Podczas II wojny światowej tajne studia wyższe w Polsce organizowano w Warszawie, Wilnie, Krakowie, Częstochowie i Kielcach. Ze wszystkich tych ośrodków na czoło wybijała się Warszawa górująca nad pozostałymi zarówno pod względem liczby studentów, jak i zasięgu oddziaływania. Warszawa odegrała rolę wyjątkową, gdyż w żadnym innym mieście w okupowanej Europie nie zlikwidowano całego szkolnictwa średniego i wyższego. Dodajmy, że władze niemieckie bez wątpienia wiedziały o istnieniu tajnego nauczania, jednak po pierwsze – nie miały pojęcia o jego rozmiarach i po drugie – dużo większym niebezpieczeństwem była armia Polski Podziemnej, z którą nie mogli dać sobie rady przez cały okres okupacji.

5. Jan Zaorski

Nauczanie stało w znakomitej większości na wysokim poziomie, gdyż było prostą kontynuacją szkoły przedwojennej, która – jak wiadomo – cechowała się bezwzględną obowiązkowością, świetnymi nauczycielami i dużą dbałością o niezbędne dla młodego człowieka treści. Powodem utrzymywania wysokiego poziomu było też przekonanie o tajnym nauczaniu jako etapie łączącym ten okres z czasami powojennymi, które miały przyjść w tej postaci, jaką pozostawiono w chwili najazdu Niemiec na Polskę.

Nauczanie medycyny rozpoczęto na przełomie października i listopada 1939 roku, oczywiście przy wyraźnym zakazie władz niemieckich. Paradoksalnie jednak szkolnictwo medyczne istniało, gdyż wskutek usilnych starań polskich profesorów Niemcy zgodzili się na przyjmowanie egzaminów końcowych z ostatniego roku. Stan taki trwał do 6 V 1940 roku; dotyczył oczywiście tylko absolwentów aryjskich. Legalizacja obecności w klinikach studentów lat starszych doprowadzała często do przekraczania tych uprawnień przez pracowników szpitali, co nie zwracało uwagi inspektorów niemieckich. W okresie tego półrocza dyplomy ukończenia studiów lekarskich otrzymało 390 osób.

Po tym okresie zarządzenia władz niemieckich nie przewidywały już żadnych wyjątków w zakresie nauczania w Warszawie. W konsekwencji nastąpił gwałtowny rozwój tajnych szkół, których ze względów konspiracyjnych nie łączono ze sobą. Największy był Wydział Lekarski Tajnego Uniwersytetu Warszawskiego, czyli nauczanie kliniczne w szpitalach warszawskich. Obok niego działała szkoła docenta Zaorskiego, w której prowadzono wykłady z przedmiotów teoretycznych, czyli zastępowała trzy pierwsze lata przedwojennych studiów. Występowała ona oficjalnie jako Prywatna Szkoła Zawodowa dla Pomocniczego Personelu Sanitarnego Jana Zaorskiego. W getcie warszawskim działały medyczne Kursy Akademickie i Komplety Farmaceutyczne oraz kursy przysposobienia przeciwepidemicznego docenta Juliusza Zweibauma. Lekarze klinicyści przyjmowali wszystkich studentów na kursy kliniczne, nie wnikając, z jakich uczelni pochodzą, wystarczała tu rekomendacja odpowiednich osób lub władz podziemia każdego szczebla. Frekwencja była ogromna – wystarczy podać liczbę 3400 wszystkich studiujących w roku akademickim 1943/1944 – aby zdać sobie sprawę z roli, jaką spełniły tajne studia medyczne.

Dodać do tego należy tajny Uniwersytet Ziem Zachodnich, czyli do pewnego stopnia przeniesiony do Warszawy Uniwersytet Poznański. Zebranie inauguracyjne tej placówki odbyło się na początku października 1940 roku przy ulicy Mokotowskiej 51 i tam podjęto decyzje co do organizacji i form działalności. Dziekanem Uniwersytetu został profesor Adam Wrzosek; dziekanat mieścił się w prywatnym mieszkaniu dentysty Michała Świderskiego przy ulicy Wielkiej 11 (dzisiejsza Poznańska). Zajęcia odbywały się głównie w mieszkaniach prywatnych i na oddziałach szpitalnych, ale też na terenie aptek, a nawet w zakładach przemysłowych.

Niemal wszystkim studentom i wykładowcom każdej z tych placówek dydaktycznych groziło stałe niebezpieczeństwo wykrycia przez władze niemieckie i konsekwencje takie, jak wywiezienie do obozów, na Pawiak, rozstrzelanie w Palmirach lub śmierć bezpośrednia. Niezwykła była działalność szkoły prowadzonej przez docenta Zweibauma w getcie. Zajęcia odbywały się w atmosferze nieustannego terroru, niedostatku i głodu. Wyniki tu osiągane były na ogół dobre, prawdopodobnie dzięki małym grupom, szczególnemu stosunkowi słuchaczy do całego tego przedsięwzięcia i zaangażowaniu w nauczanie trudnej do wyobrażenia liczby wykładowców (około 400 osób). Jedynie szkoła Zaorskiego miała dokumenty chroniące podczas łapanek przed wywózką i mogła prowadzić zajęcia w większych grupach, choć dla większego bezpieczeństwa też w mieszkaniach prywatnych.