Epoka, którą otwierała I wojna światowa, bywała później nazywana „wiekiem skrajności” i „wiekiem nienawiści”11. Można te określenia uznać za trafne, można widzieć w nich przesadę – w końcu historia ludzkości nigdy nie była domeną szczęścia – ale nie sposób zaprzeczyć, że wraz z wybuchem Wielkiej Wojny Europa, po kilku dziesięcioleciach wyraźnej stabilizacji, zaczynała wchodzić w nowy, znacznie bardziej burzliwy okres swych dziejów. Traktaty pokojowe z lat 1919–1920 nie stworzyły – i zapewne nie mogły stworzyć – podstaw nowego ładu europejskiego. Trudności gospodarcze sprzyjały nasilaniu się napięć społecznych, radykalne ideologie uwodziły miliony obietnicą szybkiego rozwiązania narastających problemów, załamywała się wiara w demokrację parlamentarną.

Pamiętając, że niełatwo o wiarygodne uogólnienia w skali całego kontynentu, możemy powiedzieć, iż summa summarum nie był to dobry okres dla europejskich uniwersytetów. Nękająca Europę zła koniunktura gospodarcza – w tym zwłaszcza Wielki Kryzys przełomu lat dwudziestych i trzydziestych – sprawiała, że w obliczu różnych palących kwestii sprawy uniwersyteckie uznawano za mniej ważne12. Nawet w tych dość stabilnych politycznie państwach, które zachowywały ustrój parlamentarnej demokracji, jeszcze przed ogólnym załamaniem koniunktury uczelnie przeważnie słabo się rozwijały; w dobie kryzysu mamy do czynienia ze stagnacją albo regresem. Szans rozwoju nie dawały też pojawiające się wtedy tradycjonalistyczne na ogół, autorytarne dyktatury, które miały skłonność do narzucania uczelniom różnych ograniczeń natury politycznej. Zapowiedzią prawdziwej destrukcji życia uniwersyteckiego mogły być poczynania faszystowskiego reżimu we Włoszech, ale na wielką skalę doszło do niej w państwach mających totalitarne aspiracje: nazistowskich Niemczech i stalinowskim Związku Radzieckim.

Zarówno niemieckie cesarstwo, jak imperium carów były państwami, które upadły pod ciężarem wojennych niepowodzeń. Dla niemieckich środowisk akademickich przegrana wojna i upadek monarchii stanowiły bolesne doświadczenie. Nacjonalistyczny zapał, z jakim witano początek działań zbrojnych, przekształcił się w głęboką frustrację. Republika Weimarska, nowe państwo powstałe na gruzach cesarstwa, uważana była na ogół za narzuconą przez zewnętrznych i wewnętrznych wrogów narodu, obcą i szkodliwą strukturę – widziano w niej zerwanie ciągłości niemieckich dziejów. Spotykało się „republikanów z rozsądku”, którzy akceptowali istniejące państwo bez sympatii, z powodów pragmatycznych, ale i oni znajdowali się w mniejszości13. „Od 1919 roku niemieckie uniwersytety mogły się uważać za bastiony wrogów republiki”14.

W przypadku uniwersytetów dobrze sprawdza się teza, że „pod wieloma względami Hitler miał już przygotowany grunt, gdy doszedł do władzy”15. Profesura, w czasach cesarstwa ważny składnik państwowego establishmentu, miała w większości poglądy konserwatywne, na ogół o dość umiarkowanym odcieniu, chociaż wśród młodszego pokolenia pojawiali się radykałowie wzywający do „konserwatywnej rewolucji”. I umiarkowani, i rzecznicy nacjonalistyczno-konserwatywnego radykalizmu odrzucali zarówno zachodnioeuropejski liberalizm, jak marksizm i bolszewicki rewolucjonizm. Liberalny system wartości i demokrację parlamentarną uważano za świadectwa duchowego upadku, triumfu bezdusznego racjonalizmu i postępującej komercjalizacji; marksizm i bolszewizm postrzegano jako zjawiska z jednej strony wrogie liberalizmowi, z drugiej – wyrastające z tych samych co on, materialistycznych i antynarodowych podstaw. Amerykanizujący się Zachód i sowiecki Wschód miały stanowić podwójne zagrożenie dla niemieckiej tożsamości narodowej i niemieckiej kultury, będącej, jak podkreślano, skarbnicą najcenniejszych wartości. Uniwersyteccy konserwatyści mogli uznawać narodowy socjalizm Hitlera za prostacki i wulgarny, lecz w ich poglądach nie było przeważnie nic, co skłaniałoby do przeciwstawienia się mu. Przeciwnie, nazizm zaczął wydawać się niejednemu propozycją do przyjęcia, a w końcu nawet czymś atrakcyjnym – Hitler zapowiadał przecież narodowe odrodzenie Niemiec i marsz ku prawdziwej wielkości narodu16.

Atrakcyjność nazizmu mogła wzrastać w oczach wykładowców, którzy znajdowali się na niższych szczeblach akademickiej hierarchii – w tym zwłaszcza rosnącej liczebnie grupy „docentów prywatnych” (Privatdozenten), mających prawo wykładania, ale bez wynagrodzenia. Kryzys finansowy, w jakim znajdowały się uniwersytety w dobie Weimaru, bardzo ograniczał możliwości służbowego awansu. Niejeden sfrustrowany swym położeniem spodziewał się, że przewrót polityczny szerzej otworzy wrota do kariery17.

Jeszcze łatwiej przychodziło nazistom zdobywanie zwolenników wśród studentów. W okresie cesarstwa na uniwersytetach działały wprawdzie różnorodne organizacje studenckie, ale ton życiu uczelni nadawały przede wszystkim korporacje kultywujące idee nacjonalistyczne; ci, którym nie odpowiadały poglądy i obyczajowość dominujące w tych środowiskach, byli spychani na margines. Na takim podłożu, w atmosferze powojennej frustracji, wobec kryzysu gospodarczego i wielkich trudności ze znalezieniem pracy po studiach, młodzież chętnie zwracała się w stronę narodowego socjalizmu18.

Dojście Hitlera do władzy w zasadniczy sposób zmieniło warunki, w jakich pracowały niemieckie uniwersytety. Uczelnie, podobnie jak inne instytucje i organizacje, zostały poddane procedurom „ujednolicenia” (Gleichschaltung), czyli podporządkowania nowemu reżimowi. W kwietniu 1933 r. władze rozpoczęły czystkę personalną: wielu wykładowców, Żydów i krytyków nazizmu, zostało usuniętych z uniwersytetów. W latach 1933–1936 z uczelni zwolniono ogółem 16,3% wykładowców; dla Berlina wskaźnik ten wynosił 32,4%, Frankfurtu nad Menem – 32,3%, Heidelbergu – 24,3%19. Niektórzy ze zwolnionych mieli paść ofiarą nazistowskich prześladowań; większość, mniej więcej dwie trzecie, wyemigrowała, głównie do USA. Stopniowo usuwano też żydowskich studentów – do 1938 r. kiedy oficjalnie zabroniono Żydom studiowania, pozostała ich już tylko garstka, poddawana ciągłym szykanom. Autonomia uniwersytecka została zniesiona – rektorzy stali się „Führerami” swych uczelni, podległymi Ministerstwu Nauki, Wychowania i Kultury Narodowej Rzeszy; senatom i dziekanom odebrano wiele dotychczasowych uprawnień.

Poczynania nazistowskich władz nie spotkały się z poważniejszym oporem na uczelniach. Protesty były odosobnione, a znaczna część środowisk akademickich czynnie poparła nazistów. Wydarzeniem o symbolicznym charakterze stała się akcja publicznego palenia książek uznanych przez reżim za szkodliwe. 10 V 1933 r. na berlińskim Opernplatz spłonęło 20 tysięcy tomów. Przemawiał wtedy, triumfując, minister propagandy Rzeszy Joseph Goebbels, lecz nie on był inicjatorem owego autodafe, przedsięwzięcia o ogólnokrajowym zasięgu, które objęło prawie wszystkie uniwersytety niemieckie. Zainicjowali je działacze Niemieckiego Związku Studentów, rywalizując w krzewieniu „nowego ducha” z Narodowosocjalistyczną Niemiecką Federacją Studentów. Do akcji przyłączyły się nacjonalistyczne organizacje studenckie. Kiedy uniwersyteckie biblioteki oczyszczano z potępionych przez nazistów książek, członkowie akademickich elit nie protestowali – przeciwnie, większość z nich stała przy ogniskach, manifestując poparcie dla walki z tym, co „nieniemieckie”20.

Po stronie narodowego socjalizmu ostentacyjnie opowiedzieli się niektórzy z najwybitniejszych uczonych. Dwie najbardziej znane z tych postaci to filozof Martin Heidegger i prawnik Carl Schmitt. Heidegger, profesor na uniwersytecie we Fryburgu Bryzgowijskim, został w kwietniu 1933 r. rektorem tej uczelni. 1 maja wstąpił do NSDAP, 27 maja wygłosił swój rektorski wykład inauguracyjny, w którym przewidywał, że w nowych warunkach politycznych nastąpi gruntowna odnowa uniwersytetów. Z jego inspiracji powstała deklaracja wierności niemieckiej profesury wobec Hitlera i nazistowskiego państwa21. Schmitt, który został członkiem NSDAP tego samego dnia co Heidegger, a jesienią 1933 r. objął katedrę na Uniwersytecie Berlińskim, jeszcze bardziej zaangażował się jako zwolennik nazizmu. Stał się ważnym uczestnikiem życia publicznego III Rzeszy i starał się wypracować możliwie przekonującą legitymację władzy narodowych socjalistów22.

Heideggera i Schmitta łączy to, że po pewnym czasie ich związki z nazistowskim reżimem rozluźniły się. Nie odeszli od nazizmu zupełnie, ale znaleźli się poza głównym nurtem państwowej aktywności Rzeszy, a ich działania ograniczyły się do sfery akademickiej. Miało to oczywiście różne indywidualne przyczyny, warto jednak przy tej okazji podkreślić, że narodowy socjalizm stworzył takie warunki uprawiania nauki, które okazywały się kłopotliwe nawet dla jego przekonanych zwolenników – o ile tylko wykazywali pewną dozę umysłowej niezależności. Jeśli wielu konserwatywnych naukowców, wrogo nastawionych do Republiki Weimarskiej, spodziewało się, że Hitler otworzy przed niemiecką nauką perspektywy jakiegoś odrodzenia, to przynajmniej niektórzy z nich mogli z czasem poczuć się rozczarowani. Nie miało to większego znaczenia praktycznego: zarówno nieludzki charakter systemu, jak jego intelektualny prymitywizm nie budziły szerszych sprzeciwów. Rzeczywiści i potencjalni krytycy wyemigrowali, zostali zmuszeni do milczenia lub nie żyli. Ci, którzy pozostali, kierowali się wiarą w Hitlera, koniunkturalizmem i konformizmem – w różnych proporcjach.

Po latach w Republice Federalnej Niemiec toczyła się dyskusja na temat „nowoczesności” bądź też „nienowoczesności” nazizmu i III Rzeszy23. Debata tego rodzaju nie mogła doprowadzić do żadnej ostatecznej konkluzji, ponieważ wnioski, do jakich dochodzono, zależały od sposobu pojmowania i oceniania „nowoczesności”, to zaś było, jest i z pewnością będzie przedmiotem niedających się rozstrzygnąć kontrowersji. Nie ulega w każdym razie wątpliwości, że pod rządami Hitlera niemiecka nauka znalazła się w stanie głębokiego upadku. Powód pierwszy to eliminacja wielu wybitnych uczonych; drugi, jeszcze ważniejszy – poddanie działalności naukowej państwowo-partyjnej presji, wynikającej z mieszaniny motywów ideologicznych i pragmatycznych.

Dyktatura o totalitarnych ambicjach, usiłująca wcielić w życie projekt rasistowskiego imperium, narzucała nauce ideologiczne, prostackie schematy, a z trzymania się ich czyniła kwestię lojalności wobec wodza, państwa i narodu. Rezultatem tego stała się destrukcja nauki rozumianej jako niezależna aktywność umysłowa. Nie może specjalnie dziwić ruina humanistyki i nauk społecznych, które, ilustrując nacjonalistyczno-rasistowskie tezy, zostały w istocie sprowadzone do roli propagandowego instrumentu nazistów24. Bardziej osobliwe były ideologiczne oddziaływania w dziedzinie nauk ścisłych: próby stworzenia „niemieckiej matematyki”, wolnej od „żydowskiego formalizmu” i „abstrakcyjności”, czy też „niemieckiej fizyki”, odrzucającej teorię względności i mechanikę kwantową, również jako „żydowskie”. Nauki ścisłe i przyrodnicze trudniej ulegały nazistowskiej ideologizacji – tym bardziej że państwowo-partyjny nacisk miał dwoisty charakter, to zaś mogło prowadzić do wewnętrznych sprzeczności w owej polityce naukowej. Z jednej strony starano się bowiem kształtować naukę zgodnie z nacjonalistyczno-rasistowskimi wyobrażeniami, z drugiej – żądano praktycznej użyteczności prowadzonych badań. A kto tylko nie był całkiem zaślepionym fanatykiem, ten prędzej czy później mógł się zorientować, że ideologiczne drogowskazy nie prowadzą do zbyt użytecznych rezultatów. Niemniej trzeba podkreślić, że wśród konsekwentnych zwolenników „niemieckiej fizyki” znaleźli się Philipp Lenard, laureat Nagrody Nobla z 1905 r., i Johannes Stark, noblista z 1919 r. (o tym, że ich poczynania budziły środowiskowe sprzeciwy, może świadczyć uniemożliwienie przez innego noblistę, Maxa von Laue – nagroda w 1914 r. – przyjęcia Starka do Pruskiej Akademii Nauk)25.

Ideę „niemieckiej fizyki” można uznać za kuriozum niemające istotnych konsekwencji praktycznych – poza karierami, jakie w III Rzeszy robili rzecznicy takich pomysłów. Niemiecką naukę łączyły jednak z życiową praktyką związki jak najbardziej poważne, a często przerażające. Wytyczna praktycznej użyteczności miała od początku w znacznej mierze sens militarny, gdy zaś wybuchła wojna światowa, praca dla wojska stała się jednym z dwóch podstawowych zadań. Jednym z dwóch, ponieważ nauka stanowiła też ważny czynnik przy opracowywaniu i realizacji planów ideologicznie uzasadnianego ludobójstwa: szybka zagłada milionów byłaby niemożliwa bez gruntownej wiedzy z zakresu organizacji i zarządzania, zbrodnicze eksperymenty medyczne, które prowadzono po części z myślą o armii, miały też służyć skuteczniejszemu prowadzeniu rasistowskiej polityki.

Oprócz podporządkowania nazistowskiej ideologii i związanego z tym upadku nauki, okres III Rzeszy przyniósł niemieckim uniwersytetom głęboki regres z punktu widzenia rozwoju studiów wyższych, także w kategoriach ilościowych. Programy nauczania uległy ideologizacji, studentów starano się intensywnie indoktrynować, lecz Hitler tak czy owak odnosił się z niechęcią do wykształcenia uniwersyteckiego. Można to po części wywodzić z jego osobistych kompleksów, rzecz miała jednak głębsze podłoże ideologiczne, reżim nazistowski musiał bowiem – mimo skutecznego podporządkowywania sobie środowisk akademickich – widzieć w uniwersyteckiej tradycji czynnik zagrażający jego totalitarnym ambicjom. W III Rzeszy liczba studentów znacznie spadła. Ogółem w niemieckich szkołach wyższych studiowało: w roku akademickim 1931/1932 – 128 tys. osób, w roku 1937/1938 – 57,5 tys., w roku 1943/1944 (po powiększeniu obszaru Wielkich Niemiec) – 85 tys. Jeszcze wyraźniej zaznaczał się ten spadek w przypadku uniwersytetów: 1931 r. – 100 tys. studentów, 1939 r. – 40 716, 1943/1944 r. – 54 085. Miał tu znaczenie niż demograficzny lat trzydziestych, ale ważne były przede wszystkim konsekwencje polityczno-ideologicznych decyzji władz, takich jak ogólne ograniczenie przyjęć na studia oraz wprowadzenie przepisu, że kobiety mogą stanowić co najwyżej 10% ogółu studiujących26.

Wpływ, jaki nazizm wywarł na stan kadry akademickiej, nie wynikał jedynie z czystek personalnych. W nowej sytuacji politycznej możliwe stały się ruchy kadrowe wynikające z nowych, ściśle ideologicznych kryteriów oceny wykładowców. Narodowosocjalistyczna gorliwość stanowiła skuteczne narzędzie służbowego awansu dla ludzi, którzy nie zasługiwali na ten awans jako badacze i nauczyciele akademiccy27. Przyspieszała karierę ludzi zdolnych, lecz hołdujących nazistowskim wyobrażeniom i pozbawionych skrupułów. Nie zapominajmy też o obojętnych ideowo cynikach, sprawnie dostosowujących się do realiów III Rzeszy28.