Drugi rok I wojny światowej przyniósł znaczące zmiany w dziejach narodu polskiego. W wyniku przełomu na froncie wschodnim, wywołanego zwycięstwem armii niemieckiej i austro-węgierskiej w bitwie pod Gorlicami (2 V 1915 r.), Rosja została zepchnięta do defensywy i zmuszona do stopniowego opuszczenia ziem Królestwa Kongresowego. Wkrótce zaborca rosyjski, zagrożony ofensywą z Prus Wschodnich oraz Galicji Środkowej i Wschodniej na Podlasie, Lubelszczyznę i Wołyń, nie był już w stanie utrzymać linii Wisły. W tej sytuacji w Piotrogrodzie zapadła decyzja o oddaniu Warszawy wojskom Państw Centralnych1.

Nadchodzące siły niemieckie podjęły walki o forty dawnej twierdzy, bronione przejściowo przez Rosjan. O północy 4/5 VIII lewobrzeżną część miasta opuścił ostatni pododdział kozaków. Władzę nad nią objął działający od roku Komitet Obywatelski miasta Warszawy, kierowany przez ks. Zdzisława Lubomirskiego. Spokoju pilnowała nieuzbrojona Straż Obywatelska. Jednocześnie ujawniły się podlegające Józefowi Piłsudskiemu warszawskie struktury Polskiej Organizacji Wojskowej. W Pałacu Namiestnikowskim ulokował się na pewien czas mobilizowany batalion warszawski Legionów Polskich. Rano 5 VIII eksplozje ładunków wybuchowych zniszczyły wszystkie mosty przez Wisłę. Wkrótce potem na rogatkach jerozolimskich, przy dzisiejszym pl. Artura Zawiszy, pojawiły się pierwsze pododdziały niemieckie. Podjęły one marsz ku centrum, zajmując zdewastowane koszary, cytadelę, forty, instalacje łączności i transportu, biorąc pod ochronę Zamek Królewski i archiwa. Warszawiacy – Polacy, jak i Żydzi – przyglądali się akcji z ciekawością, lecz umiarkowaną sympatią. Wraz z zajęciem reszty ziem Królestwa Polskiego, co nastąpiło w ciągu kolejnych tygodni, inicjatywa w tzw. sprawie polskiej przechodziła w ręce Państw Centralnych. Sama zaś „sprawa” – siłą rzeczy – europeizowała się.

Opanowany przez Niemcy i Austro-Węgry rdzeń terytorialny Polski został podzielony zasadniczo na dwie tzw. okupacje. Stolicą większej, niemieckiej była Warszawa; mniejszej, austro-węgierskiej – Lublin2. Nowe, od końca sierpnia stałe już władze powołanego w uzgodnieniu z partnerami austro-węgierskimi Generalnego Gubernatorstwa Warszawa (Generalgouvernement Warschau – GGW), tworzyli: generalny gubernator gen. Hans von Beseler, szef zarządu cywilnego dr Wolfgang von Kries i gubernator wojskowy Warszawy gen. Ulrich von Etzdorf. Specyficzną rolę, jak bywa w przypadku szarej eminencji, odgrywał emisariusz polityczny cesarza Wilhelma II Hohenzollerna i kanclerza Rzeszy Theobalda von Bethmanna-Hollwega, zniemczony arystokrata ppłk hr. Bogdan Hutten-Czapski. Oni i podlegli im urzędnicy przystąpili do urzeczywistnienia planu budowy na opanowanym obszarze nowej struktury prawno-państwowej – ściśle powiązanego z Rzeszą Niemiecką „nowego” Królestwa Polskiego. Plan ten stanowił element koncepcji szerszej, obejmującej całą strefę, jaką w miarę odnoszonych sukcesów spodziewano się zdobyć na Rosji w pasie od Morza Bałtyckiego po Morze Czarne. Skonkretyzowany zasadniczo latem 1915 r. zamysł nosił miano „Mitteleuropy”3.

Dążąc do pozyskania mieszkańców zajętych ziem zaboru rosyjskiego władze Niemiec i Austro-Węgier szybko przyznały im swobody, jakich Rosja do końca faktycznie odmawiała. Należały do nich również koncesje w dziedzinie edukacyjnej wszystkich szczebli, którym wychodziły naprzeciw tradycje samoorganizacji społecznej sprzed sierpnia 1915 r. Od razu też pojawił się problem możliwości kształcenia na poziomie wyższym. W końcu lata w samym GGW dotyczył on grupy paru tysięcy młodych ludzi, z różnych powodów niezmobilizowanych, którzy z racji utrudnień wywołanych wojną, takich jak odcięcie od popularnych wśród młodzieży Królestwa uczelni Cesarstwa Wszechrosji w Rydze, Dorpacie, Sankt Petersburgu/Piotrogrodzie, Moskwie i Kijowie, ograniczenie ruchu osobowego (w tym zakordonowego), a także istnienia barier materialnych i językowych, nie mogli wyjechać na studia do Krakowa, odbitego Rosjanom Lwowa, Pragi lub Wiednia, nie mówiąc o Wrocławiu, Berlinie, Gdańsku, Królewcu albo neutralnej Szwajcarii. Chcąc zmniejszyć ubytek wśród osób wykształconych oraz studentów, którym wojna przerwała naukę, licznie ginących w okopach lub umierających w szpitalach, elity umysłowe nie mogły dopuścić do powstania luki w nauczaniu na poziomie akademickim. Stopniowo też pojawiały się projekty związane z odbudową państwowości i potrzebą posiadania odpowiednio przygotowanych pracowników. Pozostawało więc liczyć na odtworzenie szkół wyższych na miejscu, w Warszawie, w obiektach ewakuowanych w głąb Rosji: Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego i Instytutu Politechnicznego Cesarza Mikołaja II4.

Szansę na to dała akcja władz Generalnego Gubernatorstwa obliczona na pozyskanie jego mieszkańców dla idei współpracy z Rzeszą Niemiecką. Wznowienie działalności uczelni wyższych miało stać się jednym z pierwszych, a zarazem najważniejszych kroków w tej mierze. Tym bardziej że miały one stać się dość szybko polskie, przez okupanta jedynie nadzorowane.

Do zagospodarowania schedy po Uniwersytecie Cesarskim przystąpiła grupa naukowców polskich, w części związanych z powołanym w 1905 r. Towarzystwem Kursów Naukowych, usiłująca od wybuchu wojny – lecz bezowocnie – otrzymać od władz rosyjskich zgodę na częściową polonizację uczelni lub powołanie odrębnej placówki. Specjalnie stworzonej w tym celu Komisji Szkół Wyższych TKN nie udało się uzyskać prawie nic, choć podejmowane działania spowodowały ukonstytuowanie się środowisk przyszłych twórców Uniwersytetu Warszawskiego, Politechniki Warszawskiej oraz innych zakładów naukowych, a ponadto pozwoliły opracować stosowne plany5. Doraźnie zaś w sierpniu 1915 r. organizatorzy szkolnictwa musieli stawić czoła spustoszeniom, jakie przyniosła pośpieszna ewakuacja, albowiem odezwa Komitetu Obywatelskiego miasta Warszawy, wydana zaraz po wkroczeniu do miasta oddziałów niemieckich, natychmiastowo oddała do dyspozycji Komisji Szkół Wyższych kampusy obu uczelni „w celu rozpoczęcia normalnych wykładów”6. Sama komisja została włączona w strukturę powołanego niemal równocześnie Wydziału Oświecenia Komitetu Obywatelskiego i przekształcona w Sekcję Szkół Wyższych (SSW), kierowaną przez prof. Józefa Mikulowskiego-Pomorskiego, byłego dyrektora Akademii Rolniczej w Dublanach koło Lwowa, a ówcześnie szefa Kursów Przemysłowo-Rolniczych przy warszawskim Muzeum Przemysłu i Rolnictwa. Składała się ona z Komisji Uniwersyteckiej i Komisji Politechnicznej. Przewodnictwo pierwszej objął cechujący się dynamizmem działania lekarz pediatra, znany społecznik, choć bez doświadczenia pracy akademickiej, dr Józef Brudziński; drugiej – mechanik prof. inż. Henryk Czopowski. Komisja Uniwersytecka składała się z czterech podkomisji, odpowiadających projektowanym wydziałom – lekarskiej (referent: dr Brudziński)7, prawniczej (referent: prof. Walenty Miklaszewski)8, historyczno-filologiczno-filozoficznej (referent: prof. Władysław Smoleński)9 oraz przyrodniczej (referent: dr Tadeusz Miłobędzki)10. Wypracowane przez nią wytyczne zaakceptowała SSW Komitetu Obywatelskiego, preliminując kwotę 148 tys. rubli w swym budżecie. Wytyczne głosiły, że 1) nie należy „uruchamiać całego Uniwersytetu i całej Politechniki”, ale wobec niedoboru kadry nauczającej i środków materialnych winno się „ograniczyć na przedmiotach, wykładanych zwykle na dwóch pierwszych semestrach”; 2) wskutek trudności w „pozyskiwaniu odpowiednich sił nauczycielskich” organizację uczelni należy rozwiązać prowizorycznie – wykładowcom nie nadawać tytułów profesorskich, powołując ich tylko na jeden rok; 3) zapewnić sobie pomoc uczelni krakowskiej i obu lwowskich w postaci „wytrawnych sił profesorskich”11.

Strona niemiecka miała jednak inne poglądy. Rozbieżności dotyczyły czterech zazębiających się zagadnień: tymczasowości lub stałości otwieranych uczelni, ich finansowania, uzyskania pomocy kadrowej spoza Kongresówki oraz autonomii wewnętrznej (opracowanie statutu, wybór wykładowców, mianowanie rektora, prawo SSW do modyfikacji ich struktur). Dodatkowo pojawił się problem języka niemieckiego, którego okupanci wymagali w stosunkach ze swoimi przedstawicielami.

W tle zabiegów o otwarcie uczelni dokonywało się przejęcie substancji byłego Uniwersytetu Cesarskiego. Wskutek zarządzeń władz rosyjskich składała się ona z budynków, niepełnych zasobów bibliotecznych, resztek innych zbiorów oraz mniej wartościowych elementów wyposażenia. Szczęśliwie, nie doszło do walk, silnego ostrzału ani plądrowania, co sprawiło, że gmachy nie doznały większych dewastacji. Ocalały ściany, dachy i instalacje. Uszkodzenia okien, drzwi, tynków i posadzek, do jakich dochodziło m.in. podczas załadunku wywożonego mienia, dały się szybko naprawić. Nie było jednak personelu, co stwarzało sytuację nieomal dramatyczną z punktu widzenia organizacji dydaktyki, ale też unikalną szansę natychmiastowej polonizacji.

1. Pałac Kazimierzowski, prawdopodobnie ok. 1914 r.

Stan bibliotek przedstawiał się zadowalająco, jeśli chodzi o liczby. Książnica główna, która otrzymała nazwę Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie, doliczyła się w zaokrągleniu 610 tys. woluminów. Gorsza była jakość księgozbioru. Jako że miał on służyć rusyfikacji, poddano go w XIX w. licznym konfiskatom (np. Gabinet Rycin wywieziony jeszcze po powstaniu listopadowym). W lwiej części składał się z literatury rosyjskiej uznanej przez władze za bezpieczną. Podobnie prace zagraniczne mogły trafić do zasobu tylko, gdy przeszły przez sita cenzorskie różnych poziomów. Zresztą nawet druków obcych a błagonadiożnych było zbyt mało jak na potrzeby uczelni europejskiej. Brakło też podstawowych edycji polskich (np. klasyków porozbiorowej literatury pięknej), wydawanych w autonomicznej Galicji, na Zachodzie, a także w konspiracji. Działy humanistyczne wypadało w zasadzie stworzyć od nowa. Na tym tle straty związane z wywozem do Rosji wszystkich rękopisów i inkunabułów oraz inwentarzy i archiwum biblioteki miały znaczenie duże, ale doraźnie nie najistotniejsze. Przed pierwszym dyrektorem BUW etnologiem dr. Stanisławem Poniatowskim i podległym mu personelem stanęło nie lada zadanie szybkiego udostępnienia zbiorów największej książnicy w Generalnym Gubernatorstwie Warszawa, a nade wszystko uzupełnienia luk w księgozbiorze. Stąd poniekąd wynikała akcja pisania przez znamienitych często naukowców i edycji przez różne wydawnictwa (warszawskie, krakowskie, lwowskie), na skalę dotąd niespotykaną, szeregu broszur popularyzujących stan wiedzy na tematy związane z szeroko pojętymi naukami społecznymi, w tym zwłaszcza dziejami myśli, literatury, historii i sztuki polskiej12. Na szczęście spory i stosunkowo nowoczesny gmach (dziś tzw. stary BUW, oddany do użytku w 1894 r.) nie przysparzał jeszcze poważniejszych problemów lokalowych13.

Znacznie trudniej było z innymi pomocami potrzebnymi w dydaktyce. Tu, choć stosowne kroki zaradcze podjęto bardzo szybko, problemy wywołane ewakuacją Uniwersytetu Cesarskiego jawiły się bardzo poważnie. Warunki działania właściwe dla lat 1915 r. ilustruje przykładowe sprawozdanie, złożone przez kuratora jednej z komórek przyszłego Wydziału Filozoficznego, dr. Kazimierza Stołyhwo:

Ostatnio, z chwilą wybuchu wojny [...], podczas nieobecności [dyrektora] prof. [Teodora] Wierzbowskiego, rosyjskie władze uniwersyteckie wywiozły do Moskwy cały szereg innych przedmiotów, a przede wszystkim prawie cały zbiór numizmatyczny. Pozostały zaledwie te nieliczne numizmaty, które znajdowały się w dolnych szufladach witryn, a których widocznie nie zauważono. [...] Po ewakuacji [...] Komisja Szkół Wyższych przy Tow[arzystwie] Kursów Naukowych, na skutek odezwy Komitetu Obywatelskiego stoł[ecznego] m. Warszawy z d[n.] 6 sierpnia 1915 r., objęła w posiadanie gmachy i ruchomości uniwersyteckie. Ponieważ zaś prof. T. Wierzbowski zrzekł się dalszej opieki nad zdewastowanym Gabinetem [...], przeto Komisja [...] zawezwała mnie [...] do objęcia [go]. [...] Gdy zaś następnie [...] mianowany zostałem przez Komitet Obywatelski [...] kuratorem Gabinetu [...], przystąpiłem niezwłocznie do pracy, przy czym najpierwszym zadaniem było doprowadzenie do porządku lokalu [...], który znajdował się w stanie wprost opłakanym. Ściana bowiem jego zewnętrzna, wewnątrz której przechodziła rura od motoru miejscowego oświetlenia elektrycznego, była uszkodzona, toteż swąd i kurz przedostawały się do wnętrza sali w takiej ilości, iż pobyt w nim był niemożliwy, a zbiory narażone na zniszczenie. Zwróciłem się więc przede wszystkim do Wydziału Budowlanego Komitetu [...], u którego wyjednałem naprawę uszkodzonej ściany. Gdy zaś to zostało uskutecznione, przystąpiliśmy wspólnie z p. Romanem Jakimowiczem, asystentem Pracowni Archeologicznej T[owarzystwa] N[aukowego] W[arszawskiego], do uporządkowania zbiorów Gabinetu [...].
Zbiory te, zawierające zarówno przedmioty z archeologii prehistorycznej i klasycznej, jak i okazy etnograficzne oraz różne przedmioty posiadające wartość historyczną, szczególnie dla nas, zastaliśmy w nadzwyczajnym nieładzie. Po oczyszczeniu ocalałych przed ewakuacją [...] zbiorów z grubej warstwy kurzu rozmieściliśmy je w szafach i witrynach. Ponieważ zaś nie znaleźliśmy w Gabinecie ani katalogu, ani inwentarza, które prawdopodobnie wywiezione zostały [...] podczas ewakuacji wraz ze zbiorami, przeto p. R. Jakimowicz przystąpił do inwentaryzowania ich14.

Nie było rady: tablice poglądowe, fotokopie, mapy, modele, zbiory okazów, preparaty, odczynniki czy aparatura musiały zostać wykonane lub zakupione na nowo. Zrazu pozostawały: głos, kreda, tablica, a nade wszystko – wyobraźnia wykładowców i słuchaczy, zdolna do wykreowania i odbioru eksperymentów myślowych. Podobnie jak w przypadku książek, można też było liczyć na dary osób fizycznych lub instytucji.

Kadra nauczająca stanowiła, jak zawsze w przypadku instytucji akademickiej, zagadnienie kluczowe. Trzeba ją było w znacznej mierze zaimprowizować. Do dyspozycji oddali się przede wszystkim działacze naukowi z Warszawy i obszaru Generalnego Gubernatorstwa – w znacznej mierze praktycy, niemający doświadczenia dydaktycznego. Pomocy w „siłach nauczających” mogły udzielić placówki akademickie z Galicji – uniwersytety Jagielloński i Lwowski. Tu jednak ograniczenia nałożyły władze niemieckie: nie chciały stworzyć w Warszawie „klona” szkół austro-polskich, przeciwnie – chodziło im raczej o powielenie modelu typowego dla Rzeszy. Dlatego z obu uczelni galicyjskich przybyło do stolicy okupowanego Królestwa zaledwie kilku wykładowców i profesorów. Niejako w zamian delegowano do Warszawy poddanych pruskich: germanistę i filozofa Wilhelma Paszkowskiego z Uniwersytetu Fryderyka Wilhelma w Berlinie, chemika Juliusa von Brauna ze Śląskiego Uniwersytetu Fryderyka Wilhelma we Wrocławiu oraz germanistę i filologa klasycznego Ryszarda Gansińca z berlińskiego Museum für Völkerkunde. Oprócz nich pomiędzy dydaktykami zatrudnionymi w pierwszym roku akademickim 7 pochodziło z Uniwersytetu Lwowskiego, jeden przyjechał ze Szwajcarii (fizyk Józef Wierusz-Kowalski z Uniwersytetu we Fryburgu). Przybysze zostali jednak zdominowani przez grupę 25 warszawian, stanowiącą ok. 70% kadry15.

Proces podejmowania decyzji o polonizacji obu uczelni wyższych ilustruje relacja osoby miarodajnej, a mianowicie wspomnianego już rzecznika pojednania niemiecko-polskiego hr. Hutten-Czapskiego. Rzuca ona światło na pobudki, jakimi kierowały się władze Generalnego Gubernatorstwa Warszawa:

25 IX 1915 [r.] odbywała się u [von] Beselera konferencja [...] w sprawach zarządu cywilnego (Zivilvortrag). [Jego szef von] Kries wyłuszczył w dłuższym przemówieniu, że konieczne jest, aby ewakuowane przez Rosjan uniwersytet i politechnika otwarte zostały na nowo, ale z polskim językiem wykładowym. Trzeba umożliwić młodzieży normalne kształcenie i zapobiec, by wskutek przymusowej bezczynności nie stała się ofiarą niepożądanej agitacji i politycznych niepokojów. Wpływowe koła polskie poczyniły już kroki u władz okupacyjnych, w celu otrzymania pozwolenia na otwarcie obu uczelni. W spełnieniu tego życzenia widział Kries wielką myśl polityczną. Niespełnionym obietnicom Rosji przeciwstawiono by przychylność niemiecką. Niemcy nie mają zamiaru zatrzymać kraju tego na zawsze, pragną jednak związać go z sobą trwale. Musi on być dobrze rządzony, posiadać dobrych urzędników, prawników, lekarzy, inżynierów, budowniczych, techników, ba, nawet filozofów. Byłoby rzeczą ważną, żeby Polacy z chwilą, gdy niegdyś obejmą administrację kraju, mieli potrzebnych specjalistów. Nie należałoby jednak opierać wyższych uczelni – jak tego chcą Polacy – na funduszach miejskich lub prywatnych, a przeciwnie, muszą one być otwarte jako instytucje państwowe i utrzymywane z funduszów administracji okupacyjnej. Dałoby to jej do ręki atut moralny i polityczny, a uczelniom zapewniłoby pod względem organizacyjnym powodzenie, oparte na kilkusetletnich doświadczeniach nauki niemieckiej. Komitet Obywatelski [m.st. Warszawy] nie byłby w stanie przeprowadzić tego dzieła z powodu braku kompetencji wykonawczych. [...] Beseler zapytał mnie o zdanie. Odpowiedziałem w gorących słowach, że uważam utworzenie czysto polskich wyższych uczelni w Warszawie za najlepszą oznakę, iż Niemcy nie tylko nie mają zamiaru wynaradawiania Polaków, lecz przeciwnie, przygotowują polską administrację kraju. Również i Beseler zrozumiał ważność i doniosłość tego projektu i jako syn profesora uniwersytetu [Georga] rad był, że zostanie założycielem wielkich instytucji naukowych. Z wyjątkowym zadowoleniem dał swe zezwolenie16.

Jak widać, okupant udzielił nie tylko zgody, ale nawet błogosławieństwa. W działaniach Niemców znać było ducha jeszcze XIX-wiecznego: przekonania o potędze edukacji, także humanistycznej, oraz sile, jaką daje myśl ujęta w karby dyscypliny naukowej. Obie uczelnie odtwarzane w Warszawie stać się miały kotwicami zachodniej ekspansji intelektualnej zarzuconymi w zatoce, jakie stanowiły zalane od 1812 r. „morzem rosyjskim” ziemie Królestwa Polskiego. Wedle tej wizji nad środkową Wisłą miał się dokonać zwrot cywilizacyjny – od euroazjatyckiego półabsolutyzmu ku właściwemu dla Europy Zachodniej modelowi konserwatywno-liberalnego państwa prawnego, z monarchiczno-parlamentarną formą rządów. Opiekunami procesu jego inkubacji mieli stać się oświeceni generałowie i urzędnicy pruscy.

W tej sytuacji, pod naciskiem władz niemieckich zgodzono się na narzucony 25 X 1915 r. statut tymczasowy. Pierwszy z jego 48 paragrafów głosił, iż UW „ma za zadanie bezstronne i niezależne nauczanie w zakresie powierzonych jego pieczy gałęzi wiedzy, oraz rozwój ich przez prowadzenie samodzielnych prac i badań naukowych. Uniwersytet ma kierować w sposób celowy wykształceniem ogólnym i specjalnym młodzieży, oraz przysposabiać ją do zawodów, w których wyższe wykształcenie naukowe jest niezbędne bądź pożądane. [...]”. Dalej statut przewidywał zwierzchnictwo nad uczelnią szefa Zarządu Cywilnego Generalnego Gubernatorstwa, mającego prawo powoływania wykładowców i sędziego uniwersyteckiego, pozostawiał mianowanie rektora i I prorektora w gestii gubernatora generalnego, a nade wszystko redukował liczbę wydziałów do trzech (prawa i nauk państwowych, filozoficznego i matematyczno-przyrodniczego, ten ostatni z oddziałem przygotowawczo-lekarskim). Finansowanie uczelni zostało zastrzeżone dla administracji okupacyjnej17.

Strona niemiecka wezwała organizatorów Uniwersytetu i Politechniki do obioru kandydatów na rektorów i dziekanów. Doszło do tego jeszcze 12 X, na połączonym posiedzeniu wszystkich podkomisji. Kierowanie UW miał objąć dr Brudziński; pierwszym kandydatem na rektora był prof. Władysław Smoleński, który jednak nie przyjął jednogłośnego wyboru, dokonanego przez wszystkich wykładowców otwieranej uczelni18. Na dziekanów przewidziano: prof. Leona Kryńskiego (Wydział Lekarski), dr. Jana Lewińskiego (Wydział Przyrodniczy), dr. Jana K. Kochanowskiego (Wydział Historyczno-Filologiczny; po jego rezygnacji – prof. Adama Kryńskiego), dr. Alfonsa Parczewskiego (Wydział Prawa)19. Po akceptacji kandydatur przez Wydział Oświecenia Komitetu Obywatelskiego m.st. Warszawy 2 XI władze okupacyjne zatwierdziły statut tymczasowy uczelni i dr. Brudzińskiego jako rektora, choć nie obyło się po stronie niemieckiej bez intryg mających na celu utrącenie jego kandydatury; równocześnie w prasie rosyjskiej pojawiły się groźby wobec „zdrajców” przejmujących uniwersytet z rąk „wrogich Słowiańszczyźnie”. Kuratorem Uniwersytetu i Politechniki mianowano hr. Hutten-Czapskiego20. Jak głosił artykuł okolicznościowy, opublikowany krótko przed inauguracją uczelni:

Polski Uniwersytet w Warszawie powstaje w warunkach zgoła osobliwych i ciężkich, w roku klęsk i niepewności, w tempie przyspieszonym, a więc bez możności należytego porozumienia się z innymi dzielnicami naszej ojczyzny. Witamy go jednak z najgłębszym wzruszeniem, chcemy wierzyć w jego trwałość i rozwój pomyślny. Tak dawno byliśmy spragnieni zdobycia uczelni wyższej, narodowej z ducha i języka, tu – w sercu Polski – w Warszawie! [...] Młodzieży naszej los szczęśliwy otwiera zamknięte blisko od pół wieku podwoje świątyni nauki polskiej w stolicy kraju. Skończy się wreszcie jej tułaczka, zapłonie dla niej Znicz nauki rodzimej. [...]21

2. Uczestnicy uroczystej inauguracji wznowienia Uniwersytetu w 1915 r.

Obie uczelnie akademickie otwarto uroczyście 15 XI 1915 r. W ten sposób, po 46 latach przerwy, odrodził się pierwszy uniwersytet polski położony poza zaborem austriackim; powstała też druga po działającej od 1844 r. we Lwowie politechniczna szkoła wyższa. Obchód poprzedziła msza święta w archikatedrze św. Jana, celebrowana przez samego abp. warszawskiego Aleksandra Kakowskiego22. W jej trakcie w podniosły sposób przemówił wybitny kaznodzieja, ks. dr Antoni Szlagowski:

Zmartwychwstał Chrystus, gdy wzeszło słońce, zmartwychwstanie Polska, gdy jasna światłość oświaty i wiedzy w[z]ejdzie nad krajem i urośnie aż do dnia doskonałego. Noc przeminęła, dzień się przybliżył, jutrzenka już nam świta w onym prawie o powszechnym nauczaniu, co zbliża nas i wiąże z Komisją Edukacyjną, pierwszym w Europie wydziałem oświecenia. I brzask tego dnia upragnionego widzę, [...] w dwóch wyższych uczelniach, które roztwierają dziś narozcież podwoje swe w stołecznym mieście: Wszechnica, co dawno przestała być naszą i Politechnika, co naszą od początku nie była. Dziś wracamy do swego. Dziś w salach, gdzie mowa polska milczała, myśl polska odezwie się po raz pierwszy po latach wielu melodią polskiego słowa. [...]
A Wszechnicy naszej mówimy: Żyj! Niech cię żadne zmiennych losów zrządzenia losów nie pozbawią. Żyj! Krzew ducha narodowego, rozbudzaj zapał do wiedzy, twórz liczne zastępy światłych pracowników. Żyj! Niech o tobie kraj mówi, niech cię ceni, niech się tobą chlubi, niech cię kocha, jako matkę, Alma Mater. Żyj na wieki, a Bóg niechaj będzie z tobą.

Jednym z najważniejszych momentów inauguracji było wystąpienie rektora Brudzińskiego w odświętnie udekorowanym Pałacu Kazimierzowskim. Już na początku pięknie skomponowanej mowy zwrócił on uwagę na elementy tradycji, nadziei i przyszłości oraz przynależności Polski do zachodniego kręgu cywilizacyjnego:

Witam wszystkich słowy, które oby już nigdy nie uległy zmianie: Mamy nareszcie w Warszawie Wszechnicę, w której salach rozbrzmiewać będą dźwięki naszej ukochanej a pięknej mowy ojczystej. Niechaj słowa te lecą jak dobra wieść na kraj cały, tak ciężko w dobie obecnej doświadczany, niech wleją otuchę w serca i dodadzą sił do wytrwania.
„W częstej kolei upadków i dźwigań naszego narodu odnowieniu życia towarzyszyło zawsze odnowienie nauk, i rozwój Szkoły Głównej poprzedzał, przygotowywał nieraz rozwój Państwa”.
Te słowa [Józefa] Mianowskiego niech nas natchną wiarą, że po raz trzeci wskrzeszona Wszechnica nasza żyć już będzie nieprzerwanym pasmem dni pożytecznej pracy, bo tym razem wskrzeszenie jej przeszło z Zachodu, ze źródeł „tej dawnej oświaty, którą Polska długo jaśniała, tej wielkiej zachodniej cywilizacji, którąśmy niegdyś z taką chwałą pielęgnowali u siebie, z taką zasługą krzewili wśród dalszych krajów i plemion”. (Mianowski) „Gdzie ustaje łacina, tam ustaje Europa” – tu nie ustaje Europa, bo łaciną, to jest „tą wielką puścizną starożytnego świata, która chrześcijańskim ożywiona duchem, stała się najwyższym moralnym i intelektualnym skarbem Zachodu” – żyła Polska wspólnie z Zachodem23.

Dalej, w odwołaniu do początków uczelni, zabrzmiał i inny ton, odnoszący się do szczególnie delikatnego w ówczesnej sytuacji zagadnienia autonomii:

Statut nie był podany do zatwierdzenia przez władzę najwyższą. Komisja kierowała się myślą, że pożyteczniej będzie, gdy statut zachowa charakter tymczasowości, aby po zyskanym doświadczeniu można było poczynić zmiany i dodatki. Do zepsucia dobrej atmosfery, jaka panowała w Uniwersytecie, wzięli się jednak energicznie komisarz cesarski [Nikołaj] Nowosilcow i radca [Jan Kalasanty] Szaniawski. Największe ciosy w postaci przepisów ograniczających spadły na młodzież. Społeczeństwo polskie i jego organa oficjalne, komisje sejmowe, potępiły ostro w osobnej uchwale tę działalność dozorczą w Uniwersytecie. Tak myśleli światli Polacy w roku 1825, a co powiedzieć moglibyśmy o tym my w tej sali zebrani, cośmy przeszli czasy [Aleksandra] Apuchtina i jego następców. Cudem zaiste ocaleliśmy, głównie dlatego, że tak obce były sobie te dwie dusze: nasza – zachodnia, ich – wschodnia, że odbijały się te wpływy i prześladowania jak o pancerz24.

Wspomniawszy luminarzy uczelni i polskiego życia umysłowego z jej pierwszego i drugiego wcielenia – tak spośród wykładowców, jak i studentów – Brudziński oddał hołd obecnym na uroczystości trzem profesorom Szkoły Głównej: lekarzowi Ignacemu Baranowskiemu oraz prawnikom Władysławowi Holewińskiemu i Walentemu Miklaszewskiemu. Następnie zwrócił się do najważniejszego w istocie gościa, gubernatora von Beselera:

Gdy od przeszłości powrócimy do chwili obecnej, jakże prawdziwe wydadzą się nam słowa [Zygmunta] Krasińskiego, bo oto mamy szlachetne wspomnienia, a więc wolno nam mieć i szlachetne nadzieje. Że nam je mieć wolno, zawdzięczamy to i Tobie, dostojny Panie, któryś się nie zawahał nawet wśród pożogi wojennej uczynić zadość najżywotniejszej potrzebie kulturalnej naszego narodu, dałeś swą sankcję na otwarcie i nadałeś Statuty naszym Szkołom Wyższym. Społeczeństwo nasze [...] odpowie na ten czyn troskliwą opieką, jaką na pewno obie Szkoły Wyższe otoczy, a Uniwersytet zachowa we wdzięcznej pamięci Tego, który mu nadał Statut taki, jakim się cieszą Wszechnice zachodnioeuropejskie z ustrojem autonomicznym wydziałów, z Senatem Akademickim na czele, a nade wszystko w językiem wykładowymi i urzędowym polskim25.

Pod koniec zaś dodał po niemiecku:

Uniwersytet Warszawski uświadamia sobie, że zawdzięcza swoje wskrzeszenie Waszej Ekscelencji. Jako syn wielkiego prawnika uznałeś, że jedynie nauka wskazuje właściwe drogi młodzieży w życiu. Ta nowa placówka nauki – w której oby wiele pokoleń wychowało się na dzielnych ludzi i pożytecznych obywateli – składa Panu, Ekscelencjo, wyrazy dziękczynne26.

W odpowiedzi na niemiecki passus przemowy rektora, „złożył Uniwersytetowi życzenia von Beseler głosem gardłowym, urywanym, skandującym według pruskiej maniery wojskowej”27. W ten sposób uczelnia została formalnie otwarta, rozpoczynając zupełnie nowy rozdział swej historii.

Wznowienie Uniwersytetu w Warszawie spotkało się z przyjaznym przyjęciem w innych polskich ośrodkach akademickich. Najlepiej odda ten nastrój dłuższy cytat, zaczerpnięty z wykładu okolicznościowego, wygłoszonego na jagiellońskiej Alma Mater przez wybitnego historyka prof. Stanisława Kutrzebę. Nosił on znamienny tytuł: „To światło kraju być powinno – i będzie” i obrazował punkt widzenia charakterystyczny dla działającej w zaborze austriackim generacji odbudowującej Polskę niepodległą, jej świadomość historyczną i państwową oraz nadzieje pokładane w rozgrywających się wydarzeniach. Cofając się aż do czasów Komisji Edukacji Narodowej, Kutrzeba omówił koleje losu warszawskiej uczelni, począwszy od jej założenia przez cara Aleksandra I aż po likwidację Szkoły Głównej, kończąc swą przemowę życzeniem:

Jeżeli też dziś tam, w Warszawie, ku której kierujemy myśl naszą, w tej chwili na nowo zawiązuje się nić wyższej nauki polskiej na polskim jej Uniwersytecie, to Rector Magnificus tej nowej Wszechnicy bezpośrednim swoim poprzednikiem Mianowskiego tam pewnie nazywa, chwyta w swoje dłonie te iskry nauki, które po tamtych dwóch Uniwersytetach tliły bez przerwy w popiele naniesionych wschodnim wiatrem żużli. Niechże je rozdmucha, by płomieniami wystrzeliły do końca wiedzy, by to słońce polska myśl rozżarzyć jeszcze potrafiła! Gdy dziś nasz Rektor tu, z Krakowa, z auli pierwszej polskiej Wszechnicy, śle serdeczne życzenia: „quod felix, faustum, fortunatumquesit” do tej z[e] snu zbudzonej siostrzycy, która ma wiedzą leczyć schorzałą naszą społeczność, możemy z wiarą w siły narodu i siły tych, co dziś ten Uniwersytet tworzą, powtórzyć słowa, które o Szkole głównej powiedział ówczesny dyrektor Komisji wyznań i oświecenia [Kazimierz] Krzywicki, gdy powstać miała: „to światło kraju być powinno – i będzie” [...]28.

Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, iż stanowisko działaczy i naukowców odtwarzających uczelnię warszawską, przyjmujących, że jej początek wyznacza dyplom władcy Królestwa Polskiego Aleksandra I Romanowa z 19 XI 1816 r., wzbudziło polemikę uczonych z Krakowa i Lwowa. Wykazując błędność takiego poglądu sugerowali oni, że Uniwersytet winien odwołać się do wcześniejszego o lat kilka – jeszcze w Księstwie Warszawskim – otwarcia szkół wyższych, a to Szkoły Prawa w 1808 r. i Szkoły Administracji w 1809 r. na mocy dekretów ks. Fryderyka Augusta Wettina29.

Odnowiona uczelnia miała tym razem dogodne warunki rozwoju: po pierwsze, utrzymywała się pomyślna koniunktura polityczna, mimo pogarszających się z biegiem wojny materialnych warunków bytowania jej studentów i pracowników; po drugie, już w początkowym okresie życia Uniwersytetu na jego czele stały dwie wybitne osobowości – rektor Brudziński i kurator Hutten-Czapski. O pierwszym z nich historyk Marceli Handelsman pisał:

On skupiał wszystko w swoim ręku, dawał pęd pomysłom, kierował ciałem nauczycielskim i młodzieżą, do niego zwracała się ona ze wszelkimi troskami swymi, wątpliwościami naukowymi, wahaniami politycznymi, kłopotami życiowymi, nawet – zawodami sercowymi. W tym bezruchym roku stopniowego zamierania życia w kraju, rektor był prawdziwym słońcem, ogrzewającym młodzież, a przez młodzież szeroko zataczającym kręgi swego autorytetu i swego oddziaływania na kraj okupowany30.

3. Lekarz pediatra, dr Józef Brudziński, pierwszy rektor UW po reaktywacji uczelni przez niemieckie władze okupacyjne w 1915 r.

Należy przypomnieć o zaangażowaniu pozauniwersyteckim Brudzińskiego. Stojąc na czele uczelni stał się rozpoznawalny i popularny – zwłaszcza po wielkiej manifestacji narodowej w 125. rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja. W lipcu został pierwszym prezesem Rady Miejskiej Warszawy. Jako czołowa osobistość życia publicznego Królestwa, mimo wahań, zdecydował się przyjąć niełatwe zadanie udania się w październiku tegoż roku do Berlina i Wiednia, gdzie odbył rozmowy z przedstawicielami rządów obu mocarstw na temat sprawy polskiej. Dla rektora krok ten oznaczał wejście (na krótko, bo jego życie miało dobiec niebawem kresu) na arenę polityczną. Będąc bezpartyjnym aktywistą, de facto stawiał Niemcom warunki i nie godził się na uprzedmiotowienie Królestwa zgodne z planem „podboju moralnego”. W przygotowanym na przełomie lat 1916/1917 memoriale wysuwał wprost postulaty nierozłącznego traktowania kwestii niepodległości oraz zjednoczenia ziem polskich „na gruncie frontu antyrosyjskiego”31.

Rozwój wydarzeń politycznych i narastanie w Warszawie nastrojów antyniemieckich pogarszały jednak położenie rektora. Krytyczny skądinąd wobec jego postawy politycznej prawnik Eugeniusz Jarra napisał:

Wśród młodzieży umiał zdobyć sobie wiele sympatii i zaufania. Na nieszczęście wszedł do polityki, angażując się po stronie państw centralnych, podczas gdy studenci w olbrzymiej większości, z nieomylnym u młodzieży instynktem, mieli orientację aliancką. Stosunki zaczęły się psuć coraz bardziej, co Rektor brał głęboko do serca. Wpadł w końcu w chorobę na tle starej wady nerek [...]32.

Podnieść należy też niemałe zasługi położone na rzecz UW przez hr. Hutten-Czapskiego – osobę dziś niemal zapomnianą. Ten sam pamiętnikarz odmalował go następująco:

Hrabia [...] Bohdan Hutten-Czapski, słusznego wzrostu, chudy, wyprostowany, o bladoniebieskich oczach i siwej, wyszczotkowanej czuprynie, opięty w mundur [...] gwardii cesarskiej z rapierem na długich rapciach i w butach kawaleryjskich – zewnętrznie nie różnił się niczym od pruskiego oficera, bo nawet akcent jego mowy polskiej był obcy. Uniwersytet traktował jak koszary, zaglądając wszędzie, odwiedzając wykłady, rządząc się. [...] Poza tymi jednak starokawalerskimi dziwactwami, kurator [...] oddał wielkie usługi Uniwersytetowi, do którego przywiązał się szczerze. Co najważniejsze, powściągał różne na niego zakusy niemieckiej administracji cywilnej, grożąc natychmiastowym odwołaniem się do Wilhelma II, do którego miał dostęp bezpośredni. Po zdarciu przez młodzież z bramy uniwersyteckiej dwugłowego orła rosyjskiego, ufundował natychmiast pięknie wykutego w srebrze białego orła polskiego, który odtąd królował nad wejściem [...]. Ofiarował również srebrne, w ogniu złocone berło rektorskie [...]. Wreszcie, za polskich już czasów, zapisał Uniwersytetowi wraz z Politechniką wielkie swe dobra [...]33.

Hutten-Czapski był człowiekiem amortyzującym napięcia pomiędzy sferą nauki a polityki, jakie miały przenieść nadchodzące lata. Jego obecność u boku gubernatora von Beselera trudno przecenić. Mieli tego świadomość senatorowie obu uczelni warszawskich, nagradzając kilkanaście lat później sędziwego eks-kuratora doktoratami honoris causa34.

4. Hrabia Bogdan Hutten-Czapski, podczas I wojny światowej kurator Uniwersytetu Warszawskiego z ramienia niemieckich władz okupacyjnych (zdjęcie późniejsze)

Uniwersytet rozpoczął pierwszy po odnowieniu rok akademicki 1915/1916 (dwudziesty drugi w swej historii) w listopadzie, jako uczelnia trzywydziałowa, z zawiązkiem wydziału czwartego (lekarskiego). W zawieszeniu pozostawała sprawa utworzenia wydziału piątego – teologicznego. Kwestii tej poświęcił sporo miejsca podczas mszy poprzedzającej inaugurację ks. dr Szlagowski. Nawiązując do nastawienia fides et ratio stwierdził m.in.: „W naszym więc wszech nauk przybytku prawda nadprzyrodzona i prawda przyrodzona w siostrzanym zespole wzajem się wspierać i wzajem się wyjaśniać będą. Teologia, ta wiedza najczcigodniejsza, wszech nauk królowa, wszystkim dziedzinom wiedzy ludzkiej podaje zasady, wskazuje podstawy; w zamian zaś odnajduje w nich sprawdziany i dowody niewzruszonych, niezmiennych, bo objawionych prawd swoich”. Rzecz wymagała jednak skomplikowanych negocjacji w trójkącie Warszawa–Berlin–Watykan, które zajęły z górą półtora roku, a przyspieszenia nabrały dopiero po całkowitym spolszczeniu szkolnictwa w Generalnym Gubernatorstwie Warszawa35.

Pierwszy wykaz zajęć dydaktycznych zawierał 88 pozycji36. W semestrze zimowym immatrykulowano 1039 studentów, z czego aż 52% na Oddziale Przygotowawczo-Lekarskim, 21% na Wydziale Prawa i Nauk Państwowych, 20% na Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym, a tylko ok. 7% wybrało Wydział Filozoficzny. Prócz 36 wykładowców zatrudniono 1 adiunkta, 23 asystentów oraz 6 lektorów, czyli 66 osób37. Pierwszych studentów wpisano do albumu 17 XI38.

By oddać klimat ówczesnych zajęć, można posłużyć się skryptem jednego z pierwszych wykładów, jakie odbyły się na przyszłym Wydziale Lekarskim. W jego trakcie rektor Brudziński mówił głównie nie o zagadnieniach fachowych, lecz o tradycjach nauczania medycyny na stołecznej uczelni i jej perspektywach, przechodząc następnie do wyzwań stojących przed przyszłymi lekarzami:

Przyświecać nam tu będzie myśl, iż przyszły lekarz urabiać się powinien już podczas studiów na Uniwersytecie, nie tylko pod względem umysłowym, ale i moralnym, w związku z tym pomówimy o życiu młodzieży akademickiej w ogóle, a młodzieży lekarskiej w szczególności, przytaczając wzory swoje i obce. Na koniec przejdziemy do sprawy ściślejszej – kształcenia się lekarskiego, przy czym uwzględnimy i przygotowanie ogólnokształcące do studiów lekarskich, jak również konieczność przygotowania gruntownego przyrodniczego. [...]
Jak widzicie, Panie i Panowie, tematu do naszych wspólnych rozważań nie zbraknie nam – zrozumiecie i uświadomicie sobie stopniowo, jakie zadania Was czekają i jak najlepiej ku nim zmierzać. Może niejeden z Was zawróci z drogi, albo zmieni swój sposób myślenia i życia, wzniesie się na duchu ku oczekującym go zadaniom. [...]
Wlać macie soki odżywcze młodości w zakłady lekarskie, w ludzi, w tych starszych kolegów Waszych, którzy tyle lat tęsknili do tego, aby mogli swoją wiedzę i doświadczenie nie tylko słowem pisanym, ale i żywym przy łóżku chorego przelewać w umysły i serca młodzieży lekarskiej – nie ukradkiem i dorywczo, jako coś zabronionego, jak było dawniej, ale w związku z wydziałem lekarskim [...]39.

Reaktywowany Uniwersytet zajmował miejsce najpocześniejsze pośród sześciu uczelni dawnej Kongresówki, z których wszystkie miały siedzibę w stolicy. Poza Politechniką należały do tego grona powstałe także w pierwszych miesiącach okupacji, jako pierwsze nowe zakłady prywatne: jednowydziałowa Wyższa Szkoła Handlowa w Warszawie, przekształcona w październiku 1915 r. z Wyższych Kursów Handlowych Augusta Zielińskiego40, a w grudniu Szkoła Nauk Społecznych i Handlowych (późniejsza Szkoła Nauk Politycznych w Warszawie), wywodząca się z reaktywowanego jeszcze przed wojną Towarzystwa Kursów Naukowych. W roku następnym, w podobnym do WSH trybie, Kursy Przemysłowo-Rolnicze stały się dwuwydziałową Wyższą Szkołą Rolniczą w Warszawie, którą we wrześniu 1918 r. przemianowano na Szkołę Główną Gospodarstwa Wiejskiego41. Wreszcie w 1917 r. zorganizowała się nawiązująca do tradycji kursów zapoczątkowanych już w 1895 r. Wyższa Szkoła Dziennikarska, afiliowana początkowo jako zakład Wydziału Humanistycznego UW. Prócz tego działała jednowydziałowa Warszawska Szkoła Sztuk Pięknych (zał. w 1816 r., odnowiona w 1844 r. i 1904 r.)42 oraz Wyższe Kursy Naukowe, stanowiące pozostałość TKN, z których w 1919 r. powstała Wolna Wszechnica Polska43. Dominację Uniwersytetu dawało się dostrzec choćby w strukturze populacji akademickiej miasta. Wedle danych z roku akademickiego 1917/1918 na poszczególnych uczelniach studiowało: UW – 2220 (40,0%), Politechnika Warszawska – 1185 (21,3%), Wyższa Szkoła Handlowa – 182 (3,3%), Wyższa Szkoła Rolnicza – 212 (3,8%), Warszawska Szkoła Sztuk Pięknych – przypuszczalnie 110 (1,9%), Wyższe Kursy Naukowe – 1647 (29,7%)44. W przypadku kadry dydaktycznej odsetek ten mógł być nawet wyższy, ze względu na podejmowanie przez wykładowców pracy na więcej niż jednej uczelni. Stan ten wynikał z niedoboru personelu, a zarazem z niewysokich wynagrodzeń45.

Pierwszy po odnowieniu rok pracy przyniósł kilka incydentów w relacjach społeczności uniwersyteckiej z przedstawicielami aparatu okupacyjnego. W rocznice wybuchu powstań narodowych (29 XI 1915 i 22 I 1916 r.) dochodziło do zatargów studentów z policją, a w drugim przypadku także z żołnierzami armii niemieckiej. Nacisk na naukę języka niemieckiego wywierał skutek odwrotny od zamierzonego przez patronów uczelni – zaczynał kojarzyć się z czasami rosyjskimi46.

Podczas przygotowań do drugiego roku akademickiego (1916/1917) kurator Hutten-Czapski wystąpił z inicjatywą nadania Uniwersytetowi nowego, zliberalizowanego statutu. Choć zaproponowane przez niego zwierzchności niemieckiej zmiany zostały przyjęte tylko częściowo, można mówić o dostrzegalnym zwiększeniu autonomii uczelni. Regulacja weszła w życie 1 X 1916 r. i przewidywała wolny wybór dziekanów wydziałów. Zakładała powołanie Wydziału Medycznego, lecz zarazem fuzję wydziałów Filozoficznego i Matematyczno-Przyrodniczego pod nazwą Wydziału Filozofii. Precyzowała też rolę kuratora, czyniąc z niego pośrednika w relacjach między UW a Zarządem Cywilnym Generalnego Gubernatorstwa. Funkcję rektora, na drugą roczną kadencję, przyjął Brudziński.

Nowy statut liczył 44 paragrafy, a pierwszy z nich stwierdzał, że zadaniem uczelni jest „niezależne od wpływów partyjnych nauczanie w zakresie powierzonych jego pieczy gałęzi wiedzy, oraz rozwój ich przez prowadzenie samodzielnych prac i badań naukowych. Uniwersytet ma rozwijać dalej w sposób celowy wykształcenie ogólne i specjalne uczącej się młodzieży, oraz przysposabiać ją do zawodów, w których wyższe wykształcenie naukowe jest niezbędne bądź pożyteczne. [...]”. Co ważniejsze, w odróżnieniu od wersji poprzedniej, poprzedzonej jedynie krótką preambułą, dokument rozpoczynała odezwa gubernatora v. Beselera z 24 VIII 1916 r., sformułowana w tonie życzliwym:

Uniwersytet Warszawski w pierwszym roku akademickim, ziszczając moje oczekiwania, rozwijał się pomyślnie i stał się przybytkiem pracy umysłowej, do którego młodzież polska pilnie i chętnie uczęszczała, wobec tego nadaję mu niniejszym nowy statut, który ma na celu przyczynić się do dalszego swobodnego rozwoju pracy naukowej uczelni i usamodzielnienia jej Zarządu. Warunki obecne nie pozwoliły wprawdzie jeszcze na nadanie [...] ostatecznego [...] ustroju, utworzenie jednak samodzielnego wydziału lekarskiego, połączenie wydziału matematyczno-przyrodniczego z filozoficznym w jedną całość, przyznanie zupełniej autonomii wszystkim wydziałom – stanowią wiele obiecujący postęp [...]. Dalsza organizacja Wszechnicy będzie przedmiotem mojej szczególnej troskliwości. Utworzenie wydziału teologicznego jest przygotowane. Prawo promocji i habilitacji, które zamierzam przyznać [...], jak również wskazówki co do studiów [...] wraz z przepisami egzaminacyjnymi [...] będą wkrótce rozważane [...]. Mam więc niepłonną nadzieję, że Wszechnica Warszawska stanie wkrótce całkowicie na równi ze swymi siostrzycami zachodnio-europejskimi, jako przybytek krzewienia nauki i pielęgnowania życia umysłowego. Oczekuję od akademickiego ciała nauczycielskiego, które – przyznaję to chętnie – wśród nader trudnych warunków poświęcało się z zaparciem swemu idealnemu zadaniu, że wespół z młodzieżą akademicką nadal dążyć będzie niestrudzenie do tego, aby na gruncie narodowego języka i narodowej kultury pielęgnować czystą wiedzę, ten łącznik narodów47.

Na nowy rok wpisano łącznie 1621 osób. Liczba studentów zwiększyła się więc o nieco ponad połowę48. Podobnie wzrosła wielkość „grona nauczycielskiego i pomocniczych sił naukowych”49. Jednak nie sprawy dydaktyczno-naukowe, którym poświęcano skądinąd wiele uwagi, publikując rozmaite pomoce50, miały zdominować życie Uniwersytetu. Jesienią doszło bowiem do wysokiego przebicia w grze międzynarodowej, w której kartą zyskującą znaczenie stawała się Polska. Na tym tle coraz większą rolę odgrywały zagadnienia polityczne i określona nimi postawa młodzieży51. Sprzyjała temu liberalizacja przepisów obowiązujących studentów52.

Po powołaniu przez Niemcy i Austro-Węgry, mocą aktu z 5 XI 1916 r., związanego z nimi Królestwa Polskiego można mówić o tworzeniu się fundamentu odbudowującej się Rzeczypospolitej. Do instytucji już działających dochodziły nowe – tak na poziomie administracji centralnej, jak i samorządu. Najpierw powstała Tymczasowa Rada Stanu, czyli ciało opiniodawcze, mające współdziałać „przy tworzeniu dalszych urządzeń państwowych”, istniejąca od stycznia do sierpnia 1917 r.53 Na obszarze Generalnego Gubernatorstwa Warszawa ważnym krokiem stała się likwidacja prowizorium walutowego i wprowadzenie przez Niemców nowego pieniądza: marki polskiej, emitowanej od kwietnia tegoż roku przez pierwszy od kilkudziesięciu lat polski bank centralny – Polską Krajową Kasę Pożyczkową54. W oparciu o wydany 12 IX 1917 r. patent gubernatorów generalnych – w Warszawie von Beselera i w Lublinie gen. Stanisława Szeptyckiego – utworzono w końcu organy najwyższe: 15 X Radę Regencyjną, tj. przejściowe kolektywne szefostwo państwa55, a 7 XII pierwszy rząd, zwany czasem „królewsko-polskim”. Jako główną strukturę władzy ustawodawczej 4 II 1918 r. powołano Radę Stanu Królestwa Polskiego. Sądownictwo zostało spolszczone wcześniej. W ten sposób można mówić o odrodzeniu się państwa polskiego jeszcze przed likwidacją obu okupacji.

Na Uniwersytecie panował do czasu spokój, znaczony drobnym ustępstwem Niemców (29 XI) w postaci zniesienia wymogu prowadzenia korespondencji z kuratorem uczelni po niemiecku. Z początkiem semestru letniego sytuacja zaogniła się jednak pod wpływem niezadowalającego tempa procesu emancypacji państwowej i pogarszającej się dramatycznie sytuacji bytowej (nasilające się niedobory żywności i towarów konsumpcyjnych wywołane rabunkową gospodarką niemiecką i austro-węgierską). Incydenty z udziałem studentów i policji zaczęły przybierać na sile, a od marca 1917 r. pojawił się nowy czynnik – wskutek rewolucji w Rosji nastąpiła radykalizacja nastrojów56. Dlatego też w związku z uroczystościami z okazji 1 i 3 V doszło do zamieszek antyniemieckich, w których wzięli udział studenci Uniwersytetu, Politechniki i TKN. Policja okupacyjna interweniowała jak na ówczesne stosunki brutalnie, bijąc odróżniających się ubiorem akademików, a paru zatrzymując w areszcie, co było sprzeczne z przyjętymi zasadami postępowania przy likwidacji zatargów. Miały też miejsce dalsze zatrzymania. Władze okupacyjne wszczęły kroki, które groziły obwinionym sądem polowym.

Stało się to powodem do zwołania 4 V 1917 r. wiecu na Politechnice, a nazajutrz na Uniwersytecie57. Na drugim zgromadzeniu zebrani uchwalili protest wobec działań policji, żądali satysfakcji i uwolnienia aresztowanych. Ogłoszono też jednodniowe strajki. Ze stanowiskiem studentów UW wyrażonym w rezolucji solidaryzowały się wszystkie uczelnie stolicy. Powstała międzyuczelniana organizacja protestacyjna (Konfederacja Ogólnoakademicka), która wezwała do wstrzymania wpłat czesnego i bojkotu zajęć przybyłego z Prus germanisty prof. Paszkowskiego. Co istotne, młodzież wsparł rektor Brudziński, w toku burzliwych negocjacji z urzędnikami niemieckimi składając dymisję, która nie została przyjęta. Także sędzia UW prof. Ignacy Koschembahr-Łyskowski twardo domagał się poskromienia działań odwetowych, wykazując współwinę sił porządkowych, które nie przekazały sprawy do rozpatrzenia organom akademickim. Senat Uniwersytetu 6 V udzielił poparcia rektorowi i studentom, proponując rozwiązanie niekonfrontacyjne.

Konflikt eskalował jednak w kierunku politycznym, bowiem następnego dnia Senat Politechniki przyjął uchwałę wskazującą, iż tylko „oddanie w najkrótszym czasie zarządu szkolnictwa w ręce władz polskich” sprawi, że na Politechnice zapanuje spokój. 10 V odbyły się na uczelniach wiece, które zaaprobowały to żądanie i proklamowały wspólny strajk, który trwał dwa tygodnie. Za cenę przerwania protestu władze okupacyjne poszły na ustępstwa – aresztowanych zwolniono, zapowiedziano spolszczenie szkolnictwa, a władze szkół wyższych (w tym UW), wezwano do przygotowania projektu stosownych zmian w regulujących ich życie przepisach. Ale po polskiej stronie barykady pojawił się rozdźwięk: studenci nie chcieli zrezygnować z bojkotu Niemców na uczelniach oraz ich kwestury, profesura zaś miała zamiar negocjować dalej, by uzyskać nowe koncesje i dlatego potrzebowała ustępstwa młodzieży. Powstał zatem impas, w którym okupanci postanowili sięgnąć po groźby, choć narażali w ten sposób na krach cały plan pojednania z Polakami. Mówił o tym von Beseler w trakcie spotkania z rektorami uczelni 25 V, konkludując: „jeżeli mimo wszystkich [...] napomnień dadzą się zauważyć najmniejsze objawy niekarności, albo też działalność polityczna, wtedy semestr bieżący na wyższych uczelniach przepadnie, a co potem z tego wyniknie, zależeć będzie całkowicie od zachowania się studentów”. Oznaczało to perspektywę zawieszenia lub nawet zamknięcia szkół wyższych.

Ponieważ studenci nie chcieli ustąpić i kontynuowali bojkot kuratora, profesorów z Prus i kwestury, 22 VI gubernator generalny zawiesił działanie UW. W odpowiedzi Senat wskazał – zgodnie z postulatami popieranymi przez młodzież – iż do kryzysu nie doszłoby, gdyby przeprowadzono całkowitą polonizację szkolnictwa. Władze niemieckie postanowiły ukarać zalegających z wpłatami czesnego skreśleniem z listy studentów i dać do zrozumienia personelowi dydaktycznemu, iż prolongata udzielonych mu zleceń stoi pod znakiem zapytania. Zarazem jednak, wobec braku innych pozytywnych możliwości rozwiązania narosłego zatargu, von Beseler i szef Zarządu Cywilnego von Kries pogodzili się z koniecznością spolszczenia administracji szkolnej. 20 IX 1917 r. w „Dzienniku Rozporządzeń dla Generał-gubernatorstwa warszawskiego” opublikowano stosowny dokument. Strajk studencki przyniósł znaczące zwycięstwo. Zarazem jednak zmianie ulegały relacje między niemieckimi patronami a polską społecznością akademicką. Nadzieje na jej pozyskanie zastąpiła podejrzliwość, wyrosła na podłożu rezygnacji z hołubionych, lecz jednak mało realnych zamysłów.

W czasie zawieszenia uczelni nastąpiło przygotowanie nowej podstawy prawnej jej działania. Departament Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego Komisji Przejściowej przygotował statut. Ten trzeci z kolei, ale pierwszy polski akt miał charakter prowizoryczny58, lecz wprowadzał bardzo ważne zmiany w życiu Uniwersytetu. Do najistotniejszych należało oddzielenie uczelni od administracji okupacyjnej (m.in. za sprawą zniesienia funkcji kuratora), poddanie go zwierzchnictwu dyrektora DWRiOP, coroczny wybór rektora w drodze głosowania przez „ciało nauczycielskie”, przyznanie funkcji prorektora każdorazowo ustępującemu rektorowi. Liczba wydziałów nie uległa zmianie. W zawieszeniu pozostała natomiast sprawa uzyskiwania stopni naukowych59.

Władze UW utrzymały w mocy przeprowadzone przez Niemców skreślenia z albumu, domagając się ponownej immatrykulacji od tych, którzy chcieli wznowić studia. Jednocześnie uznano, że skrócony strajkiem i pozbawiony sesji, wskutek zawieszenia uczelni, semestr letni zostaje zaliczony.

Zajęcia Uniwersytetu i Politechniki wznowiono 7 XI. Wspólnemu otwarciu roku akademickiego 1917/1918 „pod władzą Państwa Polskiego” przewodniczył prof. Józef Mikułowski-Pomorski, dyrektor Departamentu Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Uroczystości odbyły się w kościele s.s. Wizytek i gmachu głównym Politechniki. W poczet uniwersytetu weszło 2 220 studentów oraz 105 dydaktyków60.

Tabela 1. Rektorzy Uniwersytetu Warszawskiego (listopad 1915 – listopad 1918)

1915–1917 prof. dr Józef Brudziński (lekarz-pediatra)
1916–1917 prof. dr Józef Brudziński (lekarz-pediatra, po raz drugi)
1917–1918 prof. dr Antoni Kostanecki (ekonomista)
1918–1919 prof. dr Antoni Kostanecki (ekonomista, po raz drugi)

Źródło: Zestawienie na podstawie: Dzieje Uniwersytetu Warszawskiego 1915–1939, red. Andrzej Garlicki, PWN, Warszawa 1982, s. 312 n., uzupełnione przez autora.

13 XI odbyły się pierwsze wybory rektora. Zwyciężył w nich prof. Brudziński, ale z powodu postępującej choroby wyboru nie przyjął, zostając tylko z urzędu prorektorem61. W drugim głosowaniu wyłoniono znanego ekonomistę, dr. Antoniego Kostaneckiego62, który objął funkcję.

Przyszło mu kierować uczelnią we względnym spokoju i stawić czoła niezbędnym pracom organizacyjnym. Za jego kadencji weszły w życie nowe przepisy, opracowane przez Departament, a następnie Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w porozumieniu lub na wniosek Senatu63. Najważniejszą zmianą okazało się powołanie z początkiem semestru letniego Wydziału Teologicznego64. Prawnik Eugeniusz Jarra, nieco upraszczając sprawę, wspominał:

Wydział teologiczny, uzupełniający tradycyjny system quattuor facultates, nie znajdował na razie [tj. w 1915 r.] rzeczników w kierowniczych sferach duchownych, mimo dobrej pamięci, jaką zapisał się w uniwersytecie Królestwa Kongresowego [...]; popierały one raczej wznowienie odrębnej Akademii Duchownej [...]. Niechęć do uniwersyteckiego wydziału teologicznego pokonał powoli ks. prałat Antoni Szlagowski, profesor Warszawskiego Seminarium Duchownego, człowiek wysokiej kultury i zacności, znany też ze sztuki kaznodziejskiej. On to dzięki pozyskaniu poparcia ówczesnego arcybiskupa warszawskiego ks. Al. Kakowskiego doprowadził po dwóch latach do powstania Wydziału Teologii, którego został pierwszym dziekanem65.

Tak jak w latach ubiegłych trwało uzupełnianie księgozbiorów i pomocy dydaktycznych66. Wydarzenia polityczne dawały jednak znać o sobie, angażując studentów i pracowników. Stało się tak przy okazji starań na rzecz zwolnienia byłych legionistów z obozów internowania (przełom listopada i grudnia 1917 r.), w których znaleźli się po tzw. kryzysie przysięgowym z lata tegoż roku, a następnie podczas protestu przeciw stanowiącym de facto kolejny rozbiór Polski postanowieniom pokoju podpisanego przez Państwa Centralne z Ukrainą w Brześciu nad Bugiem (9 II 1918 r.), czemu towarzyszyła trzydniowa żałoba ogłoszona przez Senat67.

W ostatnich miesiącach Wielkiej Wojny wraz z przygotowaniami do kolejnego roku akademickiego stopniowo kontraktowano nowych wykładowców z uczelni Krakowa i Lwowa68. Powstał też projekt nowego, stałego już statutu „Królewsko-Polskiego Uniwersytetu w Warszawie” oraz podręczny zbiór przepisów dla studentów69. Ofertę dydaktyczną poszerzało w pewnym stopniu otwarcie odrębnego od Uniwersytetu Instytutu Pedagogicznego, na którym – po spełnieniu ustalonych warunków – mogli uczyć się studenci UW, a także prowizorycznego Studium Weterynarii przy Wydziale Lekarskim70.

Rok akademicki 1918/1919, w którym uczelnią kierował ponownie wybrany na urząd rektora prof. Kostanecki71, okazał się mieć jednak przebieg zupełnie inny od spodziewanego. Pamiętający tamten czas historyk Tadeusz Manteuffel pisał:

[...] jesienią [...] atmosfera polityczna Warszawy przesycona była do najwyższego stopnia niepokojem. Prace akademickie rozpoczęły się mimo to normalnie przy wzmożonym napływie nowozapisanych studentów, których liczba w porównaniu z rokiem ubiegłym prawie że się podwoiła. Młodzież, wśród której dużo było powracających z Rosji wychodźców, z zapałem zabierała się do pracy72.

Dzieje mocno przyspieszały biegu. Okupanci na frontach byli już u kresu sił. Nie mogli więc przeciwstawić się emancypacji zależnych nominalnie od siebie struktur stworzonych w Królestwie Polskim. 7 X Rada Regencyjna wydała orędzie do narodu zapowiadające utworzenie „niepodległego państwa polskiego, obejmującego wszystkie ziemie polskie z dostępem do morza, z polityczną i gospodarczą niezawisłością, jako też z terytorialną nienaruszalnością”. Rozwiązawszy Radę Stanu, zapowiadała utworzenie nowego gabinetu o jak najszerszej podstawie politycznej i przygotowanie przezeń w ciągu miesiąca „ustawy wyborczej do sejmu polskiego”, by „niezwłocznie potem zwołać” sejm i „poddać jego postanowieniu dalsze urządzenie Władzy zwierzchniej państwowej, w której ręce Rada Regencyjna [...] władzę swoją ma złożyć”73. W ten sposób ukonstytuował się pierwszy na obszarze Kongresówki ośrodek władzy niepodległej. Oczekując zwolnienia Piłsudskiego z internowania i powrotu do Warszawy, w związku z zarekomendowaniem go na stanowisko ministra spraw wojskowych w gabinecie Józefa Swieżyńskiego, do wystąpienia przygotowywały się ogniwa liczącej kilkadziesiąt tysięcy członków POW, kierowanej przez płk. Edwarda Rydza ps. Śmigły. W gotowości stanęła podlegająca Radzie Regencyjnej resztka Legionów – umundurowana i uzbrojona Polska Siła Zbrojna (Polnische Wehrmacht). 19 X powstała Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego – pierwszy terytorialny ośrodek władzy. 31 X utworzono Polską Komisję Likwidacyjną, mającą charakter rządu tymczasowego dla Galicji. Równocześnie zaczęło się rozbrajanie stacjonujących w Krakowie oddziałów austro-węgierskich. Jednocześnie 1 XI nad ranem wybuchło powstanie ukraińskie we Lwowie i we wschodniej części zaboru austriackiego. Jak zapisał w 1935 r. Tadeusz Manteuffel, znacząco przechodząc w narracji na czas teraźniejszy:

Podniecenie ogarnia Warszawę. Udziela się ono młodzieży. Konferencja Ogólno-Akademicka zbiera się i postanawia w poczuciu ważności chwili zwołać we wszystkich wyższych uczelniach w dniu 6 listopada wiece dla zabrania stanowiska w wytwarzającej się sytuacji politycznej. Na odbytym wiecu uniwersyteckim uchwalono następującą rezolucję: 1. Rada Regencyjna winna natychmiast ustąpić, przelewając swą władzę w ręce Narodowego Rządu Ludowego. 2. Cała młodzież akademicka winna natychmiast wstąpić do armii polskiej. 3. Działalność Uniwersytetu winna ulec zawieszeniu. 4. W celu ułatwienia praktycznego wykonania uchwał wiecu, a w szczególności porozumienia się z Senatem Akademickim, utworzyć Komitet Wykonawczy o charakterze informacyjnym. Po wiecu młodzież demonstrowała przed Zamkiem, domagając się ustąpienia Rady Regencyjnej.
Tego samego dnia zebrał się Senat Akademicki Uniwersytetu, uchwalając ogłosić wspólnie z Senatem Akademickim Politechniki następującą odezwę: „W zgodnym postanowieniu młodzieży akademickiej, aby wstąpić do wojska celem zdobycia i wywalczenia niezależnego bytu państwowego Ojczyźnie, Senaty Akademickie witają doniosły czyn patriotyczny, z którym się w całości solidaryzują. W przeświadczeniu, że młodzież akademicka wstępując do wojska, stać będzie na straży jedności narodowej i służyć obronie zagrożonych granic Polski, Senaty Akademickie wyrażają zgodność uczuć swych z uczuciami młodzieży i postanawiają zawiesić wykłady i zajęcia”74.

Tak dla odnowionego Uniwersytetu Warszawskiego kończyła się I wojna światowa, a zarazem otwierała epoka nazwana później II Rzecząpospolitą. Jej początek wymagał ofiary, jaką stanowiła przerwa w działalności dydaktycznej. Niebawem uzupełniły ją kolejne, złożone przez poległych i rannych studentów oraz pracowników uczelni w mundurach Wojska Polskiego, podczas zmagań o granice i przetrwanie odrodzonego państwa.

Zawieszenie wykładów i zajęć w związku z wydarzeniami w kraju i za granicą otworzyło trwający blisko dziewięć kwartałów specyficzny okres pracy w rzeczywistych warunkach75. Charakteryzowała go nieobecność większości studentów w murach uczelni, uczestniczących w odbudowie państwowości, a także w konfliktach na rubieżach odrodzonej Rzeczypospolitej. Rola sprawcza w tych wielkich dniach ludzi młodych i wykształconych (tzn. posiadających przynajmniej maturę – znaczącą wszak wtedy nieporównanie więcej niż dziś) nie dawała się przecenić. To przecież od działań „akademików”, z których wielu należało do POW, zaczęło się w Warszawie rozbrajanie zdemoralizowanych przegraną wojną pojedynczych żołnierzy i całych pododdziałów niemieckich. Oni też witali Józefa Piłsudskiego, który 10 XI powrócił z internowania w Niemczech. Przede wszystkim zaś zgłaszali się ochotniczo do odradzającej się armii.

Ukonstytuowany na uczelni Akademicki Komitet Wykonawczy, gdzie dominujący wpływ miała POW, nazajutrz po przyjeździe eks-brygadiera Legionów Polskich wezwał studentów do wstępowania do formacji, której nadano nazwę Legii Akademickiej. Zarejestrowani ochotnicy ze wszystkich szkół wyższych stolicy, częściowo uzbrojeni, ujęci w ramy tworzonych ad hoc pododdziałów, od godzin nocnych 10/11 XI wyruszali z terenu UW, aby obezwładniać straże niemieckie i przejmować – na ogół bez użycia siły – najważniejsze obiekty w mieście76.

Sprawne sformowanie i działanie Legii, co w sporej mierze było zasługą jej pierwszego dowódcy por. Kazimierza Sawickiego, wywarło pozytywne wrażenie na Piłsudskim, wówczas już głównodowodzącym Wojska Polskiego, a od 14 XI tymczasowym naczelniku państwa. Zapadła decyzja o utworzeniu z LA osobnego oddziału – pułku piechoty, jako że liczba ochotników szła w tysiące. Otrzymał on numer 36 i 13 XII złożył przysięgę. Po przyspieszonym przeszkoleniu, pod dowództwem mjr. Zygmunta Bobrowskiego, pułk wyruszył 4 I 1919 r. koleją na front wojny polsko-ukraińskiej, na obszar byłej już Galicji Wschodniej. W upamiętnieniu bohaterskich bojów pod Żółkwią, Lwowem, Rohatynem, Brzeżanami, Czortkowem, a następnie Połockiem, Głębokiem, Duniłowiczami, Lidą, Białymstokiem, Małkinią, Ossowem, Wyszkowem i Ostrołęką, znaczonych liczbą ponad 600 poległych, 36. pułk piechoty otrzymał w 1929 r. oficjalnie miano „Legii Akademickiej”. Udział UW w walkach o granice toczonych z Ukraińcami, a następnie w wojnie o przetrwanie z Rosją bolszewicką, nie ograniczał się tylko do szeregów tego pułku. Liczni studenci, a także pracownicy służyli w innych oddziałach liniowych, sztabach, służbach i jednostkach zaplecza77.

Zajęcia na UW były przerwane zrazu do października 1919 r. W tym czasie pomiędzy Ministerstwem Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, Senatem Akademickim i władzami wojskowymi trwała korespondencja w sprawie wznowienia wykładów i ćwiczeń. Wskutek decyzji Ministerstwa Spraw Wojskowych jesienią wróciła na uczelnię urlopowana na 12 tygodni pierwsza z trzech tur studentów-żołnierzy. Mieli oni w ciągu tego czasu zaliczyć materiał z połowy roku. Wraz z nimi mogli wznowić lub podjąć naukę – w normalnym trybie – niezdolni do służby i nieobjęci obowiązkiem wojskowym. Wkrótce urlopowanym lat najstarszych, z wyjątkiem przyszłych lekarzy, odroczono termin powrotu do oddziałów aż do 1 X 1920 r., by mogli ukończyć naukę78.

Pierwszy rok akademicki w Polsce niepodległej znamionowały warunki niezwyczajne – duża część słuchaczy nosiła mundury, niektórzy też odznaczenia i widoczne ślady zranień; dał o sobie znać tłok w audytoriach i salach. Ten wywołany potrzebą wojenną chaos silnie utrudniał naukę i pracę, a przecież toczyło się jeszcze życie społeczne. Bardzo żywe formy przybierała często aktywność polityczna – po raz pierwszy co najmniej od powstania 1831 r. rozwijająca się w naprawdę wolnym mieście i kraju. Wypadki rozgrywające się na froncie wojny z bolszewikami miały jednak zaburzyć ten nadzwyczajny rok na uniwersytecie jeszcze silniej.

Kryzys wywołany majową ofensywą Armii Czerwonej na Białorusi sprawił, że los Polski i narodów ją zamieszkujących zależał od wyniku starcia, jakie miało rozegrać się późnym latem na wielkim obszarze od Torunia po Lwów i Grodno. Nadzwyczajny organ władzy – Rada Obrony Państwa z Piłsudskim na czele – wezwała 3 VII wszystkich obywateli do wstępowania do wojska w obronie ojczyzny. Trzy dni później, podczas wiecu studenckiego, który proklamował zgłoszenie się in corpore do służby w Armii Ochotniczej, ogólne zebranie profesorów UW przyjęło rezolucję:

W poczuciu, że na odezwę Naczelnego Wodza Wojska i Narodu odpowiedzieć powinni wszyscy – w przekonaniu, że ani wiek, ani stan, ani rodzaj zajęcia dla nikogo nie powinny stanowić wymówki – grona nauczycielskie najwyższych uczelni warszawskich powzięły [...] następującą jednomyślną uchwałę – wszyscy bez wyjątku oddajemy się do rozporządzenia władz wojskowych79.

W drugim zaciągu wojennym wzięli udział niemal wszyscy urlopowani z jednostek oraz duża część studentów nieobjętych dotąd służbą w armii. W celu ułatwienia rekrutacji utworzono Ligę Akademicką Obrony Państwa, która wysyłała wystawione pododdziały do obozu ćwiczeń w Rembertowie. Do szeregów Wojska Polskiego zgłosiła się też grupa pracowników uczelni, a ponad dwudziestu profesorów znalazło się w charakterze specjalistów cywilnych w strukturach służb wojskowych (medycznej, łączności itd.). Na uczelni podjęto równocześnie przygotowania do częściowej ewakuacji zbiorów, ochrony budynków od ognia, a także do opieki nad obiektami na wypadek wejścia nieprzyjaciela do stolicy. Późną jesienią, po zawarciu zawieszenia broni i wszczęciu rokowań pokojowych, rozpoczęła się demobilizacja akademików. Tak zakończyła się swoista wojenna „sesja egzaminacyjna” Uniwersytetu.

Dopiero więc 10 I 1921 r., a zatem z ponad kwartalnym opóźnieniem, mógł rozpocząć się pierwszy pokojowy rok pracy uczelni. Nie od rzeczy będzie przytoczyć w zamknięciu tej części wywodów fragment wygłoszonej wówczas z tej okazji mowy rektora, prof. Jana K. Kochanowskiego:

Obchodzimy tu dzisiaj uroczystość niezapomnianą – święto najwyższego triumfu moralnego, jaki odnieść mogą wierni synowie Narodu. Oto umiłowana młodzież nasza, skupiająca się w tych murach dla czerpania wiedzy, porwawszy za oręż, stanęła jak jeden mąż w zwycięskiej obronie Ojczyzny. A zagrażał jej wróg najstraszliwszy – wróg, niosący zagładę nie tylko ciałom, ale i duszom ludzkim, któremu ulec, znaczyło dla Polski paść i pogrzebać wraz z sobą świat cywilizowany; zwyciężyć – to ocalić i siebie, i innych. Trudno o grozę większą i o hasło szczytniejsze na kartach dziejów [...]. Zasiadają między nami wiekopomni bohaterowie Narodu – hufiec uskrzydlonych ideałem najwyższym rycerzy cywilizacji.
Cześć im i hołd.
Witamy Cię [...], ukochana młodzieży nasza, sercem do głębi wzruszonym, z uczuciem wdzięczności i chluby. Oddani Ci, jako żywemu wcieleniu naszych ideałów, pragniemy służyć Ci tak, jak na to zasługujesz, a z Ciebie – z bohaterstwa Twego i wartości moralnych, czerpać możemy zaprawdę siły uskrzydlające w pochodzie ad astra!80