Międzywojenny Uniwersytet Warszawski był widownią postępującej emancypacji kobiet, które – w przeciwieństwie do czasów carskich – miały prawo się nań zapisywać już od momentu reaktywacji uczelni przez niemieckie władze okupacyjne w 1915 r. Wśród ogółu immatrykulowanych w latach 1915–1939 znalazło się ich 21 379, czyli 37%191. W ogólnym rozrachunku kobiety stanowiły zatem wciąż jeszcze mniejszość, systematycznie wzrastał jednak, mimo pewnych wahań, ich odsetek wśród osób wstępujących na studia. W 1915 r. wynosił on 9,6%, w 1921 r. – 37%, dekadę później – 43,3%, a w 1938 r., po wcześniejszym wyrównaniu spadku, do jakiego doszło w połowie lat 30. – aż 47,2%192.

Tabela 6. Liczba i odsetek kobiet wśród studentów UW 1915–1939

Rok akademicki Liczba kobiet Odsetek kobiet
1915/16 94 9,0%
1916/17 180 11,1%
1917/18 404 18,2%
1918/19 1084 23,7%
1919/20 1626 35,0%
1920/21 2086 33,6%
1921/22 2480 34,3%
1922/23 2936 34,1%
1923/24 2985 34,9%
1924/25 2947 36,2%
1925/26 3137 36,8%
1926/27 3253 36,0%
1927/28 3353 35,8%
1928/29 3466 37,8%
1929/30 3551 38,9%
1930/31 3620 39,5%
1931/32 3546 41,2%
1932/33 3996 40,2%
1933/34 3771 39,4%
1934/35 3736 39,3%
1935/36 3426 36,8%
1936/37 3728 39,8%
1937/38 3700 40,5%
1938/39 3647 42,3%

Źródło: T. Manteuffel, Uniwersytet Warszawski w latach 1915/16–1934/35. Kronika, Warszawa 1936; AUW, AcUW RP/66; SUW 1934/1935 i 1935/1936, s. 45.
Uwaga: zestawienie uwzględnia również tzw. wolnych słuchaczy.

Wykres 3. Liczba i odsetek studentek UW 1915–1939

Wykres 4. Struktura płci słuchaczy UW 1915–1939

Odpowiednio do tego wzrastał odsetek studentek w skali całej uczelni, który w roku akademickim 1920/1921 przekroczył 33%, dekadę później 39%, natomiast w ostatnim roku akademickim przed wybuchem II wojny światowej osiągnął 42,3%193. Było to zgodne z trendem, który występował w całym kraju, choć Uniwersytet Warszawski wyraźnie wyprzedzał pod względem stopnia feminizacji wszystkie inne polskie uniwersytety, nie mówiąc nawet o politechnikach. W połowie lat 30. wśród państwowych szkół wyższych większym odsetkiem kobiet mogły wykazać się jedynie warszawska Akademia Szkół Pięknych oraz tamtejsza Akademia Stomatologiczna194.

Na Uniwersytecie Warszawskim, podobnie jak na innych uczelniach w II Rzeczypospolitej, kobiety wybierały na ogół inne kierunki studiów niż mężczyźni. Najrzadziej zapisywały się na fakultety teologiczne, co wynikało z faktu, iż kształciły one przede wszystkim przyszłych duchownych: w latach 1915–1939 jedynie 7 pań studiowało na Studium Teologii Prawosławnej, a 4 na Wydziale Teologii Ewangelickiej. Bardzo niewiele z nich, bo tylko 8% w całym badanym okresie, wstąpiło również na weterynarię. Kobiety stanowiły 20% wszystkich immatrykulowanych na Wydziale Prawa (w pierwszym roku akademickim po otwarciu Uniwersytetu studiowały tam tylko 2 kobiety!) oraz 21% na Wydziale Lekarskim. Na Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym panie stanowiły w okresie międzywojennym w sumie 38% słuchaczy, a na Wydziale Farmaceutycznym – 46%. Najbardziej sfeminizowane były: Wydział Filozoficzny, gdzie w latach 1915–1927 odsetek studiujących kobiet osiągnął 52%, oraz będący jego kontynuacją Wydział Humanistyczny, na którym analogiczny współczynnik dochodził do 71%195.

Miało to wpływ na strukturę płci na poszczególnych kierunkach. Na Wydziale Prawa w pierwszych latach niepodległości odsetek pań wzrósł skokowo do 18%, lecz już ok. 1922 r. zaczął spadać, aby dopiero na początku lat 30. ustabilizować się na poziomie ok. 20%. Podobna tendencja występowała na Wydziale Lekarskim, gdzie ten sam wskaźnik zmniejszył się z 34% do 19–22%, a także na Wydziale Farmaceutycznym (wzrost do 65% w połowie lat 20., a następnie stopniowy spadek do 40%). Również na Wydziale Filozoficznym – choć już w roku akademickim 1917/1918 uczyło się tam nieco więcej kobiet niż mężczyzn – po gwałtownym wzroście odsetka studiujących płci pięknej do 66% w roku akademickim 1920/1921, w kolejnych latach spadł on do 54%. Dopiero w połowie lat 30., już po podziale Wydziału Filozoficznego na kierunki matematyczno-przyrodniczy i humanistyczny, współczynnik feminizacji umocnił się tam, dochodząc do 47% na pierwszym z nich i do 78% na drugim196.

Tabela 7. Porównanie struktury płci na poszczególnych wydziałach UW w roku akademickim 1928/1929 i 1937/1938

Jednostka Liczba mężczyzn Odsetek mężczyzn
1928/1929 1937/1938 1928/1929 1937/1938
Wydział Teologii Katolickiej 59 57 100% 100%
Wydział Teologii Ewangelickiej 81 82 97,6% 98,8%
Studium Teologii Prawosławnej 174 123 100% 98,4%
Wydział Prawa 2260 1795 85% 78,9%
Wydział Lekarski 848 722 81,1% 76,1%
Wydział Humanistyczny 928 928 30,5% 33,5%
Wydział Matematyczno-Przyrodniczy 1014 755 63,7% 49,8%
Wydział Farmaceutyczny 92 149 35,9% 54,4%
Wydział Weterynaryjny 259 303 96,6% 88,3%
Ogółem 5715 4914 62,2% 59,3%

Tabela 7. cd.

Jednostka Liczba kobiet Odsetek kobiet
1928/1929 1937/1938 1928/1929 1937/1938
Wydział Teologii Katolickiej 0 0 0% 0%
Wydział Teologii Ewangelickiej 2 1 2,4% 1,2%
Studium Teologii Prawosławnej 1 2 0% 1,6%
Wydział Prawa 399 480 15% 21,1%
Wydział Lekarski 197 129 18,9% 23,9%
Wydział Humanistyczny 2117 1839 69,5% 66,5%
Wydział Matematyczno-Przyrodniczy 577 760 26,3% 50,2%
Wydział Farmaceutyczny 164 125 64,1% 45,6%
Wydział Weterynaryjny 9 40 3,4% 11,7%
Ogółem 3466 3376 37,8% 40,7%

Źródło: Rocznik polityczny i gospodarczy 1939, Warszawa 1939, s. 513; Źródło: T. Manteuffel, Uniwersytet Warszawski w latach 1915/16–1934/35. Kronika, Warszawa 1936, s. 310.

Jak można zauważyć, w całym okresie 1915–1939 kobiety znacznie rzadziej niż mężczyźni dostawały się na Uniwersytecie Warszawskim na prawo, medycynę, farmację i weterynarię, znacznie częściej niż oni studiowały natomiast nauki humanistyczne. Z danych, jakimi dysponujemy dla roku akademickiego 1934/1935, wynika, iż było to po części efektem dyskryminacji przy naborze na studia. (Kandydatów na studia medyczne, farmaceutyczne i weterynaryjne obowiązywał egzamin wstępny). Można to stwierdzić na podstawie dysproporcji pomiędzy odsetkiem kandydatów jednej i drugiej płci, którzy zostali przyjęci na poszczególne kierunki. Na farmację dostało się bowiem 62% zdających mężczyzn i tylko 27% kobiet, zaś na medycynę odpowiednio 32% i 26%. Różnice te wydają się zbyt duże, aby można było uznać je za efekt przypadku, wszystko wskazuje na to, że na obu tych wydziałach stosowano po cichu rodzaj niepisanego numerus clausus dla płci pięknej. (Potwierdza to także przebieg egzaminów wstępnych na Wydział Lekarski w latach 20., który omawiam w rozdziale poświęconym charakterowi studiów). Dyskryminacja kobiet nie występowała natomiast przy przyjmowaniu na studia prawnicze. Podobnie zresztą działo się w skali całego kraju, przynajmniej w roku, którego dotyczą zachowane dane197.

O ile więc przewaga mężczyzn na medycynie i farmacji była w pewnym stopniu spowodowana zamierzoną polityką rekrutacyjną Uniwersytetu, o tyle na prawie musiała mieć źródło w zjawiskach szerszych, występujących również poza jego murami. Można przypuszczać, że najważniejszy z nich stanowiła męska dominacja w zawodach, do których drogę tradycyjnie otwierało ukończenie tego wydziału. W 1931 r. w całej służbie publicznej II Rzeczypospolitej zatrudnionych było jedynie około 300 kobiet198, głównie na stanowiskach pomocniczych, jako sekretarki, biuralistki itp. Przez całe dwudziestolecie międzywojenne żadna z nich nie została ministrem (nikomu nie śniło się tym bardziej, aby mogła być „ministrą”), dyrektorem departamentu, wojewodą, ani nawet starostą powiatowym czy notariuszem. Tylko jedna kobieta została mianowana prokuratorem, kilka sędziami w sądach dla nieletnich199. Kandydatki na studia wyższe musiały mieć świadomość tego stanu rzeczy, stąd rzadko wybierały prawo jako kierunek dający niewielkie szanse na znalezienie pracy. Podobny mechanizm działał zresztą niewątpliwie – niezależnie od dyskryminacyjnych praktyk przy naborze na studia – również w przypadku medycyny, ponieważ zawód lekarza także należał wówczas do silnie zmaskulinizowanych: w 1938 r. było w Polsce 2034 lekarek, stanowiły one 16% czynnych zawodowo medyków200.

Mutatis mutandis, na tej samej zasadzie wytłumaczyć można, dlaczego kobiety tak często decydowały się na studiowanie na Uniwersytecie nauk humanistycznych i matematyczno-przyrodniczych – oba kierunki przygotowywały do pracy w oświacie, a zawód nauczyciela był w II Rzeczypospolitej bardzo silnie, jak na ówczesne warunki, sfeminizowany. W połowie lat 30. kobiety stanowiły prawie połowę kadry w szkołach powszechnych i 37,5% w średnich ogólnokształcących201. W tym przypadku na rodzaj wybieranych przez kobiety studiów bardzo istotny wpływ miały zatem korzystne perspektywy późniejszego znalezienia pracy w zawodzie. Na rzecz takiego wyboru przemawiały również pozytywistyczne wzorce kulturowe, kształtujące aspiracje wielu kandydatek na studia na wzór Stasi Bozowskiej, bohaterki Siłaczki Żeromskiego. Ideały takie przyświecały np. Marii Eigerównie, która zdecydowała się porzucić przepych fabrykanckiego domu, aby po studiach przyrodniczych na Uniwersytecie szerzyć oświatę w żydowskim sztetlu w Drohiczynie, co jej samej wydało się później podróżą w czasie w mroki średniowiecza202. Nie bez znaczenia był także obowiązujący wówczas wzorzec aktywności zawodowej kobiet, kładący nacisk na pełnienie służby wobec społeczeństwa kosztem rezygnacji z ambicji osobistych203. Nie ulega jednak wątpliwości, iż większość kobiet podchodziła do nauki na Uniwersytecie bardzo racjonalnie, widząc w niej przede wszystkim szansę zdobycia zawodu pozwalającego na podjęcie pracy zawodowej. Inną rzeczą pozostaje, że wiele z nich rezygnowało później ze swych planów, poświęcając się rodzinie, nie mogąc uzyskać etatu itp.

Nie udało mi się odnaleźć żadnych dokumentów, które stanowiłyby oficjalną podstawę prawną dyskryminacji kobiet podczas rekrutacji na kierunki takie jak medycyna i farmacja. Jak się wydaje, tego rodzaju praktyki miały raczej charakter odruchowy i nie musiały być odgórnie wprowadzane, gdyż wynikały z konsensu zasiadających w komisjach profesorów, którzy oceniali kandydatki na studia bardziej krytycznie niż kandydatów płci męskiej. Źródłem takiej postawy mogło być przekonanie, iż kierunki te, jako zbyt trudne lub odpowiedzialne, nie są przeznaczone dla kobiet, studiuje ich już tam zbyt wiele, albo że w ogóle nie powinny one podejmować nauki w szkołach wyższych. Uprzedzeniom takim dawano wyraz zupełnie otwarcie, na ogół jednak starając się je na różne sposoby zracjonalizować. Przykładem może być sprawozdanie rektora Franciszka Krzyształowicza, profesora Wydziału Lekarskiego UW, za rok akademicki 1924/1925, w którym następująco komentuje on wzrastający odsetek studentek: „Pragnę na chwilkę zatrzymać się na tym fakcie wzmagającej się frekwencji kobiet na Uniwersytecie, co można rozpatrywać z rozmaitych stron. W każdym razie objaw ten nie zdaje się być zdrowym, bo jest to dążność kobiet do pracy najczęściej nieproduktywnej z dużym nakładem pracy i wysiłków w kierunku umysłowym i ekonomicznym. Wysiłek ten dotyczy nie tylko oddzielnych osobników, ale i Państwa, bo studia uniwersyteckie kosztują Państwo b. dużo, muszą zatem dawać maximum wyników. Poddaję to pod rozwagę tych pań, które tą sprawą w szczególności się zajmują i potrafią ocenić, czy ten ruch usamodzielniania kobiet postępuje w odpowiednim kierunku i czy jest w swej większości produktywnym dla życia społecznego”204.

Podobnie uważał inny z rektorów, profesor filologii klasycznej Gustaw Przychocki, który z kolei utyskiwał, iż „kończące studia kobiety z tych czy innych powodów swych dyplomów nie wykorzystują” – a więc, w domyśle, ich kształcenie nie jest decyzją racjonalną205. Choć dziś poglądy takie uznane zostałyby za przejaw seksizmu, w tamtych czasach mieściły się w granicach poprawności politycznej, brak jest bowiem świadectw, by wywołały czyjekolwiek oburzenie. Przekładały się one, rzecz jasna, na traktowanie studentek podczas studiów, o czym będzie mowa w jednym z dalszych rozdziałów.

Struktura miejsca zamieszkania kobiet studiujących na Uniwersytecie Warszawskim była inna niż w przypadku mężczyzn. Przede wszystkim, znacznie większy był wśród nich odsetek osób pochodzących ze stolicy. W 1915 r. studentki urodzone w Warszawie stanowiły 57% wszystkich immatrykulowanych wtedy pań, podczas gdy dla mężczyzn wskaźnik ten wynosił 50%. W 1921 r. było to odpowiednio 36% i 25%, w 1926 r. – 32% i 25,5%, w 1931 r. – 38% i 26%, w 1935 r. – 30% i 22%, a w 1938 r. – 36% i 22%. W całym okresie międzywojennym z Warszawy pochodziło bez mała 35% słuchaczek oraz 25% słuchaczy Uniwersytetu206. Relatywnie mniej kobiet niż mężczyzn wywodziło się natomiast z dawnej Kongresówki, spoza stolicy. W połowie lat 20. osoby urodzone na tych terenach stanowiły 38% wszystkich studiujących na UW kobiet i aż 50% mężczyzn. Odsetki studentów obojga płci z bardziej odległych części kraju były do siebie zbliżone i wynosiły wówczas nieco mniej niż 20%. W ciągu kolejnych 8 lat sytuacja zmieniła się częściowo, do czego przyczynił się liczniejszy napływ słuchaczy spoza Kongresówki. Wciąż jednak z prowincji pochodziło relatywnie mniej kobiet niż mężczyzn, którzy uczyli się na Uniwersytecie207.

Fakty te mówią sporo o różnej mobilności społecznej obu płci i jej odmiennej dynamice. Nietrudno bowiem zauważyć, że od początku lat 30. kobiety urodzone poza stolicą coraz rzadziej zapisywały się na uczelnię, podczas gdy odsetek wywodzących się stamtąd mężczyzn systematycznie rósł, mimo przejściowych wahań. Wynikało to z kilku przyczyn. W realiach międzywojennych, a zwłaszcza w czasach wielkiego kryzysu, który dotarł do Polski na początku lat 30., młodym kobietom z prowincji trudniej było utrzymać się samodzielnie w Warszawie, gdyż – poza korepetycjami – większość prac dorywczych, jakie musieli podejmować studenci, była na ogół typowo męska. Po drugie, rodziny dysponujące ograniczonymi środkami materialnymi wolały inwestować w wykształcenie synów niż córek, wychodząc zapewne z założenia, iż mężczyzna będzie musiał utrzymać w przyszłości rodzinę, natomiast kobieta będzie żyć przy mężu. „Mój ojciec uważał, że kobieta nie potrzebuje kończyć nawet gimnazjum, bo i tak niedługo wyjdzie za mąż i urodzi dzieci” – relacjonuje jedna z ówczesnych studentek, która mogła podjąć naukę na UW wyłącznie dzięki uporowi matki208. Przeciwni studiom córki byli również rodzice Marii Niedźwieckiej (później Ossowskiej), w czym wybitna socjolożka upatrywała później przyczyny dręczącego ją długo kompleksu niższości wobec mężczyzn209. Wiązało się to z patriarchalnym modelem ról genderowych, który na prowincji był bardziej rozpowszechniony niż w stolicy, co uznać można za trzeci z powodów zmniejszania się napływu kandydatek na studia spoza Warszawy.

Studiujące na Uniwersytecie Warszawskim kobiety wyróżniały się na tle swych kolegów relatywnie większą zamożnością środowiska rodzinnego. Na fakt ów zwrócił uwagę pod koniec lat 20. w swym sprawozdaniu rektor Przychocki210, lecz brak jest na ten temat precyzyjnych danych szczegółowych. Można jednak zakładać, że sytuacja na UW nie odbiegała pod tym względem od realiów panujących w całym szkolnictwie wyższym, gdzie aż 80% studentek pozostawało na utrzymaniu rodzin, podczas gdy komfort taki miało jedynie 65% studentów płci męskiej211. Z liczb tych wynika pośrednio, iż wysłanie na Uniwersytet córki było większym luksusem niż kształcenie syna, gdyż częściej wymagało utrzymywania jej aż do końca nauki. Mogły sobie na to pozwolić tylko niektóre rodziny, skutkiem czego na Uniwersytecie studiowało więcej zamożnych kobiet niż mężczyzn. Fakt ten wyjaśnia zarazem, dlaczego studentki UW, częściej niż ich koledzy, pochodziły z Warszawy: w stolicy znajdowało się największe skupisko ludzi na tyle dobrze sytuowanych, aby zapewnić wykształcenie wyższe swoim dzieciom, niezależnie od ich płci. Jednocześnie było to dla nich przedsięwzięcie mniej kosztowne niż w przypadku osób pochodzących z prowincji, gdyż nie wymagało ponoszenia wydatków związanych z zakwaterowaniem i wyżywieniem dziecka w obcym mieście.

Kobietom było trudniej ukończyć Uniwersytet niż mężczyznom. Znacznie częściej niż oni „wykruszały się” w trakcie nauki, co widać było już w pierwszych latach niepodległości, kiedy to na różnych wydziałach najpierw gwałtownie wzrósł, a potem równie szybko zmniejszył się odsetek słuchaczek. Tendencja ta utrzymała się do końca lat 30. W ostatniej dekadzie przed wybuchem wojny studia kończyło każdego roku od 8% do 10,4% studentek, podczas gdy podobny wskaźnik dla mężczyzn wahał się od 9% do i6%212. Potwierdzają to statystyki dostępne w uniwersyteckiej bazie danych: jedynie w roczniku rozpoczynającym naukę w 1916 r. zdarzyło się, że odsetek studentek, którym udało się dotrwać na uczelni do uzyskania dyplomu, był większy, niż miało to miejsce w przypadku ich kolegów. W późniejszych latach dysproporcja ta kształtowała się na niekorzyść płci pięknej i sięgała od kilku do kilkunastu punktów procentowych. W skali całego okresu międzywojennego wynosiła ona 9% – Uniwersytet ukończyło 11 435 wszystkich immatrykulowanych w latach 1915–1939 mężczyzn i 4842 kobiet, co stanowiło odpowiednio 31,7% oraz 22,7%213.

Tabela 8. Absolwenci UW wg płci i roku immatrykulacji 1915–1939

Rok Liczba osób immatrykulowanych w danym roku, które ukończyły studia przed 1 IX 1939 r. Odsetek osób immatrykulowanych w danym roku, które ukończyły studia przed 1 IX 1939 r.
kobiety mężczyźni kobiety mężczyźni
1915 47 467 43,9% 46,6%
1916 49 284 51,0% 43,6%
1917 88 269 34,8% 41,1%
1918 203 544 27,0% 32,6%
1919 208 400 27,4% 32,8%
1920 36 137 22,5% 35,3%
1921 321 930 19,9% 34,2%
1922 232 703 22,8% 31,9%
1923 250 650 24,0% 34,0%
1924 328 644 32,9% 39,3%
1925 328 630 32,9% 37,9%
1926 344 760 31,7% 39,2%
1927 367 781 32,3% 41,3%
1928 396 659 35,6% 41,6%
1929 369 702 31,1% 42,5%
1930 398 786 28,8% 39,9%
1931 314 668 22,8% 37,1%
1932 267 542 23,2% 32,1%
1933 154 398 15,7% 29,1%
1934 102 293 11,9% 20,5%
1935 34 152 4,5% 10,9%
1936 12 37 1,5% 2,6%
1937 9 15 1,1% 1,2%
1938 0 3 0,0% 0,3%
1939 0 0 0,0% 0,0%
Ogółem 4842 11 435 22,7% 31,7%

Źródło: Opracowane własne na podstawie danych USOS.

Kobiety studiowały także przeciętnie dłużej niż mężczyźni, zwłaszcza w pierwszych latach po uruchomieniu Uniwersytetu Warszawskiego przez Niemców w 1915 r. Wśród słuchaczek immatrykulowanych w 1921 r. mediana czasu nauki poprzedzającej uzyskanie dyplomu wynosiła 7 lat i była o 2 lata wyższa niż w przypadku ich kolegów. W trakcie kolejnych 10 lat dysproporcja ta została wprawdzie niemal zupełnie zniwelowana, ale trzeba pamiętać, że część mężczyzn przerywała naukę ze względu na konieczność odbycia zasadniczej służby wojskowej, a zatem nawet kończąc Uniwersytet po tylu latach, co ich koleżanki, studiowali de facto krócej od nich o rok214.

Przyczyn opisanych powyżej zjawisk – większego „wykruszania się” kobiet w czasie studiów i ich dłuższego, niż w przypadku mężczyzn, studiowania – szukać należy w nierównym położeniu obu płci. Kobiety częściej przerywały naukę, gdy pogarszała się sytuacja materialna ich rodzin, ponieważ miały znacznie mniejsze szanse niż ich koledzy na znalezienie dorywczej pracy, pozwalającej samodzielnie sfinansować studia i utrzymać się w Warszawie. Inną przyczyną było zamążpójście, po którym nie zawsze mogły kontynuować naukę, chociażby ze względu na macierzyństwo. Nie każda studentka miała pod tym względem takie szczęście jak Irena Krzyżanowska, która po zawieszeniu w prawach studenckich na Wydziale Prawa już jako mężatka, Krzyżanowska-Sendlerowa, powróciła na Uniwersytet i w 1939 r. ukończyła Wydział Humanistyczny215.

Podsumowując, chociaż Uniwersytet Warszawski był najbardziej sfeminizowaną uczelnią wyższą przedwojennej Polski, a pod koniec lat 30. studiowało na nim niemal tyle samo kobiet, co mężczyzn, sytuacja słuchaczek różniła się w zależności od wydziału. Na niektórych kierunkach stanowiły one większość, na innych wciąż pozostawały zaledwie tolerowaną mniejszością, której liczebność ograniczano poprzez dyskryminacyjne praktyki w trakcie naboru na studia. Przede wszystkim jednak na sytuację studentek Uniwersytetu negatywnie rzutowało ogólne położenie kobiet w ówczesnym społeczeństwie, które, jak trafnie ujmuje to tytuł poświęconej tej problematyce monografii, miały równe z mężczyznami prawa, lecz nierówne szanse.