokować kandydaturę krakowskiego historyka Stanisława Kota, niewątpliwie ze względu na jego niechętny stosunek do Marszałka. Na posiedzeniach Rady Wydziału prof. Tadeusz Wałek-Czarnecki dyskredytował go, zarzucając, iż „wykorzystując swe stosunki w poselstwie polskim w Paryżu [...] skorzystał z tej sposobności, ażeby przewieźć przez granicę polską w bagażu dyplomatycznym kosztowny dywan wschodni i uchylić się przez to od opłaty celnej”, co nieszczególnie wiązało się wszakże z dorobkiem naukowym. W odróżnieniu od sprawy Askenazego, o profesurze Kota przesądziło jednak nie stanowisko gremiów akademickich, lecz veto Ministerstwa, nieżyczącego sobie przeciwnika piłsudczyków na UW52.
Tego rodzaju otwarte konfrontacje wokół nominacji profesorskich należały jednak na Uniwersytecie do wyjątków. Jeżeli nawet dochodziło do konfliktu interesów przy obsadzaniu poszczególnych katedr, jak miało to miejsce w przypadkach Borowego i Manteuffla, żadna ze stron nie dążyła do eskalacji i nagłośnienia sporu, zdając sobie sprawę, że niewiele da się w ten sposób osiągnąć. (Sprawa Askenazego była zresztą aż nadto dobitnym dowodem, że choćby najlepsza kandydatura nie miał szans powodzenia przy braku wystarczającego poparcia w radzie wydziału). Przegranym pozostawała więc gorycz porażki i nadzieje na lepszy obrót sprawy przy kolejnym wakacie na którejś z katedr.
Zwycięzca, o ile jego kandydaturę zatwierdziło MWRiOP, wchodził do uniwersyteckiej elity. Objęcie katedry miało charakter uroczysty. Panował zwyczaj, że po złożeniu przed rektorem stosownego ślubowania, nowo mianowany profesor wygłaszał wykład inauguracyjny, na który oprócz studentów przychodzili rektor, dziekan danego wydziału, liczni profesorowie i docenci, a także różni znajomi nominata (którym zdarzało się później niekiedy podrzemywać, co zauważali prelegenci). Uczonego oficjalnie przedstawiano i witano na Uniwersytecie. Jego pierwsze wystąpienie przed tak niecodzienną publicznością poprzedzone było zwykle starannymi przygotowaniami i próbami, mogło bowiem zaważyć – podobnie jak wcześniej wykład habilitacyjny – na reputacji dobrego lub złego wykładowcy53.
Ze względu na zróżnicowaną specyfikę poszczególnych kierunków uniwersyteckich nie istniał, jak się wydaje, jeden model pracy profesorów. Inaczej wyglądać musiała ona w przypadku chirurga, który zajęcia na UW łączył z operowaniem w klinice, inaczej duchownego wykładającego na którymś z 3 wydziałów teologicznych, a jeszcze inaczej humanisty czy prawnika. Niezależnie od tych różnic, każdy profesor zobowiązany był do prowadzenia zajęć dydaktycznych, egzaminowania i pracy naukowej, a także do uczestnictwa w posiedzeniach rady swego wydziału54. Jego kalendarz wypełniały też na ogół dość ciasno inne obowiązki zawodowe (zebrania różnych komisji i towarzystw naukowych) i towarzysko-reprezentacyjne. „Czasem zastanawiam się, jak i kiedy przy tym trybie życia mogłem przygotowywać wykłady i pisać książki” – zastanawiał się po latach Władysław Tatarkiewicz55.
26. Wykopaliska w Edfu w Egipcie z udziałem Kazimierza Michałowskiego i Jerzego Manteuffla, 1938 r.
Mimo że profesorowie Uniwersytetu byli ludźmi zajętymi, niektórzy znajdowali czas na kultywowanie akademickiego esprit de corps, spotykając się w kawiarni Lourse’a w Hotelu Europejskim przy Krakowskim Przedmieściu, gdzie, jak wspomina Kazimierz Michałowski, „codziennie, z wyjątkiem niedzieli, przy tradycyjnej «półczarnej» tak żywo biło tętno intelektualne [...] warszawskiego życia uniwersyteckiego”56. Spotkania takie ułatwiały lepsze poznanie się osobom, które na co dzień wykładały na różnych wydziałach, służyły też zapewne uprawianiu uniwersyteckiej polityki. Przy stoliku gromadzili się przede wszystkim profesorowie humaniści o poglądach liberalnych – Stanisław Kętrzyński, Stanisław Wędkiewicz, Tadeusz Wałek-Czarnecki, Stefan Czarnowski czy Marceli Handelsman – ale przysiadali się też zwolennicy innych stronnictw politycznych, jak np. narodowy demokrata Roman Rybarski albo sam Michałowski (wówczas również sympatyzujący raczej z prawicą). Rytuał codziennej kawy u Lourse’a, poza wymiarem towarzyskim, potwierdzał także przynależność profesury do ówczesnej elity społecznej: w dwudziestoleciu międzywojennym w kawiarni tej bywali bowiem dziennikarze, artyści, literaci i właśnie ludzie nauki. Co charakterystyczne, sporadycznie tylko do profesorskiego stolika u Lourse’a zapraszano docentów – spotykali się oni popołudniami raczej we własnym gronie w kawiarni „Italia” przy Nowym Świecie, pomiędzy Alejami Jerozolimskimi a ul. Chmielną57.
Elitarność kawiarnianego kręgu, typowa zresztą dla międzywojennych obyczajów, kiedy kelnerowi zdarzało się bezceremonialnie wyprosić arywistów, usiłujących dosiąść się do stolika zajmowanego przez stałych bywalców, nie przeszkadzała, by w innych sytuacjach profesorowie i niżsi stopniem pracownicy naukowi stykali się na gruncie towarzyskim chętnie i bez poczucia przekraczania granic społecznych. Na długo przed objęciem katedry na UW Borowy blisko przyjaźnił się z Antoniewiczami, Manteuffel bywał regularnie na przyjęciach u Handelsmanów oraz u prof. Michałowicza, z którego młodą żoną zapoznał się na seminarium historycznym swego promotora. (Michałowicz leczył z kolei jako pediatra dzieci Handelsmana). Profesor Oskar Halecki gościł w domu swych wyróżniających się studentów i doktorantów58. Jak się wydaje, zwłaszcza w przypadku relacji mistrz-uczeń skracanie dystansu wobec młodych adeptów nauki poprzez przeniesienie relacji z nimi na grunt towarzyski należało wręcz do dobrego tonu, służyło wprowadzeniu ich na uniwersyteckie i stołeczne salony – zarówno zupełnie dosłownie, jak i w przenośni.
27. Spotkanie rektorów i dziekanów UW w Hotelu Europejskim, 9 VI 1939 r.
Więzi środowiskowe umacniały także pobyty w domu pracy twórczej i odpoczynku w Mądralinie koło Otwocka, ufundowanym przez Stanisława Hiszpańskiego, właściciela renomowanej warszawskiej firmy szewskiej, a ponadto znanego społecznika. Korzystali z nich tak profesorowie, jak i niżsi stopniem pracownicy naukowi, ale wyłącznie płci męskiej, gdyż zgodnie ze swym regulaminem ośrodek był niedostępny dla kobiet (nie mogły one również odwiedzać gości). Jeden z ówczesnych docentów, historyk Janusz Pajewski, wspominając pobyt w Mądralinie w renomowanym profesorskim towarzystwie, składającym się z przedstawicieli różnych nauk, zauważa: „sympatyczny zwyczaj, że pracując i wypoczywając osobno, posiłki jadało się zawsze razem, sprzyjał życiu towarzyskiemu i był okazją do wielu interesujących pogawędek i rozmów przeciągających się nierzadko do późnych godzin nocnych”59.
Czy na podstawie opisanych powyżej, dość przypadkowych mimo wszystko migawek z przedwojennego świata akademickiego, stwierdzić można istnienie na międzywojennym Uniwersytecie specyficznego „środowiska”, z określonym habitusem, poczuciem własnej odrębności i więzami towarzyskimi, odgrywającymi niekiedy kluczową rolę również na gruncie zawodowym? Zapewne tak, choć być może należałoby raczej mówić o luźnej konstelacji różnych środowisk, powiązanych w ten lub inny sposób z uczelnią, niekoniecznie zgodnych ze sobą w większości spraw, jednakowo przynależących do elit ówczesnej Warszawy. Inne było środowisko, w którym obracał się liberalny inteligent żydowskiego pochodzenia, piłsudczyk Handelsman, albo Michałowicz – też piłsudczyk, ale o rodowodzie pepeesowskim, podejrzewany o związki z masonerią, inne, w którym spotykali się endeccy profesorowie Rybarski czy Bohdan Wasiutyński, a jeszcze inne Antoniewicza i Borowego – zachowawcze, ale bez szczególnego zaangażowania politycznego. Mimo różnorodnych konfliktów interesów, napięć i animozji, jakie niewątpliwie występowały pomiędzy tymi środowiskami i należącymi do nich osobami, w pewnych sytuacjach były one w stanie występować zgodnie, stając się „środowiskiem” ponad wszystkimi podziałami. Konsens warszawskich elit był niezbędny do powołania Uniwersytetu w 1915 r., większość profesury solidarnie sprzeciwiała się w 1933 r. narzuconej przez władze państwowe nowej ustawie o szkolnictwie wyższym, a po 1939 r. środowiskowe więzi pozwoliły na utworzenie podziemnego Uniwersytetu i konspiracyjnych struktur Polskiego Państwa Podziemnego.