Zawarty w niniejszym rozdziale przegląd historii warszawskiej geologii uniwersyteckiej, przedstawiony z naciskiem na naukę przez nią uprawianą, nasuwa refleksję na temat miejsca – na tle swojej przeszłości – w którym teraz się ona znajduje i jakie może mieć nadzieje na pomyślną przyszłość.

Historia Uniwersytetu Warszawskiego, a zarazem uprawianych w nim nauk geologicznych, mieści się w czasie naznaczonym długimi okresami pozbawienia Polski wolności i obfitującym w dramatyczne zdarzenia. Zabory, skutki powstań, dwie wojny, komunizm i jego upadek tną ją na etapy przedzielone okresami, w których Uniwersytet nie istniał albo był poddany dotkliwej presji politycznej. Warunki pracy naukowej zawsze tu były trudne, choć z niejednakowych przyczyn.

Przez ten czas w krajach wolnych i bogatych nauki geologiczne rozwijały się swobodnie pośród wszystkich innych. Od schyłku XVIII wieku i przez pierwszą połowę wieku następnego przeżywały one heroiczny okres rozwoju, czas fundamentalnych odkryć, formowania trwałych zrębów wiedzy i wyłaniania się z mineralogii jej podstawowych dyscyplin. W Królewskim Uniwersytecie Warszawskim nie było możliwości, żeby odegrać w nim jakąkolwiek rolę. Wówczas osiągnięciem było już samo nadążanie za wiedzą o ich postępie.

Gdy po długiej przerwie, w 1862 roku geologia odżyła w Szkole Głównej i kilka lat później w Cesarskim Uniwersytecie Warszawskim, wiedza geologiczna tamten etap miała już za sobą. Badania naukowe stały się bardziej wnikliwe, dyscypliny geologiczne wyraźnie się ukształtowały i nabrały samodzielności. Wykładający w Szkole Głównej i w pierwszych dziesięcioleciach Uniwersytetu Karol Jurkiewicz, a zwłaszcza Jan Trejdosiewicz, byli już geologami i pierwsi zaczęli prowadzić badania naukowe. Jednak dopiero na przełomie XIX i XX wieku w Cesarskim Uniwersytecie zaczęto uprawiać nauki geologiczne na poziomie uznawanym w nauce europejskiej za wysoki i z aspiracjami do udziału w ich postępie. Osiągnęli to wykształcony w Dorpacie petrograf Aleksandr Lagorio i paleontolog z Sankt Petersburga Władimir Amalicki, natomiast wybitny krystalofizyk Georgij Wulf i wchodzący przebojem do nauki europejskiej młody polski petrograf Józef Morozewicz byli już tutejszymi uczniami Lagoria.

W utworzonym po I wojnie światowej polskim Uniwersytecie Warszawskim w naukach geologicznych nawiązania do rosyjskiego uniwersytetu były niewielkie, głównie przez profesora geologii Jana Lewińskiego. Więcej wzięły one z Dorpatu, skąd przyszedł profesor mineralogii Stanisław Thugutt i z paryskiej Sorbony, gdzie studiował paleontolog Roman Kozłowski. W wyzwolonej Polsce geologia podporządkowała się jej potrzebom, skupiając się głównie na krajowej problematyce regionalnej. Brak koniunktury dla geologii w okresie międzywojennym odbił się także na zakresie działalności zakładów uniwersyteckich, lecz utrzymywały się one na dobrym poziomie europejskim.

Po druzgocących zniszczeniach z okresu II wojeny światowej profesorowie Jan Samsonowicz, Roman Kozłowski i Antoni Łaszkiewicz przywrócili trzy zakłady uniwersyteckie do życia w podobnej, jak przed wojną, postaci. Dotrwały one do 1952 roku, kiedy wraz z reformą całości polskiej geologii skomasowano edukację geologiczną w wybranych ośrodkach, jeden z dwóch głównych lokując w Uniwersytecie Warszawskim jako Wydział Geologii.

Warszawska geologia uniwersytecka uzyskała wówczas nadzwyczajne możliwości rozwoju. Jakiego by nie przyjąć kryterium: zróżnicowania dyscyplin, złożoności struktury, liczebności profesorów, pracowników i studentów czy rozmiaru dorobku naukowego, to w najbardziej zgeneralizowanym ujęciu historia nauk geologicznych w Uniwersytecie Warszawskim dzieli się na dwa okresy: przed i po utworzeniu Wydziału Geologii. Zadanie postawione przed nim przez władze polityczno-gospodarcze państwa Wydział wypełnił: wykształcił tysiące absolwentów różnych dyscyplin geologicznych wyposażonych w solidną wiedzę zawodową. Byli oni niezbędni wobec zamiaru oparcia gospodarki na przemyśle ciężkim, potrzebującym surowców mineralnych, których poszukiwanie i eksploatacja nie mogły się bez nich obyć.

Tamten system gospodarki centralnie planowanej i upaństwowionej upadł, koniunktura geologii z wielu powodów zmalała, a Wydział dalej istnieje. Perspektywa ponad 60 lat jego istnienia skłania więc do przyjrzenia się następstwom eksperymentu jego utworzenia. Siłę powstającego Wydziału stanowiło zgromadzenie w nim grupy wybitnych profesorów, a zalążek słabości tkwił w konieczności skompletowania personelu pomocniczego z kilku roczników studentów i pierwszych absolwentów, bo to ich rozwój naukowy miał decydować o dalszej przyszłości Wydziału. Pierwsi profesorowie, z przedwojennej selekcji, zyskali tu wyjątkową możliwość utworzenia środowisk naukowych. Wyraziste szkoły naukowe wyrosły wokół profesorów Romana Kozłowskiego, Stefana Różyckiego, Kazimierza Smulikowskiego i młodszych od nich Witolda Kowalskiego oraz Zygmunta Glazera, powstały też zespoły uczniów Edwarda Passendorfera, Józefa Gołąba i Zdzisława Pazdro149.

Czas zatrudnienia tych profesorów stopniowo dobiegał końca na przełomie lat 1960/1970; ostatni odszedł Pazdro w 1974 roku. Kilkanaście lat nie wystarczyło, aby ich uczniowie wykształceni na Wydziale doszli już do profesur, ale zastąpili ich dawniejsi uczniowie. Ubytek profesorów wyraźnie dotknął jednak hydrogeologię, gdzie w latach 1974–1989 nie było profesora i pozostała ona na ten czas z dwoma docentami. Zabrakło też profesorów paleobotaniki i kartografii geologicznej, a odejście Smulikowskiego i Turnau-Morawskiej wywołało osłabienie petrografii.

Wydział rozrastał się jednak dalej, a źródłem regeneracji ubytków byli jego absolwenci. Mało kto dochodził z zewnątrz. Odpływ nauczycieli akademickich odbywał się przede wszystkim na szczeblach niższych od habilitacji, a później był niewielki. Czas odejścia pokolenia pierwszych profesorów zbiegł się z ogólnopolską reformą uczelni. W roku 1968 w miejsce katedr z jednym profesorem na szczycie piramidy młodszych współpracowników utworzono instytuty, w których liczba profesorów zależała tylko od potrzeb dydaktycznych. Studentów było wielu, specjalizacje liczne, a postęp wiedzy uzasadniał nowe przedmioty, więc kto uporał się z habilitacją, mógł pozostać na Wydziale do końca kariery.

Pokolenie warszawskich uczniów założycieli Wydziału licznie dochodziło do habilitacji i profesury, ale tempo karier w różnych szkołach naukowych czy jednostkach Wydziału okazało się bardzo zróżnicowane. Bywało, że szkoła skupiona wokół wybitnego profesora, silnie dominującego nad zespołem, z trudem była w stanie przetrwać jedno tylko pokolenie, a przy zdolności przyciągania uzdolnionych osób i pozostawieniu im dużej swobody skuteczność i trwałość szkoły okazywała się większa. Z grona uczniów profesora Passendorfera cała szóstka, która kończyła studia i pozostała do końca na WG, habilitowała się w wieku 32–37 lat (średnio 34 lata). W środowisku geologii inżynierskiej profesorów Kowalskiego i Glazera to samo pokolenie dochodziło do habilitacji średnio 7 lat później, a hydrogeologowie oraz uczniowie profesorów Smulikowskiego i Polańskiego z IGMiP o około 10 lat później. Czas, jaki im pozostał na pełnienie ról profesorskich, znacznie się przez to skrócił. Niemniej jednak, jeśli w 1957 roku, po uformowaniu się Wydziału, pracowało na nim 12 osób z tytułem naukowym profesora, to na przełomie stuleci ich liczba się podwoiła, a bywało, że przekraczała nawet 30 osób.

Pokolenie to wniosło wielki wkład w pogłębienie znajomości budowy geologicznej Polski, a geologia stosowana we wspieranie gospodarki. Mimo utrudnień w kontaktach międzynarodowych, czołówka naukowa dyscyplin geologii podstawowej nie zrezygnowała z udziału w światowym obiegu myśli. Publikowała po angielsku z dobrym rezonansem światowym, a gdy warunki na to pozwoliły, rozwinęła współpracę międzynarodową. Gremialne zakończenie zatrudnienia tej generacji wypadło około 30 lat po odejściu pierwszej, na przełomie stuleci i w początkach XXI wieku. Ostatni z niej odeszli w 2013 roku. Tym razem, w połączeniu z powolnością karier w następnym pokoleniu, w niektórych jednostkach Wydziału wywołało to znaczny kryzys kadrowy. W IGMiP, gdzie po 1995 roku pozostał tylko sam profesor Włodzimierz Kowalski, a w latach 2002–2007 nie było żadnego profesora nauk mineralogicznych, przez 15 lat po 1981 roku nikt się nie habilitował i dopiero potem zaczęły się liczne habilitacje (9 do roku 2014). W hydrogeologii kryzys związany z odejściem drugiej generacji profesorów był z kolei głęboki, ale krótki i słabiej się zaznaczył niż pierwszy. Po odejściu do 2006 roku całej czwórki profesorów przez trzy lata nie było żadnego profesora hydrogeologii. W latach 1999–2010 habilitowało się 6 osób, ale w wieku 43–63 lat (średnio 52 lata). Mimo wprowadzenia mechanizmów rotacyjnych byli więc oni starsi od swoich poprzedników średnio o 7 lat, a od zespołu uczniów Passendorfera z tamtej generacji o lat 18. W najtrudniejszym położeniu znalazła się geologia inżynierska. Po 2005 roku z licznej grupy profesorów pozostali tylko do 2013 roku Joanna Pinińska i Ryszard Kaczyński. Ubytku profesorów nie kompensowały tu jednak nowe habilitacje, bo w okresie 1981–2013 z geologii inżynierskiej habilitowała się tylko 1 osoba. Przyszłość tej dyscypliny zawisła na jednym doktorze habilitowanym w 2013 roku i sprowadzonym tu z powrotem z innej jednostki profesorze UW Pawle Dobaku.

Po gruntownym odnowieniu grupy posiadającej tytuł lub stopień doktora habilitowanego, w 2014 roku składała się ona z 14 osób z tytułem profesora i 23 osób ze stopniem doktora habilitowanego (w tym 9 profesorów UW). Z takim jej składem rozpoczął się etap, w którym przyszłość Wydziału spoczywa w rękach trzeciej generacji jego społeczności akademickiej. Liczba profesorów wróciła w przybliżeniu do stanu z 1957 roku, natomiast liczni są doktorzy habilitowani.

Istnieją też podstawy do dobrych rokowań na przyszłość – szerokie są kontakty międzynarodowe i wyjście z badaniami poza Polskę. Większość dyscyplin przełamała już dawniejsze opory przed publikowaniem w dobrych czasopismach międzynarodowych i wielu pracowników WG odnosi w tym zakresie sukcesy. Dyscypliny, w których sukcesy naukowe wymagają odpowiedniej aparatury, uzyskały nowoczesne wyposażenie laboratoryjne. Zaciera się już pokoleniowa etapowość zatrudnienia grożąca przejściowymi kryzysami.

Jest jednak jeszcze jeden warunek sukcesu: dopływ nieprzeciętnie uzdolnionej młodzieży, zdecydowanej do skoncentrowania się na pracy naukowej i zapewnienie jej warunków rozwoju. Bo przecież liczba tytułów i stopni naukowych jest tylko uproszczoną miarą potencjału naukowego Wydziału, a obfitość publikacji nie zastąpi dzieł wybitnych, które są najlepszym świadectwem wartości środowiska.